Wojciech Chmielarz, Wampir
Czarne 2015
Intrygująca jest nowa powieść Wojciecha Chmielarza. Nie do końca jednak z powodu fabuły, a bardziej z powodu gry z konwencją kryminalną, którą autor Farmy lalek uprawia od początku swojej twórczości. W Wampirze śledztwo dotyczy samobójstwa młodego chłopaka, który skoczył z gliwickiego wieżowca. Matka wynajmuje detektywa, bo nie dopuszcza do siebie myśli, że syn mógł się zabić, miał przecież studiować, znaleźć sobie dziewczynę, ułożyć życie.
Przede wszystkim mamy tu do czynienia z wyjątkowo ohydną postacią pierwszoplanową. Gatunek przewiduje, że głównym bohaterem zostaje postać pozytywna, nawet jeśli to cyniczny, znużony życiem detektyw. Wszystkich śledczych charakteryzuje pewien kręgosłup moralny, wątpliwości etyczne, czy przynajmniej świadomość dawno utraconych przekonań moralnych, wiedza o tym, jak powinno być. Tymczasem detektyw Dawid Wolski nie na żadnych z tej cech, to materialista nastawiony na wyciskanie kasy z klientów, brudas, abnegat, egoista i szantażysta. To także młody chłopak, który namawia swoją dziewczynę do aborcji, wciąż też wykorzystuje jej uczucie i naiwne oczekiwanie na jego zmianę, dojrzałość. Chmielarzowi udaje się zatem obsadzić absolutnego sukinsyna w roli tego, kto zgodnie z wymogami konwencji ma przywrócić ład.
Punkt drugi zmiany – intryga kryminalna, w której nie pojawia się w ogóle policja, nie ma żadnego inspektora, żadnego Jakuba Mortki, którego znamy z wcześniejszych powieści Chmielarza. Całą sprawę rozwiązuje, miotając się i błądząc, Wolski, który jednak sam do końca nie rozumie wszystkich motywacji innych postaci, nie zna wszystkich przebiegów zdarzeń. Za każdym razem działa jednak z niskich powodów, żeby zdobyć więcej pieniędzy, uratować własną skórę, wykręcić się od odpowiedzialności lub zaszantażować innych.
Po trzecie zaś – zestawienie wyłącznie odpychających postaci: nastoletnia prostytutka, znudzona zdradzająca żona, mąż rogacz, który marzy o zemście na niewiernej, oziębła, kostyczna matka domniemanego samobójcy. Chłopak, wokół śmierci którego toczy się śledztwo, to diler, pozer, histeryk, pozbawiony kręgosłupa moralnego egocentryk. Wolskiemu w pewnym momencie pomaga zmęczony rodziną i obowiązkami młody bankowiec. I on jednak okazuje się wyjątkowym przyjemniaczkiem: handluje trawą, którą przechowuje w mieszkaniu, a zarobione pieniądze wydaje na gry, zamiast na dziecko. Nie ma w Wampirze ani jednego bohatera, z którym czytelnik chciałby się identyfikować, ani też takiego, którego darzyłby sympatią. Takie tło zdarzeń ustawia sobie Chmielarz, próbując pokazać czytelnikowi, że nawet w tak trudnych warunkach potrafi zmontować wiarygodną, wciągającą intrygę.
Wampir budzi sprzeczne uczucia odbiorców, widziałam opinie bardzo pozytywne, ale też wiele tekstów negatywnych, które zarzucają kryminałowi zupełnie różne wady, braki na różnych polach. Autor broni się zaś, argumentując, że Wampir nie ma nic wspólnego z cyklem o Mortce, że to zupełnie różne typy kryminału. Zastanawiam się, na ile owe krytyczne uwagi wynikają właśnie z przełamywania konwencji. Czyżby Chmielarz posłał swemu czytelnikowi zbyt wysoką piłkę?
Ja jestem "Wampirem" zachwycony. Tak jak w "Przejęciu" schematyczność Mortki mnie zmęczyła, tak tutaj wszystko dla mnie było świeże. I to że Wolski jest takim sukinkotem (jakże to życiowe przecież) i że policji tu w ogóle nie ma, a chyba najbardziej za postacie drugoplanowe, które są pełnokrwiste. Mam nadzieję, że ta wolta z konwencją kryminału nie będzie tylko jednorazowa i autor dopisze dalsze losy Dawida Wolskiego. Pamiętając przy tym, że nawet tak nieprzyjemna postać musi się rozwijać wewnętrznie, żeby zainteresować czytelnika.
Pamiętam, że gdy czytałam "Farmę lalek", to myślałam, że Mortka to taki nieprzyjemny typ. W porównaniu z Wolskim to jednak wzór cnót męskich. Śledzę CHmielarza na Fb. i z jego różnych wpisów wynika, że w ogóle sztuka dla siebie jakiejś innej formy, własnego języka. Zobaczymy, do jakich wniosków dojdzie.