Socjalizm się wali, a tu jakiś morderca…

 
Przemysław Semczuk, Czarna wołga. Kryminalna historia PRL
Znak 2013
Temat świetny, realizacja beznadziejna. Dawno nie czytała niczego, co tak bardzo by mnie irytowało słabością warsztatu reporterskiego, prymitywizmem języka i kompletnym brakiem plastycznych opisów.

Semczuk złapał się za fantastyczny, interesujący temat. Czarna wołga poświęcona jest 12 sprawom kryminalnym, głośnym aferom, które miały miejsce w dobie PRL-u: Wampirowi ze Śląska, mitycznej czarnej wołdze, podkładaczom bomb w samolotach LOT-u, napadowi na bank pod Orłami, zabójstwu Jana Gerharda, kradzieży broni z posterunku we Frampolu. Przedstawia też fałszerstwa, przestępstwa dokonywane na statkach handlowych, gwałty, porwania dzieci, napady rabunkowe. PRL zyskuje zupełnie inną twarz, bo nie ma tu opozycji i władzy, budowania komunizmu i obalania go. Na tle spraw kryminalnych tworzy się za to obraz sfrustrowanego, podzielonego majątkowo społeczeństwa, pogrążonego w potężnym ciągu alkoholowym. Jak się jednak okazuje, doły społeczne, męty i prostytutki niewiele dzieli od samej góry – zamożnych polityków, poruszających się po mieście luksusowymi fiatami 125p. Milicja pije, pije ORMO i ZOMO. Ich wszystkich próbuje pilnować Służba Bezpieczeństwa, ale i ona ma słabe wyniki, nie werbuje tyle kontaktów operacyjnych, ile powinna. PRL to państwo rozkładu – politycznego i moralnego, świat bez perspektyw, w którym najgorsze zbrodnie popełnia się dla pieniędzy.  

Ten obraz rozkładu trzeba sobie jednak skrupulatnie wyśledzić samemu – autor nie zajmuje się w ogóle PRL-em, nie zarysowuje tła, nie szuka smakowitego szczegółu, obrazków rodzajowych. Pisze dla tych, którzy tę epokę znają i pamiętają (a to przecież coraz mniejsza grupa).

Mam też wrażenie, że całą energię Semuczka pochłonęło śledztwo, zbieranie materiałów i porządkowanie ich, przekopywanie się przez teczki w IPN-ie. Na samo pisanie nie zostało mu już ani grama zapału i widać to w tekście – autor podąża za swoimi notatkami, streszcza w pośpiechu kolejne sprawy, nie zatrzymuje się, by nam o tych przestępstwach opowiedzieć. Jeśli ktoś liczył na polskiego Jurgena Thorwalda – tutaj go nie znajdzie. Książka jest w gruncie rzeczy krótka, bo choć opisuje kilka spraw, to przecież na każdą z nich składało się morze materiału, gigantyczna ilość notatek, mnóstwo faktów. Czytelnik dostaje z nich wyciąg, bo narracja Semczuka to notatka z notatek – a więc prawdziwy koszmar. Jego sprawozdawczy styl zabija dramatyzm, nie pozwala na wejście w ten świat, na poznanie minionej rzeczywistości.

Choć pośpiech i oschłość stylu niszczy przyjemność czytelniczą, to cięższy zarzut dotyczy lekceważenia historycznych aspektów tego świata. Nie ma tu charakterystyki milicji, nie dowiemy się niczego o pracy i organizacji służb mundurowych. Nie ma nawet rozdziału wprowadzającego, który w jakiś sposób sytuowałby milicję na tle innych służb mundurowych PRL-u. Semczuk pisze tak, jakby wszyscy wszystko o tej epoce i o tych służbach wiedzieli – a jest przecież dokładnie odwrotnie. Użycie pozbawionego emocji języka, dominującego w całym tekście, staje się tutaj szczególnie szkodliwe – autor tak samo bowiem charakteryzuje przebieg zbrodni, jak i przebieg śledztwa. Tym samym tonem opowiada o brutalnych przesłuchaniach, politycznych naciskach, inwigilacji, pozyskiwaniu kontaktów operacyjnych, kontroli korespondencji i zakładaniu podsłuchów. Z perspektywy Czarnej wołgi wszystkie chwyty stosowane przez milicję znajdowały uzasadnienie, służyły przecież zatrzymaniu gwałcicieli i rabusiów. Służba Bezpieczeństwa, którą wzywano do pomocy, gdy milicja nie radziła sobie ze śledztwem, jawi się tu jako siła opatrznościowa, grupa dysponująca lepszymi, bardziej doświadczonymi pracownikami. Wydaje się, że taki dyskurs i oceny wymagają jakiegoś komentarza!

Słowem – należy unikać Czarnej wołgi, jeśli czytelnik nie chce ryzykować własnym samopoczuciem i przyjemnością z lektury.  

Comments

Komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *