Miała być wybitna proza kobieca, a jest tanie czytadło. Autorka szantażuje czytelniczki, bo porusza kwestie modne i głośne: kobieca emancypacja, seksualność. I trudno o tym napisać źle. Ale nie da się inaczej.
Carmen Maria Machado, Jej ciało i inne strony
Przeł. Dobromiła Jankowska
Agora 2018
Polskie życie wydawnicze jest chyba bardzo jałowe, skoro kolejną już średnią, popularną amerykańską prozę sprzedaje nam się jako arcydzieło. A tak pisze się o Machado: proza feministyczna, z pazurem, brutalna i naturalistyczna – to przymiotniki z tylko jednej recenzji. Pazur? Chyba taki z hybrydą, albo inny utemperowany pazur żelowy.
Wszystkie opowiadania oparła Machado na tym samym pomyśle odwlekanej tajemnicy, sekretu, który jest nam sugerowany, późno lub wcale ujawniony. To jest, jak sądzę, sprawdzony przepis creative writing na stworzenie wrażenia komplikacji, literackiej misternej formy. Do tego zaś Machado, nauczycielka z takich właśnie kursów, dorzuca nam garść tematów modnych, ważnych i politycznie słusznych, które wszystkie feministki niosą na ustach: gwałt, prawo do decydowania o własnym ciele, inicjacja seksualna nastolatki, szansa na rozwój osobisty kobiety w wieku średnim, kompleksy, relacje z dziećmi, akceptacja ciała, walka o pozycję w życiu społecznym, odkrywanie własnej tożsamości, seksualna otwartość, zrównanie w prawach do seksu mężczyzn i kobiet. Związuje tym samym ręce potencjalnej krytyce, bo nie sposób nie zgodzić się z jej hasłami, odmówić im słuszności. Tylko że opakowano je w toporną formę literacką, która zubaża także refleksję nad wszystkimi powyższymi zagadnieniami. Machado powtarza schematy narracyjne sprzed 40 lat, jakby powieść postmodernistyczna była gatunkiem nowym i eksperymentalnym. Także na poziomie polityczności Jej ciało i inne strony nie wychodzi poza banał, oklepaną tezę. W opowiadaniu Mężowski szew, tak bardzo chwalonym, chodzi o prawo kobiety do decydowania o sobie, przedstawiane tutaj symbolicznie pod postacią zawiązanej na szyi wstążki. Jej chłopak, późniejszy mąż, nie ma prawa jej dotknąć i dopóki przestrzega zakazu, ich seks, związek, wspólny świat doskonale się układają. W chwili gdy jednak sięga po wstążkę, relacja się psuje, bo mężczyzna odmawia kobiecie prawa do odrębności. Jej ciało zamienia się w ciało lalki. Tej wstążce odpowiada szew założony po porodzie, ma on zwęzić pochwę, o jego dołożenie prosi mąż. Machado mówi zatem, że ciało kobiece poddawane jest ciągłej opresji, ingerencji, ma odsłaniać się i zmieniać, ale tylko w taki sposób, jakiego zażyczy sobie mężczyzna.
Podobnie prosta teza stoi za opowiadaniem pt. Inwentarz, w który Margaret Atwood krzyżuje się z Cormakiem McCarthym. Narratorka opowiada o swoim życiu poprzez wyliczenie kolejnych kochanków obojga płci oraz charakterystykę wspólnego seksu, ich temperamentów, potrzeb i oczekiwań. Widzimy kobietę stopniowo wybijającą się na niepodległość, wyzwoloną, świadomą potrzeb ciała, gotową zaspokajać potrzeby fizyczne bez emocjonalnej więzi. W tle zaś rozwija się zaraza, wielka wyniszczająca ludzkość epidemia, która stopniowo dosięga domu narratorki.
W opowiadaniu o urodzie i jej braku, pięknie fizycznym i trudnych relacjach z córką, pisze Machado, używając infantylnych fraz, tak często przypisywanych słabej prozie kobiecej. I nie mam wrażenia, żeby tutaj przezwyciężała ten stereotyp:
– Tak – mówi pierwsza siostra. – Moja radość tańczyła po domu jako dziecko, a ja tańczyłam z nią. Niemal rozbiłyśmy wtedy dwa wazony!
– Tak – mówi druga siostra. – Uwolniłam swoje wewnętrzne piękno, które wylegiwało się w kałużach światła niczym prężący się kot.
Nie mogę podarować Machado tego banału, jakim operuje, tworząc dość toporne i ilustracyjne historie na poziomie „Wysokich Obcasów”, a nie wybitnej prozy artystycznej. To, co jednak mnie się wydaje obsuwą, słabością tego zbioru, w istocie jest chyba zamierzeniem autorki. Kogo przecież interesuje ambitna powieść, skoro można sprzedać kilka prostych opowiadań?
Zdjęcie: Zulmaury Saavedra on Unsplash