Łono się unosi

„Łono się unosi, wędruje. Okręca się wokół szyi, pęcznieje pod sercem i umiejscawia poniżej gardła. Dzieci je wypełniają i obciążają, tak że zawsze wraca na właściwe miejsce, lecz kiedy minie czas macierzyństwa podajemy musztardę wprost do przełyku, by odstraszyć łono” – mówi w tej powieści młody medyk do męża kobiety, która wpada w obłęd na początku XVI wieku.

Hargrave opiera swoją fabułę na wydarzeniach z 1518 roku, gdy w Strasburgu wybuchła epidemia choreomanii, dotykająca przede wszystkim kobiet. W szczytowych momentach opętania umierało 15 osób dziennie, władze próbowały ten ruch jednocześnie wykorzystać i okiełznać, straszono diabłem, piekłem, sądem i stosem. Hargrave dokonuje archeologii wątków herstorycznych, opowiada o napięciach nękających zabobonne i spętane przez Kościół społeczeństwo europejskie późnego średniowiecza. Jej główna bohaterka, urodzona w dniu, gdy na pole jej ojca spadła kometa i spaliła plony, córka kobiety oszalałej, nie jest w stanie donosić ciąży – czuje, że kolejne poronienia to kara za grzechy matki i kobiet w ogóle. Zaprzyjaźnia się z podróżującym po Europie muzykantem, muzułmańskim wagabundą i dopiero rozmowy z nim uświadamiają jej, że może sobie swoje życie opowiedzieć inaczej, że nie ponosi winy za kometę, za chorobę matki, że poronienia nie są karą, tylko bezcelowym nieszczęściem. Nie jest to jednak budująca historia o odkrywaniu siebie w dekoracjach z XVI wieku, a  rozpisanie jednego z gorszych momentów w dziejach patriarchalnej Europy: bo każde zjawisko pogodowe, każda zmiana w naturze, każde zachowanie ludzkie jest tu interpretowane w porządku winy, zawsze oczywiście kobiecej oraz Obcych. Wyjątkowe upały, nadmierne mrozy, susze, głód, plagi, niezrozumiałe zachowania zwierząt – wszystko to ma źródło w jakimś kobiecym grzechu, w jej wędrującym łonie. W świecie, w którym diabeł chodzi między ludźmi, ciśnienie religijne, stopień podporządkowania władzy Kościoła wydaje się dzisiaj niezrozumiały. I w gruncie rzeczy o tym właśnie opowiada „Drzewo tańca”.

Już w poprzedniej swojej książce, „Kobiety z Vardo”, Hargrave połączyła trzy wątki: pozycji kobiet, lęku przed Obcymi i jego religijnych źródeł, traktowania zjawisk natury jako wrogich i niezrozumiałych, wymagających poszukiwania magicznych uzasadnień. Ich połączenie pojawia się też w „Drzewie tańca” i nie jest wynikiem wyrachowania marketingowego autorki, bo wszystkie te tematy są tu głęboko związane i stanowią koło zamachowe opowieści, napędzają ją.

Hargrave wymyśla historię, jaką już znamy: o mężczyznach rządzących miastem i buntujących się kobietach. Jest to rodzaj paraboli, w tym kostiumie historycznym autorka opowiada o najbardziej współczesnych konfliktach, a jednocześnie przeszłość ma ten kostium obfity, efektowny, widowiskowy, ale też łatwy – łatwa w tym sensie, że znamy tę fabułę, że już nam ją sto razy opowiadano. Tyle że Hargrave ma lekkie pióro i zmysł narracyjny, że wciąga nas w tę opowieść i wydaje nam się, że jeszcze nigdy jej nie czytałyśmy, dajemy się uwodzić. Na szczęście czytelniczki nie zapłacą za to uwodzenie stosem.

Kiran Millwood Hargrave, Drzewo tańca

przeł. Agnieszka Sobolewska

Znak literanova 2023 (współpraca)

 

 

 

 

Comments

Komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *