Strażniczki narodowej pamięci

Polska literatura łagrowa to „ziemia niczyja” – dyskurs rodzący się przede wszystkim na emigracji – we Francji i Anglii, tłumiony w PRL-u przez najsurowsze zapisy cenzuralne, po 1989 roku spychany na dalszy plan przez tematy bardziej aktualne, a dotyczące rozliczenia się z komunizmem. W literaturoznawstwie zaś temat drugorzędny, ustępujący miejsca dużo bardziej atrakcyjnemu badawczo Holocaustowi, do opisu którego można wykorzystać wiele tekstów teoretycznych pisanych na Zachodzie. Problem łagrów w polskim języku naukowym zagrabili historycy – to oni przede wszystkim, a nie badacze literatury, szukają w tekstach dokumentu osobistego śladów doświadczenia historycznego, czytają literaturę pod kątem typowości, reprezentatywności, próbują ustalić totalizujący schemat polskich losów łagrowych. Ustalają liczby więźniów, miejsca ich koncentracji, losy kolejnych zesłanych kontyngentów, ich wojenne i powojenne peregrynacje po ZSRR, a także warunki życia w obozach. Z konieczności więc, badacze opisujący ten nurt literatury, dokonują wąskiej komparatystyki: szukają w tekstach reprezentacji doświadczenia historycznego, porównują realizacje literackie z tekstami historiograficznymi, i próbują zdiagnozować, jak w literaturze przedstawia się zdarzenie znane nam z historii. Ta droga okazuje się jednak z punktu widzenia rozwoju historii literatury ślepa – mnożyć można bowiem takie analizy w nieskończoność, a i tak nie dowiemy się z nich niczego na temat samego dyskursu. Zobaczymy jedynie splot literatury i historii, i choć w tym nurcie literatury jest to problem pierwszorzędny, jest eksploatacja niestety nie jest też specjalnie odkrywcza, a jako narzędzie interpretacyjne, czytanie tekstu przez pryzmat faktu, okazuje się nieużyteczne.

Tymczasem teoria literatury podsuwa nam narzędzia doskonale nadające się do analizy polskiego dyskursu łagrowego jako autonomicznego bytu, bez trawestowania tekstów poświęconych Zagładzie, bez sięgania do historycznych analiz. Tym narzędziem jest właśnie Nowy Historycyzm, który odrzucając strukturalistyczne przekonanie o autonomiczności tekstu, zanurza go na powrót w kontekście historycznym, społecznym i biograficznym.

Polska literatura łagrowa to gigantyczny obszar tekstów, bo literaturoznawcy zaliczają do niego wszystko, co tylko dotyczy doświadczenia Polaków w Związku Radzieckim od 1939 do 1989 roku. Nie miejsce tu na tworzenie genologicznych klasyfikacji, aby jednak przedstawić pewne punkty węzłowe tego obszaru literatury skupię się na dwóch zaledwie tekstach – „W domu niewoli” Beaty Obertyńskiej i „Po wyzwoleniu” Barbary Skargi. Oba te teksty wyznaczają ramy, w jakich mieści się polska literatura łagrowa, pochodzą bowiem z różnych epok – Obertyńska wydała swoje wspomnienia w 1946 roku, Skarga zaś w 1984. Teksty ten należą też do przeciwstawnych nurtów, które na potrzeby tego wystąpienia nazwałam roboczo: „nurtem martyrologicznym” i „nurtem nowoczesnym”.

Dla dyskursu łagrowego kluczowymi pojęciami są pamięć i świadectwo. Obie te kategorie realizują się u Obertyńskiej i Skargi na różne, wręcz przeciwstawne sposoby. Obertyńska wydała swoją książkę w Rzymie, w 1946 roku, w Bibliotece „Orła Białego”, w której ukazały się też wspomnienia Herminii Naglerowej „Ludzie sponiewierani”. Wydostała się z Workut-stroju na mocy paktu Sikorski-Majski, wstąpiła do Armii Andersa. Po zakończeniu działań wojennych, jako porucznik II Korpusu, została odkomenderowana do napisania wspomnień – taka jest geneza „Z domu niewoli”. Tekst ten miał stać się nie tylko zapisem jej osobistych przeżyć, lecz raczej dowodem polskiego losu w ZSRR, widocznym świadectwem zbrodni wojennych, jakich NKWD dopuściło się wobec Polaków, którzy w 1939 roku znaleźli się na terenach okupowanych przez komunistyczne imperium. Obertyńska, przedstawiając swój pobyt w radzieckich więzieniach w łagrze na Północy, bierze udział w konstrukcji ideologii, buduje mit wojennej martyrologii, który stanie się fundamentem polskiej tożsamości emigracyjnej. Jej wspomnienia nie są więc tekstem osobistym, zindywidualizowanym, choć w tekście wraca ciągle forma „ja” i na poziomie opisu dominuje narracja subiektywna, to jednak kryje się za nią wyraźne „my” i dążenie do zobiektywizowania wizji świata przedstawionego. „W domu niewoli” to polska próba przełamania dyskursu władzy, zapis przeciw-pamięci, podkreślający polską niezgodę na ustalenia jałtańskie, na przejęcie władzy w Polsce przez członków PPR.

Barbara Skarga pisała swoje wspomnienia przez kilka lat, bardzo niechętnie. Nie stała za nią żadna siła polityczna, czy sprecyzowana ideologia, której wyrazicielką stałaby się autorka, jak było to w przypadku Obertyńskiej. Skarga rozpoczęła swoje wspomnienia u progu lat 80., tło dla konstruowania narracji o pobycie w łagrze stanowił więc zryw Solidarności, wprowadzenie stanu wojennego, ostateczne usztywnienie systemu komunistycznego przed jego powolnym rozkładem w ramach pierestrojki. Skarga nie angażowała się w politykę, w działalność II obiegu czy opozycji[1]. Oczywiście nie można patrzeć na „Po wyzwoleniu” jako na tekst pozbawiony intencji. Wydaje się raczej, że i tu wyeksponowana została przeciw-pamięć, skierowana jest ona jednak nie tylko przeciwko mitom założycielskim PRL-u, ale i przeciwko heroicznemu wyobrażeniu polskiego pobytu w łagrach, jakie znajdziemy w wielu wspomnieniach osobistych, wpisujących się w paradygmat romantyczny i przedstawiających polskie cierpienia [1]obozowe jako kontynuację losów zesłańców i katorżników z XIX wieku. Skarga konstruuje swoją narrację jako kontrę, osobiste wyznanie, które poprzez swój konkret i podnoszenie faktów wstydliwych i krępujących z mityczno-romantycznego punktu widzenia, rozbija paradygmat martyrologiczny.

 

  1. problem pamięci

Zarówno tekst Obertyńskiej, jak i Skargi wpisują się w coraz dogłębniej analizowany dział kultury, jakim jest kultura pamięci. Do jego rozwoju doszło w latach 80., gdy miał miejsce zwrot pamięciowy i źródła subiektywne, pisane z perspektywy jednostki oraz źródła, których nie można nazwać dokumentalnymi w sensie historycznym zyskały status równy źródłom archiwalnym[2]. Badania kulturowe sprawiły, że zaczęto traktować literaturę i teksty w ogóle jako jeden z typów mediów pamięci. O ile jednak kultura pamięci skupia się raczej na jej kolektywnym wymiarze, o tyle ja jednak zamierzam wykorzystać pewne odkrycia badaczy zajmujących się tą dziedziną, do analizy zindywidualizowanej warstwy we wspomnieniach obu przywoływanych tu autorek. Wielokrotnie już przedstawiano polskie wspomnienia z Gułagu jako zapis doświadczenia zbiorowego, szukano w nich przede wszystkim pewnych loci communes literatury łagrowej.

Zaskakujące przede wszystkim jest połączenie w tekstach wspomnieniowych ciągłości i czasowego przeskoku. Jan Assman pisze, że przeszłość tworzy się nie poprzez upływ czasu, lecz poprzez gwałtowne pęknięcie, zerwanie ciągłości. Przeszłość pojawia się dopiero w chwili, gdy zaczyna budować się jakiś nowy porządek, gdy pojawia się początek[3]. Wtedy też zostaje uruchomiona pamięć, która wskazać ma to, co różni przeszłość od teraźniejszości. W narracjach o łagrach motyw zerwania zarysowany jest wyraźnie – wskazuje go chwila aresztowania i przejście w sferę nowej rzeczywistości, która staje się dla uwięzionych teraźniejszością. Jednak we wspomnieniach Obertyńskiej teraźniejszość ta jest nieustannie kwestionowana, autorka odbiera jej status czasu rzeczywistego, a wprowadza odwrócony porządek myślenia – świat, w którym się znalazła to ułuda, sen, koszmary majak. Rzeczywistość pozostała w innym czasie i innym miejscu – w przeszłości i poza murami więzienia. Nawet gdy doświadczenie cielesne zakorzenia ją boleśnie w danej chwili, gdy głód przypomina o trwającym hic et nunc, to bohaterka nie rezygnuje z kwestionowania swojego stanu: „Nie chcę też za żadne skarby uczuć tego, co się dzieje. Puszczam świadomość płytko po nawierzchni rzeczywistości, nie pozwalam myśli patrzeć ani przed siebie, ani wstecz”[4]. W tekście przewija się ciągła świadomość, że pobyt w więzieniu i łagrze jest jakąś historyczną i logiczną aberracją, dziejową niesprawiedliwością, że nie jest prawdziwy. Wątek tych rozważań kończy się myślą, która pojawia się po apelu, gdy więźniarki dowiedziały się o pakcie Sikorski-Majski: „Nigdy jakoś nie wierzyłam w długą u nich niewolę. I nie ja jedna. Większość z nas. Wyroki po pięć, dziesięć, piętnaście i dwadzieścia pięć lat – przyjmowało się bez mrugnięcia powiek, jeśli nie z drwiącym uśmiechem, co do furii doprowadzało władze. Kiedy nam mówili, że zostaniemy u nich na zawsze, nie robiło to na nikim prawie wrażenia. Po prostu nikt nie wierzył” (WDN, str. 168). Oczywiście, można zarzucić tu autorce anachronizm, rzutowanie wiedzy, jaką miała w czasie pisania tekstu, czyli w 1946 roku na doświadczenia 1941. Wydaje się jednak, że zapis ten nie jest błędem w narracji, lecz spełnia inną funkcję – Obertyńska swoimi wspomnieniami próbuje zdobyć władzę, skonstruować swoją historię na przekór dziejom pisanym przez zwycięzców. Aktywnie angażuje się w pisanie polskiej historii – i jest zresztą historia ku pokrzepieniu serc. Opisany przez nią brak wiary w wieczny pobyt Polaków w łagrach to więc obraz optymistyczny i heroiczny, pokazujący Polaków, wierzących w bożą opatrzność, która narodowi wybranemu nie pozwoli zginąć w kazamatach sowieckich, ale też jako niepokonanych – można ich uwięzić, ale nie złamać. Nawet uginając się pod ciężarem taczek w Workut-stroju, wierzyć oni będą w niesprawiedliwość swojego losu i własną niewinność.

Inaczej jest u Skargi – pęknięcie czasu i przejście w nową teraźniejszość realizuje się tu w całej pełni. Skarga pisze swe wspomnienia po 20 latach i w jej narracji zachowany jest dualizm – czasu narracji i czasu fabuły, jednak w partiach poświęconych uwięzieniu nie pojawia się triumfalna świadomość przezwyciężenia własnego doświadczenia zdobyta w 1955 roku. Wręcz przeciwnie – pojawia się myśl o klęsce osobistej, klęsce własnego pokolenia, które tworzyło AK na Litwie  i trafiło do obozów za przynależność do ruchu oporu wobec sowieckiej władzy: „rząd warszawski milczał, być może nawet chciał naszego zatracenia, pozbycia się raz na zawsze świadków wydarzeń, jakie się rozegrały pomiędzy Bugiem a dawną granicą Polski. Każdy z nas był takim żywym świadkiem zaboru, represji, przestępstw. Może lepiej było raz na zawsze wymazać te brudne karty z historii, zatrzeć ich ślady. Repatriować – to jakby wskrzeszać niebyłych, już zapomnianych, milczących[5]”.

Harold Welzer mówi, że nie ma czystych aktów pamięci, zawsze zapamiętujemy nasze doświadczenia poprzez schemat narracyjny – odwołanie do literatury lub innych znanych nam już wcześniej historii. Pamięć to według niemieckiego badacza „dyskursywny artefakt”, nabywamy pamięć w ramach procesów socjalizacyjnych, wraz z którymi przyjmujemy przekonanie, że historia społecznie akceptowana, to taka, która ma sens. Tym samym więc, gdy opowiadamy, układamy nasze doświadczenia w ramach pewnego wzoru[6]. Tak też jest w przypadku Obertyńskiej i Skargi, choć obie wybierają zupełnie inne matryce, a opisują przecież doświadczanie w swych ramach podobne – pobyt w łagrze i uwolnienie z niego. Okazuje się jednak, że te czynniki, które większość badaczy spycha na dalszy plan, jako drugorzędne[7] – czyli ścisły kontekst biograficzny i historyczny – tutaj determinują sposób reprezentacji doświadczenia. Wspomnienie Obertyńskiej jest bardziej optymistyczne, bo jej pobyt w łagrze był krótki, zakończył się masowym uwalnianiem Polaków, zawiązaniem armii, walką z Niemcami. Skarga pozbawiona jest złudzeń co do boskiego wpływu na historię, bo aresztowana w 1944 roku, po sfingowanym procesie, spędziła w obozach 10 lat, a później jeszcze rok na zesłaniu.

Beata Obertyńska porządkuje swoje wspomnienia, odwołując się do schematu narracyjnego melodramatu, Barbara Skarga zaś sięga po model tragedii. Poczuciu triumfu i patosowi Obertyńskiej można zatem przeciwstawić poczucie tragizmu i ironię Skargi. Nie chodzi tu tylko o wyobrażenie historii widoczne w ich tekstach, nie ma tu więc miejsca na analizę spod znaku Hydena White’a. Ważniejsze wydaje się właśnie ujęcie biografii i polskiego losu w świetle tych właśnie schematów narracyjnych. Obertyńska sięga po styl patetyczny, nasyca swój tekst zdaniami wykrzyknikowymi i biblijną metaforyką: „Sowiety przekroczyły wschodnią granicę!!! W bezbronny, ku pierwszemu wrogowi twarzą obrócony kraj, kraj łamiący się w nierównej śmiertelnej walce, leją się oto wszystkim drogami, walą polami na przełaj jak brudna, znienacka narastająca powódź! Złamali pakt! Pogwałcili umowę! Podcięli broniącej się Polce nogi z nagła i podstępnie, swój zakrzywiony sierp wbijając w jej plecy, a młotem zadając zbójecki cios w głowę – od tyłu!” (WDN, str. 7). Równie istotną rolę odgrywa tu prowidencjalizm postromantyczny, przejawiający się wezwaniami do Boga. Gdy zastanawia się na przyczynami polskiej pewności o niezbyt długim pobycie w ZSRR, pisze: „Po prostu nikt nie wierzył. Trudno powiedzieć, dlaczego tak było (…) Przeczucie? Nie… To nie było i przeczucie. Raczej ślepa wiara w miłosierdzie boże i niezachwiana pewność, że nas Pan Bóg woli od bolszewików. Po prostu” (WDN, str. 168). Beata Obertyńska przedstawia swą historię w ZSRR jako koszmarną przygodę, ale taką jednak, która otrzymuje szczęśliwe zakończenie. Kolejne niebezpieczeństwa, zagrożenie życia, pobyt w łagrze to sytuacje-próby, które miały na celu sprawdzenie godności i honoru Polek – czy podporządkowują się radzieckiej władzy: poddadzą się więziennemu reżimowi, będą próbowały ulżyć sobie w pracy obozowej. Autorka chwali swoje towarzyszki za ich chart ducha, za używanie języka niesplamionego więzienną gwarą, za oziębłość wobec strażników, za zapięte koszule w więziennej, nagrzanej celi. Te, które się ugięły, zasługują tylko na pogardę – jak Trusiowa, która związała się z pracownikiem obozowym, nie mogąc znieść ciężaru pracy: „Oburza nas jej jawna zażyłość z rudzielcem, przyjmowanie od niego prezentów, wysiadywanie z nim w pralni po godzinach pracy, wreszcie częste jego wizyty o zmroku na jej kojce. Baba jednak nie dba o opinię kretowiny. Uderzyło jej do głupiej głowy przypóźne babie lato i chce sobie powetować wszystkie barszczowickie rozczarowania” (WDN, str. 186).

W przeciwieństwie do patetycznego tonu dominującego we wspomnieniach Obertyńskiej, Skarga posługuje się raczej suchą, wręcz oschłą narracją, nasycając ją w wielu miejscach ironią. W rozmowie z Katarzyną Janowską i Piotrem Mucharskim puentuje ona swój pobyt w obozie w następujący sposób: „Wróciłam prawie całkiem siwa, a miałam dopiero trzydzieści sześć lat. Młodość minęła. To było nawet interesujące doświadczenie, tylko trochę za długie”[8]. 11 lat spędzone w systemie penitencjarnym Związku Radzieckiego zakończone uwolnieniem z łagru, a w końcu repatriacją do Polski zimą 1955 roku nie układa się autorce w formę melodramatu zakończonego szczęśliwie. Pierwsza klęska to jej uwięzienie, widziane nie z perspektywy osobistej biografii, lecz w szerszej perspektywie jako efekt przejmowania przez Sowietów władzy na Litwie, a tym samym poczucie bezowocności własnej pracy w konspiracji i poświęcenia: „Każdy szedł do podziemnej pracy z poczucia obowiązku, licząc się z góry z konsekwencjami. A jednak takich konsekwencji mało kto się spodziewał. Mało kto przypuszczał, że wyzwoliciele przynoszą nam nową straszną niewolę. Myśl o niej jest naszym codziennym chlebem, gorzkim chlebem klęski” (PW, str. 25). Po raz drugi, paradoksalnie, dopiero po wyjściu z obozu ogarnia ją apatia i poczucie klęski: tym razem spowodowana przemianą rzeczywistości, nagłym objawieniem zmierzchu znanego świata i koniecznością znalezienia sobie miejsca w nowej rzeczywistości, która nigdy już nie będzie własna: „Kiedy nas stąd zabierano, były to jeszcze nasze ziemie, nasz rodzinny kraj. Teraz widzimy rosyjskie napisy na drogach, na dobrze nam znanych stacjach (…). Nie chcę używać wielkich słów, jednak jest faktem, że za nią (ziemię) walczyliśmy, wielu z nas oddało za nią swe życie. My, aresztowani, całą naszą młodość i zdrowie. Teraz mijamy ślady pogorzelisk” (PW, str. 296). Pobyt w obozie Skarga opowiada skrótowo, wybierając spośród 10-letnich doświadczeń, historie najważniejsze, w jej głosie pobrzmiewa pewność i dystans starego więźnia, który wszystko widział i wszystko już wie, niczemu się nie dziwi: „Ulubionym sposobem wymuszania zeznań nie było bicie, nie są sposoby prostsze i mniej przykre dla czułego serca panów śledczych” (PW, str. 18). Skarga też, w przeciwieństwie do Obertyńskiej, wplata do swojej narracji historie nie licujące z obrazem cierpiących za polskość – wspomina obozowe małżeństwa, aborcje, których dokonywał polski pielęgniarz, tuftę i błat, jakich dopuszczała się na co dzień w pracy. O piciu wódki w łagrze pisze następująco: „Trochę się w głowie kręci, bo zakąski nie ma (…). Nie, nie mamy zamiaru wkładania włosiennicy. Nie przyjmujemy pokutnych worków. Nie będziemy robić z siebie męczenników. W obozie się nie płacze, nie lamentuje, nie biada. Tam, gdzie cierpienie jest bez granic, nie mówi się o cierpieniu” (PW, str. 90).

 

  1. problem świadectwa

Kategoria świadectwa pojawia się w tekstach łagrowych w obu swych znaczeniach. Świadectwo to dokument stwierdzający pewien fakt lub prawo, ale też potwierdzenie czegoś przez naocznego świadka. „Świadczyć” oznacza zaś „być objawem, dowodem, świadectwem czegoś”, ale również „występować w charakterze świadka, składać zeznania dotyczące okoliczności rozpatrywanej sprawy, świadczyć za czymś lub przeciw komuś”. Czynność dawania świadectwa jeszcze w XVI wieku w językach słowiańskich wiązała się ze znaczeniem czasownika „doświadczać”. Świadectwo wiązało się z wiedzą, świadomością i widzeniem, aby dać świadectwo niezbędne było zmysłowe, osobiste uczestnictwo, kontakt podmiotu ze światem[9]. Świadectwo literackie rozwija cechy wynikające ze znaczenia czasownika „świadczyć”: sednem staje się odsłonięcie, odkrycie prawdy i przekazanie tej rewelacji innym. Mechanizm komunikowania swojego doświadczenia osobistego Jerzy Jedlicki nazywa niezniszczalną potrzebą człowieka. Obowiązek zaświadczenia, wiara, że świadectwo zostanie odczytane, nie gasną nigdy, stanowią wyraz dążenia do zachowania historycznej ciągłości[10]. Podjęcie głosu w imieniu zmarłych i uwięzionych można nazwać etyczną substytucją, świadek stawia się w sytuacji tych, którzy cierpią i nie mogą opowiedzieć o swoim doświadczeniu. Skarga pisze: „A jednak są rzeczy, które nie tylko są godne utrwalenia. Należałoby o nich krzyczeć tak głośno, żeby ten krzyk usłyszeli wszyscy” (PW, str. 5).

Przyczyny spisywania relacji z życia obozowego najczęściej są egzemplifikowane za pomocą metafory nakazu. Obertyńska rozpoczyna swoje wspomnienia od dedykacji „Tym, którzy tam ginęli i giną…” (WDN, str. 5). Barbara Skarga stwierdza, że jej wspomnienia wyrastają z moralnego zobowiązania wobec pomordowanych: „Jeśli piszę dziś jeszcze, to dla tych chłopców, dla ich pamięci (…). Nikt już o nich dziś nie pamięta. Nikt już o nich nie mówi. Daremne ofiary. Nieugięci, niepokonani wierni. Nie oszczędzono im niczego. Jak musieli się czuć, gdy stawiano ich w szeregu nad wykopanym dołem razem z Niemcami, z którymi przez pięć lat walczyli. Zrównani z wrogiem pod karabinami przyjaciół, wyzwolicieli, sprzymierzeńców. Woleliby usłyszeć komendę: Fauer!, lecz usłyszeli: Ogoń, tak jak gdyby ktoś zawołał Ognia!” (PW, str. 29). Własne przeżycie zyskuje uzasadnienie tylko poprzez obowiązek opowiedzenia o tym, czego doświadczyło się w więzieniu i łagrze. We wspomnieniach Skargi, dla której cierpienie obozowe pozbawione jest pierwiastka boskiego, nie służy niczemu i nie prowadzi do romantycznego „przeanielenia”, powraca nieustannie świadomość przypadkowości własnego przeżycia: „Mam jednak wobec tych ludzi, którzy tam przy mnie odchodzili obowiązek pamięci, bo ja przecież żyję, a ich nie ma już dawno, a byli tak samo młodzi i tak samo jak inni i jak ja chcieli żyć” (PW, str. 48). Głoszenie świadectwa interpretowane w ten sposób, ma źródła przede wszystkim moralne: podmiot-ocalony jest winny, choć sam nie popełnił zbrodni. Zajął jednak miejsce drugiego, jego uwolnienie złamało prawo Gułagu. Przezwyciężenie poczucia dezercji i nielojalności wobec pozostawionych towarzyszy dokonuje się poprzez upamiętnienie w tekście ich postaci. Co więcej, doświadczenie łagrowe staje się bardziej bolesne po wyzwoleniu, bo w czasie uwięzienia w łagrze wrażliwość tępieje i nie odczuwa się cudzego bólu. W całej pełni dotyka on człowieka dopiero na wolności, gdy na nowo zaczyna on uczyć się odczuwania emocji: „Kiedy dziś wspominam to wydarzenie, wstrząsa mną ono silniej niż wówczas, gdy byłam jego świadkiem. Byłyśmy tak oblepione ze wszystkich stron nieszczęściem, że jedno więcej nie mogło już na nas zrobić wrażenia. Miało ono dla nas inny sens” (PW, str. 198). Życie, do tej pory będące własnością jedynie podmiotu, z chwilą opuszczenia przez niech obozu, zostaje obciążone obowiązkiem, któremu musi się on podporządkować. Nie może realizować swoich osobistych celów, bo musi zaświadczyć o tych, którzy tam pozostali. Autor podejmuje się misji opowiedzenia o losie zamordowanych i uwięzionych, którzy nie mogą sami zabrać głosu. U Obertyńskiej świadectwo często przybiera formę lamentu. Relacja staje się skargą w ustach ofiary – pozbawionej domu, wynędzniałej fizycznie, ogarniętej przygnębieniem. Realizuje się poprzez wyliczenie strat, nieszczęść spowodowanych przez łagier. Czasem ma formę opisu własnego wyglądu, Obertyńska wylicza cechy swojego nowego wizerunku: strupy, rany, brudne szmaty okrywające wychudzone ciało, ręcznik związany ciasno wokół zawszonej głowy.

Pisanie staje się dla uwolnionego więźnia nie tylko formą spłacenia długu, zadośćuczynienia towarzyszom, ale też okazją do odzyskania własnej tożsamości. Przez długi czas poddawany reifikacji, został z podmiotowości wyzuty, stał się ofiarą-przedmiotem. Takiemu dewaluującemu postrzeganiu własnej egzystencji może zapobiec przyjęcie na siebie roli świadka-narratora. Więzień noszący na ubraniu numer zamiast nazwiska, recytujący na zawołanie swój wyrok, teraz w trakcie budowania narracji przemienia się z przedmiotu w podmiot dyskursu. Głos gwarantuje mu niezależny byt, w akcie twórczym dochodzi każdorazowo do reintegracji tożsamości. Jest to jednak zawsze tożsamość świadka i strażnika pamięci, zakorzeniająca uwolnionego w cały czas odtwarzanym na nowo czasie przeszłym. Funkcja komemoratywna to najważniejsze zadanie pamięci pojmowanej w jej aspekcie zbiorowym – to ona gwarantuje istnienie i ciągłość tożsamości wspólnoty[11], czasem może ona jednak jawić się jako obciążenie. U Obertyńskiej to podstawowy obowiązek, u Skargi – zadanie do spełnienia, by móc się wyzwolić, balast, który trzeba wreszcie zrzucić z ramion, trybut, jaki trzeba zapłacić umarłym, by móc żyć swoim życiem. Spisywanie wspomnień staje się więc symbolicznym aktem odzyskiwania siebie samego jako innego, już nie więźnia-zeka.

Mechanizm wspominania u Obertyńskiej i Skargi odgrywa inne role: pamięć przedstawiona w „W domu niewoli” służy przede wszystkim magazynowaniu – przechowywaniu, gromadzeniu danych, utrzymaniu treści zawartych we wspomnieniu w gotowości do odtworzenia. Obertyńska buduje swoją narrację jako lieu de memoire, o jakim pisał Pierre Nora: tylko zapisywanie na nośnikach gwarantuje przetrwanie w miarę trwałej wersji historii, a tym samym stabilizuje tożsamość społeczną[12]. Takim właśnie miejscem pamięci, nośnikiem staje się dla Obertyńskiej literatura dokumentalna, tekst to zapis doświadczenia, ma przekazać pewną ideologię, konkretną wizję świata, ma nadawać rzeczywistości nowy sens. Obertyńska poprzez swoją narrację staje się strażniczką narodowej pamięci, „W domu niewoli” jako miejsce pamięci ma zapobiegać zapomnieniu o jednym z najbardziej traumatycznych doświadczeń narodowych, stąd pobrzmiewające w nim podniosłe tony, biblijna metaforyka, szczegółowość opisu i preferowanie budujących przykładów.

Inaczej Skarga – choć u niej także pamięć jest zobowiązaniem moralnym, to jednocześnie jawi się ona jako obciążenie, autorka niechętnie konstruuje swoją opowieść, nie chce jej, unika pracy, odkłada pisanie na wiele miesięcy. Wraz z upływem czasu wspomnienia zatarły się, teraz musi do nich wrócić: „Inna rzecz nie daje mi spokoju. Wszystkie te postacie, tak różne, które towarzyszyły moim dniom, które znałam tak dobrze, przestały być żywe. Zamazały mi się w pamięci, wytarły, nic o nich nie potrafię powiedzieć” (PW, str. 106). Później jednak stwierdza: „Niedobrze jest pisać o obozie. Od paru dni śni mi się w nocy bardziej realny niż jawa. Wydaje mi się, że właśnie się obudziłam, że powrót, Warszawa, wszystko, co nastąpiło po powrocie przez te długie dwadzieścia lat, jest tylko marzeniem, sennym urojeniem i oto znów idę dróżką koło hofmanki i widzę ją tak wyraźnie, z drobnymi szczegółami, które się dawno w pamięci zatarły” (PW, str. 127). Tak więc u Obertyńskiej dominuje dążenie do zaświadczenia, upamiętnienia, u Skargi zaś – dążenie do zapomnienia. Jeszcze raz przywołam tu cytat, którym posłużyłam się wcześniej: Skarga pisze o swoim obowiązku – „Nikt już o nich dziś nie pamięta. Nikt już o nich nie mówi” – o ile wcześniej nacisk należało położyć na dopełnienie w tych zdaniach – na tych, których autorka wspomina, o tyle teraz zwróćmy uwagę na podmiot – nikt o nich nie pamięta, dlatego też autorka dwadzieścia lat po wyjściu z obozu musi spełnić ten przez nikogo nie zrealizowany obowiązek, tylko ona bowiem sprzątała celę, z której nad ranem wyprowadzono wszystkich mężczyzn, tylko ona układała na wózku mundury polskie i niemieckie, tylko ona ścierała podłogę w celi, szykując miejsce dla następnych więźniów. Wypełnia więc swój obowiązek pod przymusem, dzieli się z czytelnikiem swoimi najbardziej prywatnymi wspomnieniami, pisze o rzeczach, o których nie mówiła przyjaciołom, nie z obawy przed donosem, lecz dlatego, że uznawała je za zbyt osobiste[13].

U Obertyńskiej dominuje magazynująca funkcja pamięci[14], autorka konstruuje swój tekst nie w izolacji, a w kontekście zbiorowości, spisywała ona swoje wspomnienia dla innych, by pamiętali, ale też by dołączali swoje narracje: za „W domu niewoli” opublikowanym wcześnie, bo w 1946, poszli inni: Grubiński z „Między młotem a sierpem” (1948), Czapski z „Na nieludzkiej ziemi” (1949), Krakowiecki z „Książką o Kołymie” (1950), Wittlin z „Diabłem w raju” z 1951, Lipski z „Dniem i nocą” z 1957 – by wymienić tylko najwcześniejsze teksty. Obertyńska, pragnąc ustanowić miejsce narodowej pamięci, dąży do zinstrumentalizowania doświadczenia, przedstawienie siebie jako reprezentantki cierpiących Polek, podporządkowuje własne doświadczenia celom politycznym. Tymczasem Skardze towarzyszy raczej myśl o pamięci jako o medium cyrkulacyjnym, jej tekst bowiem zasadza się na przeciw-pamięci, spełnia rolę negocjacyjną, próbuje nadkruszyć mit martyrologii rodem z „Ustępu” do cz. III „Dziadów” i „Anhellego”, nadać mu wymiar tragedii ludzkiej, a nie narodowej. Bardziej niż na zachowaniu w gotowości treści pamięci zbiorowej, Skardze zależy na transmisji określonej wersji świata. Astrid Erll stwierdza, że pamięć magazynująca przekazuje zbiorowości treści, które należy zapamiętać, „elementy wiążące i obiekty pamięci kulturowej”[15] – ta definicja znajduje swoją egzemplifikację w „W domu niewoli”, lecz nie u Skargi. Żywiołem „Po wyzwoleniu” jest właśnie ruch, cyrkulacja, wybicie z ustalonej już matrycy.

Widać więc wyraźnie, że oba tekstu przywoływane tutaj, choć opisują podobne doświadczenie, to jednak zupełnie inaczej traktują problem świadectwa i pamięci, inaczej reprezentują historią i inny jest ich stosunek do tradycji. Aby jednak zobaczyć te różnice, należy użyć do czytania innych narzędzi niż tylko komparatystyka historyczna i mityzacja polskiego doświadczenia narodowego.


[1] Autorka opowiada o tym w książce „Innego końca świata nie będzie”. Z Barbarą Skargą rozmawiają Katarzyna Janowska i Piotr Mucharski, Kraków 2007, str. 257.

[2] M. Saryusz-Wolska, Wprowadzenie (w:) Pamięć zbiorowa i kulturowa. Współczesna perspektywa niemiecka, pod red. Magdaleny Saryusz-Wolskiej, Kraków 2010, str. 22.

[3] J. Assmann, Kultura pamięci (w:) Pamięć zbiorowa i kulturowa. Współczesna perspektywa niemiecka, pod red. Magdaleny Saryusz-Wolskiej, Kraków 2010, str. 63.

[4] B. Obertyńska, W domu niewoli, Warszawa 1991, str. 60. Kolejne cytaty podaję według tego wydania, zaznaczając w nawiasie numer strony.

 

[5] B. Skarga, Po wyzwoleniu, Kraków 2008, str. 284. Kolejne cytaty podaję według tego wydania, zaznaczając w nawiasie numer strony.

[6] H. Welzer, Materiał, z którego zbudowane są biografie (w:) Pamięć zbiorowa i kulturowa. Współczesna perspektywa niemiecka, pod red. Magdaleny Saryusz-Wolskiej, Kraków 2010, str. 41.

[7] Odwołuję się tu przede wszystkim do książek Eugeniusza Czaplejewicza i Izabelli Sariusz-Skąpskiej. Czaplejewicz uznaje, że polska literatura łagrowa to tylko dział „literatury syberyjskiej”, która rozwijała się w Polsce w XIX i XX wieku. Z kolei Sariusz-Skąpska do „literatury Gułagu” zalicza wszystkie teksty, jakie opisują przymusowy pobyt w ZSRR w latach 1939-1989. Por. E. Czaplejewicz, Polska literatura łagrowa, Warszawa 1992 i I. Sariusz-Skąpska, Polscy świadkowie Gułagu, Kraków 2002.

[8]„Innego końca świata nie będzie”, op. cit., str. 211.

[9] R. Nycz, Nowoczesność jako doświadczenie.

[10] J. Jedlicki, Dzieje doświadczone i dzieje zaświadczone (w:) Dzieło literackie jako źródło historyczne, opr. Z. Stefanowska, J. Sławiński, Warszawa 1978, str. 345.

[11] J. Assman, op. cit., str. 96.

[12]Pamięć zbiorowa i kulturowa, op. cit., str. 27.

[13][13]„Innego końca świata nie będzie”, op. cit., str. 256.

[14] A. Erll, Literatura jako medium pamięci zbiorowej (w:) (w:) Pamięć zbiorowa i kulturowa. Współczesna perspektywa niemiecka, pod red. Magdaleny Saryusz-Wolskiej, Kraków 2010, str. 219.

[15] A. Erll, op. cit.,str. 233.

Comments

Komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *