Rodzina jako własność

Jennifer Egan, Domek z piernika

Przeł. Anna Gralak

Znak 2024

Kiedy połowa czytelników zastanawia się, czy to jest powieść o Musku, a druga połowa – czy o Zuckerbergu, mnie tu najbardziej interesują dzieci.

Ale od początku: Egan kreuje w tej powieści świat futurystyczny, taki, w którym Bix Bouton, postać wzorowana na geniuszach technologicznych, wymyśla program umożliwiający pobieranie wspomnień od indywidualnych osób i umieszczanie ich w jednej, dostępnej bazie. Procedura jest stosunkowo prosta, ilość danych olbrzymia – można wyszukiwać wspomnienia po datach i po osobach. Tylko zrewoltowane niedobitki nie pozwalają pobrać swoich wspomnień i podzielić się nimi z innymi ludźmi.

Egan nie jest jakoś specjalnie zajęta tutaj ani technologią, ani nie diagnozuje świata mediów społecznościowych – więcej uwagi poświęca temu, jak zmienia się nasza rzeczywistość pod wpływem technologii, jak kształtuje ona relacje międzyludzkie. Najwięcej uwagi skupia na losach jednostek, których wprowadza tu legion. Jakby miarą autentyczności tego świata, jego wiarygodności i komplikacji była właśnie liczba bohaterów – ale rozwiązanie to wydaje się o tyle uprawnione, że właśnie we wspomnieniach dotyczących innych Egan się zanurza. Jej bohaterowie, podążając za idealnie zakonserwowanymi wspomnieniami z przeszłości innych osób, otrzymują przecież rzeczywistość pełną szczegółów, ludzi, miejsc, odczuć, muszą sami ją strukturyzować i hierarchizować.

W takich panoramicznych powieściach realistycznych zawsze zwracam szczególną uwagę na dzieci – głównie dlatego, że mam pewną roboczą, prywatną teorię, która mówi, że kultura nie potrafi porządnie opowiadać o osobach pozostających w relacjach z dziećmi, że akcja zawiązuje się wtedy dopiero, gdy dziecko zostanie odstawione na boczny tor, na jakiś drugi plan i oddane pod opiekę kogoś innego. Nie jest to teoria specjalnie naukowa i sprawdzona – raczej taka drobna obsesja matki dwojga (jakby powiedzieli Amerykanie „a mother of two”). Zastosowana jednak do Egan wydaje się szalenie ciekawa: pozwala bowiem docisnąć jeszcze mocniej wątek programu „Poznaj swoją podświadomość” Bautona.

Zapisane wspomnienia stają się dostępne dla wszystkich – dzieci oglądają wspomnienia rodziców, odwracają się relacje, nagle widzimy rodziców w sytuacjach, w których nie powinniśmy ich nigdy oglądać. Śledzenie tropu dziecięcego okazuje się też o tyle pożyteczne, że ujawnia wyjątkową subiektywność tej narracji: już w pierwszej scenie Bix prosi żonę o chwilę rozmowy, gdy karmi ona dziecko piersią. Mąż ma pretensje, że żona poświęca dziecku więcej czasu, że nie może z nią porozmawiać „tak jak na studiach”, że zasypia. Sfrustrowany myśli o tym, że dzieci „wysysają z niej energię” już od samego rana, gdy ona uwija się wokół nich, a on medytuje – czy muszę pisać Wam więcej? Już te krótkie przebitki na jego proces myślenia budzą do typa szczerą odrazę.

Większość krytyków skupia się na tym, jak Egan diagnozuje stan amerykańskiego społeczeństwa, ja powiedziałabym, że najwięcej mówi o tym, jak przekładamy sobie relacje kapitalistyczne na rodziny. Otóż po prostu rodzina to własności. U Egan dzieci się ma – posiada, dodaje, płodzi, dzieli. Rodzice nie traktują dzieci jako ludzi, raczej jak mniejsze wersje siebie, jakieś programy naprawcze albo okazje do posiadania czegoś tylko dla siebie, zrobienia w życiu czegoś lepiej/inaczej. Rodziny są obciążeniem, nie pozwalają na wolność, ograniczają, porzuca się je zatem, by za kilka lat zakładać kolejne, jakby nie tylko się tego instynktu nie dało okiełznać, ale jakby też pamięć o rodzinnych okowach okazywała się nadzwyczaj krótkotrwała.

Co więcej – posiadanie rodziny jest zaś u Egan, zwłaszcza dla jej męskich bohaterów,  znakiem osiągnięcia pełni życia, widocznym znakiem zaradności, potwierdzeniem sukcesu na wszystkich polach i dojrzałości. Część z nich wycofuje się z tych rodzin chyłkiem, negocjuje na jakich zasadach może w nich funkcjonować, wybiera, oszukuje, porzuca.

No więc nie bardzo mnie interesują u Egan rozkminy dotyczące technologii, ale jej opowieść o kapitalizowaniu rodzin – owszem tak, poproszę więcej.

Tekst powstał we współpracy z wydawnictwem Znak Literanova.

Comments

Komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *