Francuskie wakacje

Jak wybrać książkę, jeśli nie chcemy czytać nowości? Co zrobić z tą wolnością czytelniczą, którą zyskujemy, gdy rezygnujemy z podążania za listami bestsellerów? Jakie plany lekturowe założyć?

W tym roku – także z powodów rodzinnych – wybrałam niespieszny model lekturowy, przepraszam więc z góry wszystkich, którzy liczą na raporty dotyczące nowości wydawniczych. Próbuję nadrabiać zaległości (ogromne), pozwalać się prowadzić książkom i autorom. Czytam więc moich ukochanych Francuzów, ale też nie byłabym sobą, gdybym nie próbowała jakoś usystematyzować jakoś tych braków. Zaczęłam więc od listy autorów, których do Polski zaprasza Literacki Sopot – który co roku organizuje festiwal wokół konkretnej kultury narodowej. Pomysł świetny,  bo w Polsce mało w grunecie rzeczy znamy tzw. literaturę powszechną, tłumaczy się wyłącznie z angielskiego i w większości barachło. Jednocześnie też pomysł dość tradycyjny (idea literatury narodowej), zwłaszcza że nie wiadomo, co zrobić wtedy z pisarzami pogranicza, takimi, którzy przekraczają granice, pochodzą z byłych kolonii? Czy nie jest to wtedy utrwalanie systemu opresyjnego? Ale nie o tym chciałam dzisiaj. Literacki Sopot w tym roku zaprasza na edycję francuską i ma ciekawą listę gości, bo wychodzi poza Houellebecqa i Mabanckou – dwóch najbardziej rozpoznawalnych francuskich autorów. Na nich przecież literatura francuska się nie kończy, a każdy kto chce poczytać nową prozę francuską, może zobaczyć program festiwalu i udać się do biblioteki, jeśli nie może jechać do Sopotu.

Wiele książek wyszło do polsku, nie są to najnowsze nowości – gorący towar promocyjny, a książki, które już trochę okrzepły. Co więcej, część z nich zdecydowanie wymaga przypomnienia, bo to świetna literatura, ale opublikowana kilka lat temu przez Sonię Dragę, Prószyńskiego, Muzę, Świat Książki, przeszła kompletnie bez echa. To drugi problem, który notuję tu na marginesie – jak szybko przemijają nowości i to jeszcze takie, które wyszły w wydawnictwach gotowych podjąć ryzyko  publikacji mało znanych w Polsce autorów, ale jednocześnie mają u nas opinię wydawnictw popularnych, niskich? Jak te trzy, które wymieniłam wyżej? Większość książek wydanych przez Karakter albo Wydawnictwo Literackie dostaje potem recenzje w dużych mediach i większości blogów. Gorzej z tymi, które ukazują się gdzie indziej. Ale znów nie o tym tu chciałam.

Pożyczyłam sobie: Philippe Bessona, laureata Goncourtów, Romain Puértolasa, Reynalda Sechera. Czekam też, aż wyjdzie po polsku Historia przemocy Édouarda Louisa (ma być w sierpniu w wydawnictwie Pauza).

Pod nieobecność mężczyzn Bessona to świetna powieść miłosna, doskonała na wypoczynek, bo z pewnością łzami zamoczymy pół leżaka. Miłosna etiuda rozpisana na trzy głosy męskie: 16-letniego Vinceta, który w połowie I wojny światowej nawiązuje przyjaźń z Marcelem Proustem i gorący romans z młodym żołnierzem, który wraca do domu na tygodniowy urlop. Besson świetnie wygrywa napięcie między życiem i śmiercią, miłością platoniczną (między Vincetem i Proustem uczucie kształtuje się według wzorów greckich, kiedy to starszy mężczyzna jest przewodnikiem, przyjacielem i nauczycielem młodego chłopaka) i miłością fizyczną (między dwoma młodymi). Artur zakochuje się w Vincencie w ostatniej chwili przed wyjazdem na wojnę, jest świadom, że pompuje to uczucie jako rodzaj odskoczni, psychicznej traczy, za którą chowa się przed okropieństwem wojny. Vincent najpierw traktuje ten związek jako rodzaj buntu przeciwko ojcu: jego rodzina należy do arystokracji, ojciec nie ma nic przeciwko relacji z Proustem, bo to salonowy lew, nie życzy sobie natomiast jakichkolwiek spotkań z synem guwernantki, który ma zostać nauczycielem.

Besson bierze na warsztat ulubione tematy modernistów, napięcia erotyczne między młodym a starszym ciałem, lęk przed śmiercią sublimowany poprzez seks to przecież ulubione tematy wielu autorów modernistycznych, pamiętamy je dobrze z Iwaszkiewicza. Ale w Pod nieobecność mężczyzn Besson przepracowuje na nowo te tematy, nie zapominając, że pisze już w innej epoce. Uderza w porządek romansu, gorącego związku gejowskiego, kapitalnie odmalowuje seks, a jednocześnie nie ma u niego żadnej pornografii. Sięga po melodramat, a jednocześnie podważa go od razu za pomocą języka jednego z bohaterów – dość infantylnego nastolatka.

Mamy zatem Artura, który wraca na przepustkę do Paryża, tonie w objęciach młodziutkiego kochanka, ale jednocześnie obsesyjnie myśli o śmierci, w przerwach między kolejnymi stosunkami mówi tylko o umieraniu i okopach. Z drugiej zaś strony pojawia się wysublimowany, ale kompletnie nie czujący nowej epoki Proust, opowiadający, że można wygrać wojnę chodząc do restauracji i na koncerty – nie można poddać się psychicznie Niemcom. Proust hipokryta, odradzający Vincentowi związki z mężczyznami ze względu na brak akceptacji społecznej, powszechne przekonanie o ich ohydzie, a jednocześnie uwodzący Vincenta, zazdrosny o Artura. Między nimi zaś Vincet – śliczny, czysty, ale też kompletnie pozbawiony moralnych uprzedzeń, milczący i tym milczeniem właśnie atrakcyjny, przyciągający tych, którzy nie mogą powtrzymać się od mówienia, wygłaszania kilometrowych monologów.

Fantastyczna lektura o dojrzewaniu, miłości, gejowskich związkach u progu XX wieku, ale też portret francuskiego społeczeństwa, którego struktury już trzeszczą w szwach, ale jeszcze się nie rozpadły.

Zdjęcie:  Nil Castellví on Unsplash

Comments

Komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *