Przekład – warsztat. Wawrzyniec Brzozowski

 

Poprosiłam tłumaczy nominowanych w tym roku do Nagrody Translatorskiej im. Boya-Żeleńskiego o wskazanie takich zdań, nad którymi się męczyli – bo przecież często chodzi o inną melodię języka, zupełnie obcy kontekst, słownictwo sprzed kilku epok, zupełnie dzisiaj niezrozumiałe, lub takie, które nie ma odpowiednika w polszczyźnie. 

Języki nie są wobec siebie równoległe, nie są symetryczne, każdy wprowadza swoje uniwersum i nie da się go przełożyć ani szybko, ani prosto. 

Dzisiaj fragment, który wskazał Wawrzyniec Brzozowski – wraz z jego komentarzem: 

Co jest najtrudniejsze w tłumaczeniu? Bywa z tym bardzo różnie. Zdarzało mi się przekładać rzeczy dość karkołomne, przede wszystkim u Pereca – na przykład 179 zdań dotyczących zdarzeń opisanych w „Życiu instrukcji obsługi”, długich na 60 znaków wraz ze spacjami, ułożonych w trzy bloki, dwa po 60 wersów, a ostatni liczący ich 59, przy czym ostatnia litera pierwszego zdania w każdym bloku, w drugim musiała być druga od końca, w trzecim trzecia itd., tak by tworzyły ich diagonalne osie, składające się na trzyliterowe słowo, które tłumaczy brak ostatniego, 180 wersu. W pierwszym wydaniu „Życia” spełniłem tylko pierwszy wymóg – 60 znaków w wersie. Dowiedziawszy się dopiero potem od perecologów, że kolejność zdań, oprócz jednego, może być dowolna, w drugim wydaniu pokusiłem się o  spełnienie pozostałych warunków. I okazało się to dość przyjemną łamigłówką.

O wiele gorsze wspomnienia z polowań na właściwe słowo, frazę, poetykę, mam ze zmagań z Proustem. O ile pamiętam, poniższy fragment, pośród wielu innych, sprawił mi o wiele więcej niemiłych kłopotów.

“Les levers de soleil sont un accompagnement des longs voyages en chemin de fer, comme les œufs durs, les journaux illustrés, les jeux de cartes, les rivières où des barques s’évertuent sans avancer. À un moment où je dénombrais les pensées qui avaient rempli mon esprit pendant les minutes précédentes, pour me rendre compte si je venais ou non de dormir (et où l’incertitude même qui me faisait me poser la question était en train de me fournir une réponse affirmative), dans le carreau de la fenêtre, au-dessus d’un petit bois noir, je vis des nuages échancrés dont le doux duvet était d’un rose fixé, mort, qui ne changera plus, comme celui qui teint les plumes de l’aile qui l’a assimilé ou le pastel sur lequel l’a déposé la fantaisie du peintre. Mais je sentais qu’au contraire cette couleur n’était ni inertie, ni caprice, mais nécessité et vie. Bientôt s’amoncelèrent derrière elle des réserves de lumière. Elle s’aviva, le ciel devint d’un incarnat que je tâchais, en collant mes yeux à la vitre, de mieux voir, car je le sentais en rapport avec l’existence profonde de la nature, mais la ligne du chemin de fer ayant changé de direction, le train tourna, la scène matinale fut remplacée dans le cadre de la fenêtre par un village nocturne aux toits bleus de clair de lune, avec un lavoir encrassé de la nacre opaline de la nuit, sous un ciel encore semé de toutes ses étoiles, et je me désolais d’avoir perdu ma bande de ciel rose quand je l’aperçus de nouveau, mais rouge cette fois, dans la fenêtre d’en face qu’elle abandonna à un deuxième coude de la voie ferrée ; si bien que je passais mon temps à courir d’une fenêtre à l’autre pour rapprocher, pour rentoiler les fragments intermittents et opposites de mon beau matin écarlate et versatile et en avoir une vue totale et un tableau continu”.

 I wersja polska:

         “Wschody słońca są takim samym rekwizytem długich podróży koleją jak pisma ilustrowane, jajka na twardo, talie kart lub rzeki, na których mozolą się barki, prawie nie posuwając się naprzód. W pewnej chwili, kiedy od kilku już minut zbierałem myśli, chcąc ustalić, czy udało mi się przespać, czy też nie (już sama niepewność, co kazała mi zadać sobie owo pytanie, udzieliła twierdzącej na nie odpowiedzi), ujrzałem w prostokącie okna unoszące się ponad niewielkim czarnym lasem postrzępione obłoki, których delikatny, różowawy puch miał zdecydowaną i jakby martwą barwę, niezdolną już się odmienić, podobnie jak kolor ptasich skrzydeł, które przejmują go od składających się na nie piór, albo też pastel, na jakim znalazł się on za sprawą fantazji artysty. Czułem jednak, iż rzecz przedstawia się odwrotnie, a barwy te nie znalazły się tam bezwolnie i nie są niczyim kaprysem, lecz koniecznością i oznaką życia. Wkrótce spiętrzyły się za nimi rezerwy światła, kolor obłoków się ożywił, a niebo oblało się pąsem. Starałem się, przylepiając nos do szyby, dobrze się temu przyjrzeć, czułem bowiem, że ma to związek z ukrytym, niematerialnym życiem natury, lecz szyny znienacka zmieniły kierunek, pociąg skręcił, scenę świtu zastąpił zaś w ramie okna nocny widok wioski z dachami błękitnymi od księżycowej poświaty oraz z basenem dla praczek, którego woda opalizowała perłową masą nocy pod niebem wciąż jeszcze usianym gwiazdami; i zacząłem już popadać w rozpacz, że utraciłem ów pas różowego nieba, gdy dostrzegłem go, teraz już całkiem czerwony, w przeciwległym oknie, z którego znów mi uciekł przy kolejnym zakręcie szyn; biegałem więc od okna do okna, próbując jakoś przybliżyć, połączyć te migające mi przed oczami, nieprzystające do siebie fragmenty w jeden spójny, zatrzymany w czasie obraz tamtego, tak dla mnie pięknego i jakże zmiennego poranka w szkarłatach”.

Wawrzyniec Brzozowski, tłumacz literatury francuskojęzycznej i historyk sztuki. Laureat Nagrody „Literatury na Świecie” za debiut translatorski, nominowany do Nagrody Literackiej Miasta Gdańska Europejski Poeta Wolności za przekład poezji Jeana Portante’a, dwukrotnie nominowany do Nagrody Literackiej Gdynia w kategorii przekład na język polski. Tłumaczył dzieła takich twórców jak m.in.: Alfred Jarry, Georges Perec, Marcel Proust, a także pamiętniki króla Stanisława Augusta Poniatowskiego.

 

 

Comments

Komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *