Burdel w obozie

Miało być odsłonięcie prawdy historycznej, powieść gorzka, brzydka, Borowski, Kertesz i Pasażerka w jednym. Wyszedł sentymentalny bełt. Połączenie Elzy, wilczycy SS z ckliwym melodramatem. Nieetyczne podniety.

Dominik W. Rettinger, Kommando puff

Świat Książki 2018

 

Rettinger, autor scenariuszy filmowych i serialowych, napisał powieść o Auschwitz, z tym że próbował przedstawić tylko jeden wycinek obozowej rzeczywistości, pokazać świat od strony relacji seksualnych, tytułowego komando puff, czyli obozowego burdelu. Jego bohaterkami stają się dwie kobiety: młoda naiwna Polka, Magdalena oraz jej obozowa przyjaciółka, ukrywająca żydowskie pochodzenie Eliza. Dzięki temu, że w Magdalenie zakochuje się ukraińska kapo Luba, obie kobiety dostają pracę w Kanadzie. Przeszukują szwy w odzieży zagazowanych, wydobywając kosztowności i dokumenty. Gdy kradzieże ich szefa zostają ujawnione, całe komando boi się likwidacji, Eliza wciąga więc Magdalenę do pracy w obozowym burdelu. Obie liczą, że obietnica uwolnienia po pół roku pracy, jaką złożyli im niemieccy administratorzy, zostanie spełniona. Magdalena nie radzi sobie jednak z presją, ohydą, zezwierzęceniem i Eliza próbuje ją z tego komando uratować, odesłać do Luby.

Linia fabularna tej historii sypie się od pierwszej sceny właściwie: dramatyczne wypadki następują jeden po drugim, postacie pojawiają się deus ex machina, nagle rodzą się nowe wątki. Błyskawicznie po sobie następują kolejne sceny makabry, jakby autor się bał, że opis obozowej nudy pozbawi czytelnika wrażeń. Bohaterki ratują życie z kolejnych opresji wyłącznie dlatego, że ktoś się w nich zakochuje – na miły Bóg, to jest jakaś parodia! Eliza nie zostaje zabita zastrzykiem z fenolu, bo właśnie skończyły się dawki, a ostatnia strzykawka spadła na ziemię. Dostawcą jedzenia okazuje się jej dawny, porzucony kochanek, burdelem kieruje inny kochanek, który w wychudzonej więźniarce o twarzy poznaczonej tyfusem rozpoznaje dawną flamę i wyciąga z komanda pracownic fizycznych. Nad wszystkim triumfuje miłość (bien sur, jak to w złych powieściach bywa). Autor nie bardzo zdaje sobie sprawę z tego, że opowiada dwie sprzeczne historie: narracja prowadzona z punktu widzenia Elizy skupia się na przekonaniu, że ono doszliśmy do kresu człowieczeństwa, że choćby człowiek żył jeszcze i dwieście lat, i tak nie zmyje z siebie obozowego zła. Jednocześnie jednak autor wciąż konstruuje sytuacje, w których ujawniają się bezinteresowni bohaterowie, ktoś komuś pomaga, ryzykuje własne życie. Eliza wyciąga Magdalenę z dołu pełnego błota i kieruje jej łopatą, gdy ta nie ma siły dźwigać narzędzia, więźniarki w szpitalu dokarmiają Elizę, podobnie jak pracownice Kanady. Niemieccy żołnierze nie dopytują o przepustkę. Strażnicy, którzy mają wśród więźniarek kochanki, próbują je ratować w czasie śledztwa i przesłuchania.

Problem z tą powieścią nie polega na tym, że jest źle, płasko napisana, kiczowata, sentymentalna, wyrachowana w założeniach (fabuła opiera się na schemacie od kasyn Monte Carlo do Auschwitz), choć rozumiem, że każdemu rozsądnemu czytelnikowi robi się w trakcie lektury słabo. Prawdziwy problem znajdziemy trochę głębiej: kicz dotyczy tutaj bowiem Zagłady, a więc staje się nieetyczny. Nie godzi tylko w dobry smak czytelnika, ale w kwestie moralności. Rettinger pisze we wstępie, że chciał pokazać ukrywaną stronę lagrów, wydobyć na światło dzienne erotyczne związki, sprawy cielesne, niechciane ciąże, relacje między więźniami i strażnikami. Wszystko to słuszne, ale nie w takiej fabule, która zamienia się w obozowe porno, nie z taką nikłą myślą kołaczącą gdzieś w cieniu.  Rettinger wykorzystuje chwyt ujawniania nieznanego jako sankcję dla swojej powieści. Ale to przedstawienie nie wystarcza, nie mówi nam bowiem niczego, czego byśmy nie wiedzieli. Tym samym obozowy burdel staje się tylko pretekstem do opowiadania historyjki o sadystycznych upodobaniach niemieckich bohaterów oraz o czystości etycznej Polaków.

Autorowi udaje się zatem przekroczyć pewną granicę, ale nie taką, jaką planował i nie w sposób, który sobie zamierzył.

 

Zdjęcie: Erica Magugliani on Unsplash

Comments

Komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *