Florian Klenk, Kiedyś był tu koniec świata
Czarne 2013
Europa w stanie permanentnej wojny, wyławiane z rzek pociętych prostytutek, emigranci przetrzymywani w więzieniach, mordujące się nawzajem nastolatki. Oto świat Środkowej Europy i strefy przygranicznej Unii Europejskiej. Florian Klenk pisze z perspektywy austriackiej, ale interesują go konsekwencje nowego podziału Europy, bo okazuje się, że granica Unii dzieli Europę równie mocno co dawnej żelazna kurtyna. Klenk opisuje więc pewnego rodzaju skandal etyczny – Unia szafująca hasłami wolności, demokracji, powszechnego dobra i szacunku jednostki, prowadzi restrykcyjną politykę wobec uchodźców, z okrucieństwem traktuje dzieci adoptowane poza Europą, nie dba o kobiety przywożone zza wschodniej granicy i zamieniane w prostytutki-narkomanki na ulicach największych miast.
Zawiedzie się ten, kto liczy na reportaż historyczny – Klenk żyje współczesnością, pokazuje świat taki, jaki jest teraz, na granicy strefy Schengen. W tym zbiorze ważne jest odwrócenie perspektywy – upadek komunizmu i stopniowe rozszerzanie Unii nie są zdarzeniami pozytywnymi, ale pewnego rodzaju katastrofą, która otworzyła drogę przemocy. Europa dalej dzieli się na lepszą-zamożniejszą i gorszą-biedniejszą część, biedni próbują przedrzeć się na Zachód, co wymusza wzmacnianie granicy, zamożni uprawiają przygraniczną seks-turystykę, która nakręca koniunkturę we wsiach i miasteczkach.
To jest świat postapokaliptyczny, składający się z kolejnych więzień – trafiają do nich złapani na granicy uchodźcy i emigranci. W mieszkaniach więzi się dziewczyny, które nie chcą pracować na ulicy. Świat pod bronią i na łańcuchu: Unia zbroi się i wzmacnia granice, stara się chronić nie tylko przed przemytem, ale i przed emigrantami. Na graniach Unii ustawia się całe kontyngenty wojskowe, których członkowie patrolują zalesione tereny. Wśród żołnierzy wzrasta liczba samobójstw (choć w oficjalnych statystykach zawsze podaje się rodzinne, pozazawodowe kłopoty jako przyczynę samobójczej śmierci). Na granicy niemiecko-czeskiej nocami rozbłyskują neony: „Codziennie świeże dziewczynki”, „Paradiso”, „Afrodyta”, „Kamasutra-Club”. Pracownicy organizacji humanitarnych alarmują, że klienci szukający prostytutek są tu bardziej brutalni niż na ulicach własnych dużych miast:
Lubią obcinać prostytutkom włosy, zostawiają je w lesie. Dają upust fantazjom, za które w niemieckim burdelu dostaliby po gębie.
Okazuje się więc, że o ile jesteśmy kulturalni w granicach Unii (która teraz równoznaczna jest z Europą), to poza jej granicami lub wobec osób do niej nieprzynależących ujawniamy najniższe instynkty. Europa Wschodnia to nowe jądro ciemności, przestrzeń bez właściwości, w której zamożni Europejczycy czują się bezkarni. To tutaj dają upust spętanym przez cywilizację zachodnią popędom:
Doradca PR ze śródmieścia przedstawia się przez telefon jako „brutalny wieprz”, chce „zatkać wszystkie dziurki” siedemnastoletniej śwince.
Wydaje się więc po raz kolejny, że Joseph Conrad miał rację, opisując zachowania Europejczyków uwolnionych od ciężaru cywilizacji. Okazuje się jednak, że granica staje się coraz bardziej symboliczna i niewiele trzeba, by zetrzeć cienką politurę.
Prawo sprawia, że to państwa pozaunijne zaczynają bronić jej granic – na Ukrainie funkcjonuje wiele obozów, w których przetrzymuje się schwytanych emigrantów:
W wełnianych płaszczach, okryci kocami, wyglądają jak jeńcy wojenni. Ale tu rządzą nie generałowie, tylko nadmiernie obciążeni wymaganiami Unii ukraińscy biurokraci. Żaden z nich nie przyzna schwytanym azylu, tak przynajmniej mówią statystyki. Mimo że wielu mężczyzn opowiada o torturach, jakim byli poddawani w swoich krajach. Niektórzy byli lekarzami, inżynierami, tu czują się traktowani „jak psy”.
Okazuje się zatem, że Unia, ustawiająca się jako wzór demokracji do naśladowania, innymi rękami rozwiązuje swoje problemy – to Ukraińcy budują obozy przejściowe, wyłapywać mają cały nielegalny ruch ludzki. Dlatego też Klenk pyta o nową tożsamość Europy:
Czy jest już tylko twierdzą? Czy też kontynentem wolności?
Grzechem głównym staje się więc w tym układzie hipokryzja i obojętność, bezmyślność. Prawo jest surowsze wobec prostytutek niż wobec ich sutenerów. Wiedeńscy prawnicy bez większego skrępowania zamawiają do hotelu nastolatki ze Wschodu, a jednocześnie zaostrzają emigracyjne przepisy, domagają się „czyszczenia ulic” z nielegalnych emigrantów. To właśnie popyt, ruch samochodów na zachodnich numerach sprawia, że całe wsie przygraniczne zamieniają się w domy publiczne, a do zachodnich miast odstawia się kontenery kobiet ze Wschodu.
Klenk ma wyraźnie demaskatorskie zamiary i choć zjawiska, które opisuje, nie są niczym nowym, to jednocześnie przeraża ich nowa skala, a także rozmiary represji i kompletnie niezrozumienie, z jakimi spotykają się przybysze. Europa kompromituje się sama – zarówno jej politycy, jak i poszukujący „dziewczynek” przeciętni obywatele. Jak pisze autor, sposób stworzenia granicy i sposób jej ochrony więcej mówi o tym, kogo ona chroni. Europejczycy okazują się dzicy, prymitywni, zakłamani i brutalni, ale widzą siebie jako ludzi cywilizowanych i wykształconych, budujących mury, które mają ich obronić przed zalewem dziczy, nowego barbarzyństwa. To jeden z najżywszych mitów współczesnej Europy. Z tego zaś, co pisze Klenk, wynika, że jest to także mit najbardziej przerażający i niszczycielski.
Świetna recenzja!