Tak strasznie mi wszystko jedno

Patrycja Pustkowiak, Nocne zwierzęta
WAB 2013
Od pewnego czasu wydawało jej się dziwne, że ludzie mają czas na pracę. Przecież samo picie tyle zajmuje! Poza tym joga, medytacja, trening osobisty, palenie fajek, odsypianie kaca, komentowanie wpisów na Facebooku, często nie starczało jej dnia!

Takie są właśnie główne zajęcia Tamary Mortus – bohaterki z debiutanckiej powieści Patrycji Pustkowiak.

Pustkowiak, sama trzydziestoletnia mieszkanka Warszawy, napisała powieść przeciwko Magdzie M., Seksowi w wielkim mieście i wszelkim innym kobieco-singielskim formatom.  Tamara powinna być szczęśliwą młodą kobietą, bo ma mieszkanie w stolicy, jest wykształcona, pracuje w korporacjach, dba o siebie, szuka wielkiej romantycznej miłości. Stopniowo jednak miałkość tego życia, pragnienie czegoś więcej, stres i samotność zmieniają trajektorię jej życia. Weekendowe picie wina na rozluźnienie zamienia się w ciągłe picie wszystkiego, a głód wrażeń, i potrzeba wybicia się z życiowych kolein powodują, że Tamara sięga po narkotyki. Od tej pory wypady do klubów, spotkania i kolacje sprowadzają się do picia i ćpania.

Sednem Nocnych zwierząt jest obnażenie mechanizmów, kierujących życiem pokolenia 30-latków: pogoni za karierą w korporacji przy jednoczesnym marzeniu o zachowaniu wolności, podporządkowania modom i trendom, które w jakiś paradoksalny sposób splata się z parciem na indywidualizm. Pustkowiak z satyrycznym zacięciem rysuje portret pokolenia, które chce mieć wszystko: sprzedać się i pozostać sobą, odnieść sukces i być niebieskim ptakiem.

Wydaje mi się jednak, że od korporacyjno-miejskiego wątku ważniejszy jest (choć już nie tak uniwersalny) problem  zagospodarowania kobiecego ciała. Pustkowiak próbuje ten społeczny stereotyp podgryźć, rozsadzić. Powszechne przekonanie o tym, że kobieta musi być piękna, związana z kimś, w ciąży lub z dziećmi (słowem, że zawsze komuś ma służyć, określać się względem innych osób, nie może być sama dla siebie), niepokoi autorkę, ale jednocześnie napędza powieść do ostatniej sceny, w której to „zagospodarowanie ciała” realizuje w absolutnie złowieszczy sposób. W końcu kobieta ze społecznego punktu widzenia powinna być przydatka podwójnie − seksualnie i ekonomicznie – ma robić karierę i rodzić, zachować atrakcyjny wygląd i być świetną matką. Tamara zaś odmawia wypełniania tych niezwerbalizowanych nakazów, wypisuje się z erotyczno-matrymonialnej giełdy, jak ognia boi się choćby myśli o dziecku, ale odrzuca też pęd do kariery i przestaje szukać pracy. Zabija czas piciem i leczeniem kaca, bezcelowym leżeniem w brudnym mieszkaniu i masturbowaniem się przy filmach pornograficznych. Czy Tamara cierpi na Weltschmerz? Z pewnością. Jest to jednak weltschmerz kobiecy, feministyczny, wiążący się z obawą przed oczekiwaniami społecznymi, przed starością i starzeniem, przed obowiązkami domowymi i kobiecymi rytuałami, które Tamara uważa za prymitywne:

Z normalnego człowieka oprawionego w skórę i światopogląd zamieniała się w pacjenta na stole lekarza eksperymentatora, była oplątana milionem nieprzystających do siebie kabelków, sączących w nią płyny nawzajem znoszące swoje działanie (…). Czasem zdawało jej się, że w nocy świeci z bólu.

 Kłopot Tamary polega na tym, że nie potrafi znaleźć żadnej wartości, którą uznałaby za swoją, żadnej przestrzeni, w której czułaby się wolna, żadnego zajęcia, które miałoby z jej perspektywy sens. A jednocześnie odczuwa bardzo silne pragnienie jakiejś metafizyki, takiego celu, sensu, które wymykają się naukom społecznym. To właśnie źródło jej fascynacji ezoteryką, drugiej − obok pornografii – prawdziwej pasji, której studiowaniu Tamara oddaje się całą siłą nietrzeźwego umysłu.

Wykonuje więc zajęcia, które powinny wykonywać młode nowoczesne kobiety z wielkiego miasta i pije potem do nieprzytomności, bo nie może znieść pustki, jaka się z nimi wiąże. Ani feminizm, ani patriarchat, ani katolicyzm, ani joga, ani narkomania – nie ma niczego, co Tamara uznałaby za swoje:

Na kursach medytacji uczyli Tamarę, żeby koncentrować się na danym zagadnieniu, na tym, co chcesz do siebie przyciągnąć. Więc Tamara myśli: alkohol, alkohol, wino, wino, wódka!

Kłopot z krytykami, którzy zaczynają pisać, jest taki, że sami natychmiast wyczerpująco komentują, otwierają swoje książki. Pustkowiak robi to w rozmowie z Agatą Pyzik w „Lampie”. Odsyła czytelnika do dwóch najważniejszych dla Nocnych zwierząt kontekstów i autorów: Houellebecqua i Jelinek. Gdyby ktoś jednak chciał przeczytać coś dowcipnego – radzę sięgnąć raczej po Pustkowiak, niż po Jelinek.

Comments

Komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *