Ekonomia Zagłady

 

Ludwik Hering, Ślady
Czarna Owca 2011
Zebrane w tomie Ślady trzy opowiadania Ludwika Heringa zostały ostatnio ponownie wydane po prawie 70 latach – wszystkie one opowiadają o Warszawie czasu wojny, a po raz pierwszy autor drukował je jeszcze w 1945 i 1947 roku na łamach „Kuźnicy”. Myli się jednak ten, kto sądziłby, że wydawnictwo odgrzebuje jakieś mało wartościowe utwory, bo Zieleniak, Ślady i Meta należą do najlepszych tekstów o wojnie, jakie kiedykolwiek napisano w Polsce, stanowią też – niestety – paradokumentalny zapis polskiego antysemityzmu.
Hering to autor okrutny i drapieżny, nie zważający na cierpienie czytelnika, albo raczej przeciwnie – dążący do wzmocnienia poczucia dyskomfortu odbiorcy, zmniejszenia dystansu oddzielającego go od opisywanych zdarzeń. Rwana, potoczna narracja, zmierzający do maksymalnej oszczędności i prostoty język, usytuowana wewnątrz świata przedstawionego perspektywa opisu służą mu do konstrukcji całkowicie nowoczesnej wizji świata – Warszawa lat 40. nie jest tu odległym światem dawnej wojny, ale przestrzenią ciągle obecnego, rozgrywającego się wciąż na nowo beznadziejnego cierpienia.
Zieleniak, parostronnicowy opis właściwie, a nie opowiadanie, stanowi relację z kilku dni, jakie na miejskim placu spędzają uwięzieni po upadku powstania 1944 warszawiacy. Hering buduje tu swoją wizję, postrzegając rzeczywistość pod jednym tylko kątem: zdobywania pożywienia i zadamawiania się w nowej, koszmarnej rzeczywistości. Zgonieni na plac ludzie tracą swe antropomorficzne cechy, przekształcają się w prymitywne organizmy, działające pod wpływem najbardziej prymitywnych instynktów, posługujący się też zwierzęcymi umiejętnościami przetrwania. Hering pokazuje, że nawet w tak ekstremalnej sytuacji utrzymuje się hierarchia. Nędzarze wyciągnięci przez łotewskich żołnierzy z piwnic nie potrafią pozbyć się pretensji, ambicji i póz. Polor i wykwintność znikają dopiero pod wpływem głodu, ale nie przeradzają się one w poczucie równości. Na placu Zieleniaka nie dochodzi do zrównania sfer, nie budzi się solidarność, lecz jedynie pogarda dla tych, co słabo sobie radzą:
Elegantki z przedmieścia od pierwszej chwili zrezygnowały z wytworności, splunęły energicznie na manikiury i nie ustępowały w zaradności swoim mężczyznom. Odwieczne tradycje jednoizbowców pozwoliły – im właśnie – łatwiej znosić warunki.
Nawet na tym placu, gdzie umiera się z głodu i gdzie grozi wywózka do obozu koncentracyjnego – ludzie zaczynają zbierać przedmioty, handlować, sprzedać można przecież każdą rzecz, wszystko zależy od warunków: na antycznych biurkach wyniesionych z mieszkań adwokatów zalegają teraz marchew i ziemniaki:
Rubensowski kiermasz. Spotworniały kiermasz troglodytów, których radość ze zdobytego żeru i nasycenia nie znajduje jeszcze ujścia w śpiewie i tańcach.
Zieleniak staje się tu światem po Apokalipsie, po którym tułają się niedobitki, cienie ludzkie walczące o resztki. 
W drugim tekście, Śladach, Hering przedstawia tylko fragment rzeczywistości getta, nawiązuje jednak do obrazów, które kojarzymy z opowieści Marka Edelmana czy Martina Graya – głód przedstawiony jest tu z punktu widzenia małych chłopców, wyruszających codziennie poza getto na żebry lub na handel. Te „koty” właściwie nie są już dziećmi, bo na nich spoczywa obowiązek utrzymania rodziny, a widziały zbyt wiele, by zachować jeszcze dziecięcą wiarę w dobro świata. Wojna toczy się tutaj na wszystkich frontach – tak jak polscy dorośli odmawiają pomocy Żydom, tak też czynią ich dzieci, napadające na wracających z miasta po całym dniu małych handlarzy.
Meta stanowi opowieść podobną do pochodzącej z tego samego okresu Ulicy Skaryszewskiej Borowskiego. Nocy stróż z fabryki przylegającej do muru getta stara się pomóc uciekającym przez mur ludziom, ale nikt nie rozumie jego odruchów. Brzozowski znajduje się sam, pomiędzy dwoma grupami: wyższą administracją, która z powodu antysemityzmu nie chce dopuścić do ucieczek oraz robotnikami, chętnie przeprowadzającymi zbiegów, ale tylko za opłatą.
Dominującą w narracji perspektywę stanowi obrót dóbr – sprzedaż, szmugiel, rynek wtórny. Hering opisuje symbiozę żydowsko-aryjską przez pryzmat „kotów”, głodu w getcie i wyprzedawania dóbr domowych, przerzucania w jedną stronę rzeczy nie nadających się do strawienia, a w drugą – worów z mąką, mięsa, alkoholu. Polscy przemytnicy zarabiają na zaopatrywaniu getta, polscy strażacy szabrują palące się w getcie domy, robotnicy z fabryk otaczających getto organizują na dużą skalę bardzo dochodowy przemyt ludzi. Niemcy Żydów przede wszystkim przeszukują, podobnie później robią Ukraińcy z Polakami wyciąganymi z piwnic: na pierwszym planie zawsze pojawia się przedmiot i pragnienie zdobycia dóbr. Świat wojenny nie jest tu zdominowany przez śmierć czy zniszczenie, a właśnie przez przedmioty, dokonuje się całkowita reifikacja rzeczywistości – człowiek znaczy o tyle, o ile dysponuje przedmiotem, który może uratować mu życie, samo zaś życie polega na gromadzeniu przedmiotów i ich wymianie na coraz lepsze sprzęty.
Hering na chłodno (ale jest to chłód spod znaku Borowskiego czy Kertesza – a więc dystans, pod którym kryje się współczucie, przerażenie okrucieństwem świata, wołanie o etyczną czystość, nie zaś nihilizm) obala kolejne mity koncyliacyjne, jakie wykształcili Polacy – znika więc mit zgody narodowej, solidarności wszystkich grup społecznych w cierpieniu, powszechnej pomocy Żydom. Autor podkopuje obraz Warszawy jako miasta-ofiary, wykształcony tuż po wojnie w krótkiej powieści Brandysa Miasto niepokonane.  U Heringa Warszawa to miasto okrutne, bogacące się na nędzy żydowskiej, odziane w futra i garnitury wyniesione z getta: „Getto żyło Warszawą, Warszawa żyła gettem. Każdy wiedział o tym, każdy z tego korzystał, prócz tych czystych, co korzystając nie chcieli o tym wiedzieć. Warszawa żyła gettem jeszcze długo po jego śmierci – aż do własnego końca. Getto było sercem Warszawy (…) odżywiającym najtajniejsze tkanki miasta”. Jednocześnie jednak jest to miasto zacięte w nienawiści:
Chwilami zapominam, że to są Żydzi i to jest jednak straszne
 – mówi jedna z bohaterek Mety na widok podpalania kamienic w getcie przez żołnierzy niemieckich tłumiących powstanie.
Ślady to nie tylko dokumentalny zapis doświadczenia wojennego (choć z biografii autora wiemy, że pierwowzorem stróża Brzozowskiego z Mety był on sam), rodzaj oskarżenia własnego narodu (zupełnie nieakceptowanego – cenzura nie pozwoliła bowiem na druk najbardziej drastycznych fragmentów Metyw 1946 roku), ale przede wszystkim obraz świata znieczulonego na okrucieństwo, przyzwyczajonego do zła, a nawet w tym złu odnajdującego pewną logikę. Ślady prezentują więc zło oswojone, wojnę ujarzmioną, koszmarną rzeczywistość, do której w końcu każdy się przyzwyczaja i w niej buduje dalej swoje życie.
                                                                                             

 

Comments

Komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *