Ciasny gorset? o felietonie

Felieton przypomina ciasny gorset. Nie każdy pisarz potrafi ten gorset zasznurować luźno, by nie zadusić czytelnika, ani samemu nie pozbawić się tchu. Bieńczyk, Pilch, Szczygieł nie mają z tym kłopotu.

Publiczność czytająca, ale niezaangażowana w obieg krytycznoliteracki, zarzuca literaturze wysokiej i jej twórcom parnasizm, snobizm, niezrozumiałość. Za wzór do naśladowania stawia jej kryminał i (ostatnio) reportaż – czyli gatunki, które mówią o życiu, nie analizują do nieprzytomności wydumanych problemów, angażują się we współczesną rzeczywistość, ale też dostarczają rozrywki. Nade wszystko zaś zaletą gatunków popularnych jest mówienie wprost, bez skomplikowanych i trudnych do wyśledzenia środków retorycznych. Tymczasem po drugiej linii frontu także umacnia się zasieki: literatura wysoka i obieg akademicki pogardzają literaturą rozrywkową, uznając ją często za płytką, schlebiającą niewyrobionym gustom, wyrachowaną, bo nastawioną na zarobek, wtórną i bezmyślną. Szydzą z książkopodobnych produktów Janusza L. Wiśniewskiego, z wyznań celebrytów i biografii 20-letnich piłkarzy.

Ziemia niczyja

Pomiędzy tymi dwoma polami – gdy popatrzymy na rynek wydawniczy z dystansu – rozciąga się pas ziemi niczyjej, który rzadko jest analizowany jako tzw. literatura środka. Gdy zniżymy jednak lot naszego Bristol Scouta zobaczymy, że ta przestrzeń wcale nie jest pusta, że kopią w niej swoje tunele autorzy próbujący zachować częściowo przynajmniej swą wyjściową pozycję i wystąpić z niej ku czytelnikowi masowemu, nieprzepadającemu za literaturą zbyt skomplikowaną formalnie. Dostęp do czytelnika masowego zapewnia prasa i Internet, twórcy literatury wysokiej muszą zatem sięgnąć po gatunki medialne – najczęściej felieton. Marek Bieńczyk, oprócz dwóch postmodernistycznych, cieszących się sympatią krytyków powieści „Terminal” i „Tworki”, opublikował dwa tomy felietonów i artykułów „Książka twarzy” oraz „Jabłko Olgi, stopy Dawida”. Niekoronowanym mistrzem felietonu jest powieściopisarz Jerzy Pilch, zbierający je w kolejnych książkach. Mariusz Szczygieł do swoich reportaży może dodać także felietony – podsłuchańce publikowane w „Gazecie Wyborczej”, a potem w książce „Projekt: prawda”.

Felieton to gatunek zupełnie inny niż powieść, nie podlega tym samym podziałom i klasyfikacjom. Lubimy czytać felietony, mamy poczucie, że pisarz zwraca się do nas bezpośrednio, że odrzuca płaszcz Konrada, który nałożyła nań powieść, staje się mniej koturnowy. Cieszy nas, gdy znajdziemy w felietonie naszego ulubionego autora celną obserwację społeczną, wyraźne odniesienie do rzeczywistości. Felieton musi być okolicznościowy, zakorzeniony mocno w świecie, często zaangażowany.

Często jednak to, co lubimy w felietonie, jest w gruncie rzeczy dla autora ciasnym gorsetem. Cała dynamika tego gatunku polega bowiem na niedostarczaniu satysfakcji – chodzi w nim nie o to, by złapać króliczka, ale by gonić go. Piotr Stasiński podkreśla, że felieton musi podtrzymywać zaciekawienie czytelnika, ale jednocześnie nigdy nie może go zaspokoić. Nie ma w tym gatunku miejsca na domyślenie problemu do końca, bo felieton pracuje na zahaczaniu wielu spraw, na ich zahaczaniu.

Jeszcze jeden element z rozbudowanej definicji Stasińskiego jest dla nas ważny: felieton to gatunek pasożytniczy, salonowy w tym sensie, że ma budzić zainteresowanie, ale nie wzywać do działania; chciałby bulwersować, a może jedynie osiągnąć zrozumienie ze strony publiczności. Jego naturalnym tonem jest parodia, dowcip, czasem ironia i szyderstwo, czasem łagodny humor. Wszystkie te cechy odróżniające powieść od felietonu, cały ten ciasny gorset staje się dla pisarzy wyzwaniem, a ich praca ma na celu przełamanie ograniczeń gatunkowych. Felieton wydaje się bliższy czytelnikom, służy za pomost, po którym autor przechodzi do swego odbiorcy, mówi do niego bez pośredników i osłonek. A przynajmniej tak nam się wydaje…

Bieńczyk czyli profil

Marek Bieńczyk to pisarz, który z powodzeniem i od lat funkcjonuje w dwóch rejestrach: wysokim i popularnym. Jego dwie powieści oraz dwa tomy esejów „Melancholia” i „Przezroczystość” należą z całą pewnością do książek trudnych, erudycyjnych, zanurzonym mocno w filozofii i teorii literatury. Jego powieści czyta się na uniwersytecie jako przykłady polskich tekstów postmodernistycznych (skutecznie zniechęcając studentów). Jednocześnie dwa tomy felietonów i dwa tomy artykułów o winie „Kroniki wina” oraz „Nowe kroniki wina” czynią z niego autora popularnego, z powodzeniem poruszającego się po niższych rejestrach. Bieńczyk nie popada jednak w żaden rodzaj literackiej schizofrenii, bo motywy znane z powieści pojawiają się w esejach, melancholicy z esejów tworzą kontekst, a czasem pretekst do rozważań o winie, felietony nawiązują i do wina, i do literatury. W przedziwny sposób Bieńczykowi udaje się zachować spójność w opowiadanych historiach. Wszystkie jego tematy spina bowiem, także często analizowany przez badaczy i krytyków, temat opowiadania, budowania narracji, języka. Bieńczyk w „Tworkach” przedstawia nam dwupoziomową historię – o wydarzeniach w szpitalu psychiatrycznym w czasie II wojny światowej, których zwieńczeniem jest zniknięcie i śmierć Żydówki Sonii. Równocześnie buduje w powieści drugi wątek – autora tworzącego współcześnie swoją historię, sterującego opisem, tym, co do narracji wpuścić, a co z niej usunąć, co czytelnikowi powiedzieć, co zasugerować, a co pozostawić w tajemnicy.

W jednym ze swych esejów składających się na tom „Przezroczystość” Bieńczyk deklaruje, że przezroczystość stanowiła od lat jego obsesję, powracające w życiu zjawisko i motyw literatury. I tak przezroczystość ujawnia się też w „Książce twarzy”, gdzie autor stara się zbliżyć do innych „twarzy” – tekstów i osób, gdzie tworzy ich profile (tu żartobliwe nawiązanie do Facebooka). Bieńczyk wciąż wykonuje wolty, przemieszcza się między tym, co wysokie i popularne. Pisze o Winnetou, Agassim, sportach, perfumach. A w innych tekstach komentuje melancholijne zachowania Zygmunta Krasińskiego, analizuje nowy przekład „Niebezpiecznych związków” i „Pamiętniki” Chateaubrianda. Okazuje się nagle, że ani nie temat, ani nie język autora decydują o tym, do jakiego rejestru należy go przypisać, bo Bieńczyk właśnie z przełamywania obu rejestrów tworzy energię dla swoich kolejnych tekstów.

Pilch czyli mit osobisty

Różnica między wysoką prozą i pozornie niskim felietonem nie opiera się tylko na różnych obiegach, ale i na inaczej funkcjonalizowanej czasowości. Powieść powinna dążyć do uniwersalizacji, felieton musi być „komentarzem chwili”. Jak pokazuje jednak felietonowa praktyka Jerzego Pilcha, z powodzeniem można zarzucić tę opozycję, a z osobistego mitu zbudować świetne teksty.

Pilch, publikujący przez lata w kilku najważniejszych czasopismach w Polsce swe cotygodniowe zapiski, nigdy nie uważał się za felietonistę zawodowego, w jednym z wywiadów mówił, że jest prozaikiem pisującym felietony. Mamy więc tu nawias podwójny, podwójne mrugnięcie okiem. Felieton wymaga zdystansowana się od parodystycznie przedstawianej rzeczywistości, Pilch zaś dystansuje się i od tej formy. Jak pisze Arkadiusz Luboń w szkicu monograficznym poświęconym autorowi „Pod Mocnym Aniołem”, felieton i dziennik są u Pilcha fragmentami, didaskaliami, rozszerzeniem powieści i opowiadań, dlatego lepiej mówić o jego twórczości, używając terminu „proza”, pozwala on bowiem na równych prawa traktować te gatunki.

Pilch zaciera różnice rejestrów, filtrując swoje historie przez pryzmat przeżyć i pamięci, nakładając na opis zdarzeń realistycznych prywatną mitologię z właściwymi jej krakowskimi bohaterami. Odwraca się od aktualności, zaangażowania, od komentowania rzeczywistości. Z tego odwrócenia czyni gest programowy i świadomy:

Na jaką jasną cholerę na przykład odnotowałem powołanie nowego rządu i teraz się zawile i mętnie z tego zapisu tłumaczę, po co mi zdanie o ewangelickim premierze, czemu mówię o rzeczywistości, która nie jest moją rzeczywistością? Ile razy w przyszłości taki nie polityczny, a kompozycyjny lapsus popełnię, ile razy w najbliższych miesiącach wiedziony zwodniczą pokusą wychylę się ku rzekomemu światu i pod pretekstem odnotowywania rzeczywistości gazetową rzeczywistość zacznę zapisywać (że rząd, że premier, że olimpiada w Nagano, że Lech Wałęsa, że Wiaczesław Tichonow, że Yoko Ono), tylekroć pochopności własnej pożałuję i korygować, i przepisywać będę musiał na nowo…

– pisze w felietonie otwierającym „Bezpowrotnie utraconą leworęczność”. Felieton zazwyczaj pasożytuje na cudzym problemie, zahacza o zdarzenia bieżące. Oba te elementy Pilcha zupełnie nie interesują, bo woli on podążać za własnym rytmem, własnym przeżyciem. Czytamy jednak Pilcha, żeby zobaczyć, co przeciwstawia rzeczywistości, czym się zajmuje w czasie, gdy my śledzimy medialne debaty.

Szczygieł czyli podsłuchaniec

Jeszcze 1o lat temu nie ośmieliłabym się zaliczyć reportażu do literatury wysokiej. Dzisiaj jego status jest już jednak zupełnie inny, bo na rynku książki pojawiło się wiele książek reporterskich, które stawiają sobie cele ambitne, realizują skomplikowaną formę, a jednocześnie opowiadają o istotnych zjawiskach. Nie są wąsko rozumianymi książkami publicystyczno-dziennikarskimi, a zwierciadłem przechadzającym się po gościńcu (Szejnert, Krall, Nowak, Łazarewicz, Grzebałkowska). Takie właśnie są reportaże Szczygła – czy to pierwsza książka poświęcona Polsce lat 90., zatytułowana „Niedziela, która zdarzyła się w środę”, czy też ostatnia – „Projekt: prawda”. Szczygieł to taki autor, który potrafi ukryć szwy swoich historii, ciężko pracujący nad tym, by oddać w ręce czytelnika tekst łatwy w lekturze, pod tą gładą formą kryje się zaś często skomplikowana kompozycja. Gładkość Szczygła to pewien programowy chwyt, często pisze bowiem o zdarzeniach skomplikowanych pod względem etycznym, o splątanych ścieżkach historii. Na swoich bohaterów wybiera świadków historii, ofiary polskiej transformacji gospodarczej, trudne kwestie obyczajowe. Inaczej jest w felietonach – publikowanych co tydzień w „Gazecie Wyborczej”. To krótkie dialogi lub zapis monologu bohaterów, czasem podsłuchane w komunikacji publicznej, czasem wydobywane powoli z cierpiących interlokutorów. „Projekt: prawda” polega na zbieraniu osobistych historii o najważniejszych wydarzeniach życiowych, traumatycznych lub ekstatycznych wypadkach, z których jego bohaterowie wyprowadzają jakąś zasadę, motto życiowe. Teksty składające się na ten projekt różnią się zasadniczo od reportaży – są krótkie, esencjonalne, skupione. Nie wymagają lektury intelektualnej, pozwalają na większe spektrum nastrojów i tonów. Łatwiej je czytać w Internecie, łatwiej się nimi podzielić, wydają się bardziej medialne. Jednocześnie oddają w całości głos Innemu, często przypadkiem napotkanemu człowiekowi. Skrótowość pozwala Szczygłowi wyłącznie na szkicowe zarysowanie sytuacji, w jakiej odbywa się rozmowa, nie ma tu miejsca na wprowadzenie konwencji, co sprawia, że w ręce czytelnika trafiają formy bardziej surowe (choć wiadomo, że u Szczygła teksty surowy to tekst cyzelowany, wystylizowany na „szybką notatkę”). Wydają się bliższej skóry, są bardziej emocjonalne.

Rozwiązywanie gorsetu

I tak dokonuje się u każdego z tych autorów dwustronny transfer: adaptują oni swój wysoki styl na potrzeby felietonu, ale też adaptują felieton na potrzeby swojej formy, łamią lub naginają cechy gatunku. Bieńczyk przekreśla dość stanowczo nakaz pretekstowości, bo w kolejnych swoich tekstach nawraca do wciąż tych samych zagadnień i oświetla je na róże strony. Pilch odrzuca postulat tymczasowości i zaangażowania felietonu, wybierając w  jego miejsce własne przeżycia i przemyślenia. Szczygieł zrywa z tradycją pisania intymnego – w jego felietonowych zapiskach niewiele miejsca zajmuje bowiem „ja”, więcej miejsca oddaje autor innemu.

Tylko pozornie felieton jest mocno skodyfikowany, bo każdy autor realizuje go inaczej. Jeden z najpopularniejszych gatunków, jest w gruncie rzeczy szalenie trudny (o czym nie wiedzą pisarze-celebryci z uporem godnym lepszej sprawy opisujący topornym stylem swoje życie prywatne na różnych portalach i gazetach), ponieważ wymaga właśnie ograniczenia i ogromnej dyscypliny, by utrzymać lekkość wywodu, nie osunąć się w farsową intymność z jednej strony, a z drugiej – w przydługie tyrady.

Jednocześnie to forma bardzo dla pisarzy kusząca, bo pozwala umocnić własną autorską markę, a także sprzedać różne skomplikowane, „wysokie” pomysły w formie przystępnej. Felieton to nie tylko rodzaj pomostu, jak napisałam wcześniej. To także rodzaj adaptacji, w której pisarz sam swoją twórczość przepisuje w innym, popularnym gatunku. Niekwestionowaną zaletą felietonu jest możliwość zbliżenia się do czytelników, pozyskania nowych – dzięki zaangażowaniu, ciętemu dowcipowi, wyrazistym sądom. To także szansa na wypowiedź na szerszym forum, która jednocześnie nie jest obciążona żadnym negatywnym ładunkiem medialnym. Nikt nie powie, że znany pisarz publikując felietony, sprzedaje się, rozmienia na drobne, choć przecież mówi do szerokich kręgów, zabiera głos w debacie publicznej, często w felietonie ujawnia siebie, swoje życie, swoje sprawy, sytuacje ze swojego życia. Pisanie felietonu w przestrzeni rynku książki i świata medialnego stanowi przecież jednak czynność uznaną, jest wciąż jeszcze rodzajem nobilitacji, redakcja proponuje przecież pozycję komentatora z przekonaniem, że to autor cieszący się dużą popularnością. Dla pisarza to potwierdzenie jego wysokiej pozycji, ale też szansa, by pokazać się czytelnikom, którzy jeszcze go nie znają. Choć ciasny gorset pije i uwiera, czasem trzeba go założyć.

 

Korzystałam z:

Jerzy Jarzębski, Walka felietonu z prozą, „Tygodnik Powszechny” 1990, nr 3.

Arkadiusz Luboń, Futbol i kaznodziejstwo: o pisarstwie Jerzego Pilcha (w:) Skład osobowy. Szkice o prozaikach współczesnych, cz. 1, red. An. Nęcka, D, Nowacki, Katowice 2014.

Piotr Stasiński, Poetyka i pragmatyka felietonu, Wrocław 1982.

 

Do lektury:

Marek Bieńczyk, Tworki, Warszawa 2012.

Marek Bieńczyk, Książka twarzy, Warszawa 2011.

Jerzy Pilch, Indyk bestville. Opowiadania zebrane, Kraków 2016.

Jerzy Pilch, Bezpowrotnie utracona leworęczność, Kraków 2015.

Mariusz Szczygieł, Projekt: prawda, Warszawa 2016.

Mariusz Szczygieł, Gottland, Wołowiec 2017.

Tekst ukazał się w „Polonistyce”, nr 2/2017.

Comments

Komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *