Kłamstwo rewitalizacji, czyli jak napisać ekologiczny reportaż z sąsiedztwa

Jan Mencwel, Betonoza. Jak się niszczy polskie miasta

Krytyka Polityczna 2020

To jest książka dziennikarska, użytkowa, zaangażowana – bo Mencwel opisuje stan polskich miast, nie tylko tych największych i pozornie najbardziej świadomych ekologicznie, ale też mniejszych, jak Lublin, Włocławek, Rzepin, Świdnica i wiele innych. Daje obraz „betonozy” zalewającej ośrodki miejskie, ilustruje sposób myślenia urzędników i deweloperów, walkę, jaką podejmuję mieszkańcy, ale też ich obawy. Próbuje pokazać różne zjawiska składające się na postęp katastrofy klimatycznej w Polsce: wycinkę drzew, osuszanie stawów, obudowywanie rzek, budowę dróg, osuszanie bagien. Te wszystkie przykłady składają się zaś na obraz lęków polskich, bo autor szuka przyczyn, dla których w gruncie rzeczy nie lubimy przyrody i przeszkadza nam ona (bo jest głośno, brudno, niebezpiecznie).

Interesuje go to, co kryje się pod terminem „rewitalizacja”, a po zliczeniu podanych przez niego przykładów wyraźnie widać, że nie jest to nic dobrego. Mencwel cytuje wypowiedzi wielu osób – występujących pod nazwiskiem badaczy i działaczy (nie tylko tych z ogólnopolskich czy międzynarodowych organizacji), ale też aktywnych lokalnie, nieidentyfikujących się z ruchem ekologicznym, pracujących na małą skalę. Właśnie za to wejście w Polskę, poza jej elitarne, uświadomione dzielnice i enklawy zielonej świadomości, należy cenić tę książkę. Bo tutaj głos zabierają architekci, mikroprzedsiębiorcy, urzędnicy, nauczyciele, kierowcy itp. Mencwel podkopuje tu cały katalog stereotypów i upraszczających przekonań nie tylko na temat zabudowny, ekologii, ale też historii świadomości ekologicznej w Polsce. Udowadnia, że świadomość ekologiczna poprzednich pokoleń nie była jednorodna, tzn. w jednych miejscach osuszano oczka wodne, by powiększyć pola uprawne, ale w tym samym czasie w innych zajmowano się tworzeniem Kampinoskiego Parku Narodowego albo próbowano realizować „wetscape”, krajobraz wodny – nasi dziadkowie nie byli zatem en gros ani niszczycielami, ani zbawcami przyrody. Sam Mencwel w ostatnim rozdziale Betonozy omawia piramidę podejmowania decyzji o „rewitalizacji” – sprzyjają jej z reguły władza, pieniądze i cisza. Pokazuje zatem, jakimi drogami należy podążać, aby rozbić sojusz tych trzeb czynników, wskazuje obowiązki zarówno obywatelskie, samorządowe, jak i te na szczeblu centralnym. W tym sensie jego książka jest szalenie pragmatyczna: bo nie ustawia sobie jednego przeciwnika (no może poza deweloperami, na których Mencwel szuka grubego bata), nie snuje marzeń na temat obywatelskiego zrywu. Mówi trzeźwo: potrzebna jest większa kontrola nad władzą, ale to władza musi umożliwić obywatelom podejmowanie działań służących kontroli.

 

To nie jest książka dziennikarska, zaangażowana i użytkowa, to coś więcej – bo Mencwel nie tylko podaje dane i wyciąga z nich wnioski, ale też bardzo zgrabnie splata swoją historię tak, żeby wyglądała na szybką i łatwo przyswajalną lekturę. Sam tytuł już kryje paradoks: Betonoza. Jak się niszczy polskie miasta – to porządek ironiczny, bo Mencwel traktuje przyrodę jako trwały i ważny element miejski, który zostaje zniszczony w procesie budowania… miasta.  Odwraca zatem tutaj znaczenia: przyroda ma mieć swoją przestrzeń, wycinka drzew jest rodzajem destrukcji tkanki miejskiej, zaś wybetonowanie placu miejskiego, zabudowanie cieku wodnego na terenie miasta wcale nie jest budowaniem, tworzeniem. Dużo tu u niego takich chwytów, przesuwania znaczeń, którego nie problematyzuje: słusznie zresztą, bo z przyjęcia perspektywy ekologicznej nie ma się co tłumaczyć. Po drugie zaś, szwy w tej historii są starannie poukrywane, Mencwel udaje, że nie wciąga wielu różnych problemów do pojedynczych rozdziałów, że nie łączy, nie ubija wątków, nie splata ich w jedną, gęstą tkaninę. Weźmy na przykład obiecujący rozdział pt. Jakiej przyrody Polacy potrzebują. Zaczyna się od przetrzebionego parku Centralnego w Świdnicy, potem rozmowa z profesorem Maciejem Luniakiem, specjalistą od bioróżnorodności w miejskich parkach, następnie antropologiczno-historyczny szkicyk na temat zmian roli parku, teza o urbanizacji dwóch pokoleń Polaków, która sprawiła, że oddaliliśmy się od przyrody i nagle przestaliśmy być społeczeństwem wiejskim. Po nich przykład sytuacyjny z Mariny Mokotów, strzeżonego osiedla, którego mieszkańcom przeszkadzał zbyt głośny rechot żab w stawie, po tym szybki wypad poza Warszawę do mniejszych ośrodków i cztery przykłady na to, że Polacy lubią tylko przyrodę uporządkowaną i wybrukowaną (ważne, bo rozbija pozorną opozycję wielkie miasto – małe miasto). A następnie szkicyk o przyspieszającej urbanizacji w Polsce i antyekologicznej rewolucji, rozkręcającej się na naszych oczach. Po czy wypad do Yellowstown oraz polskich parków narodowych zakładanych przed wojną i niszczonych dzisiaj. Płynnie przechodzi do przemówienia Obamy z parku Yosemite i wizyty Dudy nad Biebrzą. I tutaj następuje klamra, spięcie wszystkich tych nitek opowieści, które łączy przekonanie o tym, że przyroda napędza akumulatory ludzkie i coraz więcej osób walczy o jej obecność na strzeżonych osiedlach. Klamrę tę uzupełnia o – równoległy wobec wątku historycznego – opis prognozy zachowań i potrzeb dorastających powoli pokoleń: wszystkie one odczuwać będą „zespół deficytu natury”.

Podoba mi się gęsty splot tej książki, mnożenie przykładów (tytaniczna praca, której efekty są tutaj prezentowane pokrótce, bez przechwałek, że autor szukał i jeździł, jeździł, szukał, nagle odkrył), ukrywanie się autora za cudzym słowem, przykładem, konkretną sytuacją. Podoba mi się wielokrotne nawracanie do tych samych miast, obserwowanie różnych ich punktów, pokazywanie żab, które nie mogą wyskoczyć na zbyt stromy wybetonowany brzeg, kaczek, które odlatują, hałasu „od ulicy”, od którego nie chronią nas drzewa. To jest jeden ze sposób na wyprowadzenie katastrofy ekologicznej z kryzysu wyobraźni – przywalić czytelnika przykładami, gęstą opowieścią, cudzymi głosami. Nie wyzbiera się spod nich.

 

 

 

 

 

Comments

Komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *