Doktor Rieux i Holly Golithly

Eustachy Rylski, Po śniadaniu
Świat Książki 2009
Zapytany przez Justynę Sobolewską o swój najlepszy tekst, Rylski odpowiada, że za taki uważa właśnie zbiór esejów Po śniadaniu.

Jest to wielki monolog pisarza o literaturze, napisany ze swadą, poświęcony nie przygodnym lekturom, a wielkim miłościom Rylskiego, które wiążą się z różnymi etapami jego życia. Różni pisarze zaspokajają różne potrzeby, zmienia się też wartość, jaką dzisiaj Rylski przypisuje swoim dawnym lekturom. Nie może już dzisiaj znieść Śniadania u Tiffany’egoze względu na  manierę i kulawy styl Capote’a, ale powieść ta wiąże się z młodością autora Stankiewicza, ma więc dzisiaj wartość sentymentalną.

Rylski czyta i interpretuje swoich najdroższych autorów: Hemingwaya, Iwaszkiewicza, Błoka, Turgieniewa, Malraux,  pisze o Dżumie, Śniadaniu u Tiffany’ego, Brzezinie, Zapiskach myśliwego. Świetne są takie autorskie wybory, osobiste zwierzenia na temat literatury, bo nagle okazuje się, że można postawić koło siebie doktora Rieux i Holly Golithly i że w jakiś przedziwny sposób postacie te się uzupełniają. Jego lektura jest pogłębiona, interpretacja – błyskotliwa i przenikliwa.

Z perspektywy 2013 roku, gdy na rynku jest już powieść Obok Julii, ciekawie czyta się Po śniadaniu, bo zestawienie tych dwóch tekstów Rylskiego pozwala zobaczyć, jak w zbiorze esejów kiełkują pomysły na opublikowaną później powieść, jak buduje się mitologia gorącego lata 1963 roku, które w Obok Julii ogrywa szczególną rolę (wtedy właśnie zawiązuje się cała intryga i mają miejsce zdarzenia kształtujące całe późniejsze życie głównego bohatera). Rylski pisze o sobie, swoich gustach i doświadczeniach, które przekładały się na skłonność do wybranych autorów i tekstów. Nie oszukujmy się jednak, ten, kto czyta, to nie sam Rylski (wydaje mi się, że nawet w wywiadach, które – jak by się mogło wydawać – są najbardziej szczere, Rylski ukrywa się za kolejnymi zasłonami, mityzuje swoje życie, ale mówi też o nim z olbrzymim dystansem, umniejszając wagę własnych przeżyć i przemyśleń). Rylski-pisarz tworzy tu bohatera-czytelnika-Rylskiego, młodego chłopaka, który szuka w tekście prawdy o świecie i prawdy o sobie. Jak przystało na prawdziwego pisarza, Rylski wierzy bowiem, że literatura jest prawdziwym światem, a nie otaczająca nasz rzeczywistość, że bardziej prawdziwa jest wyobraźnia i praca fikcji, a nie doświadczenie naoczne, udział w świecie. To właśnie za pośrednictwem literatury ma on szansę polować w Afryce, uczestniczyć w corridach, pić pierriera z ginem Gordona, ale też brać udział

od czasu do czasu w jakiejś wojnie, ma się rozumieć w najlepszej sprawie, ale na stanowisku dalekim od ognia.
Po śniadaniu ma też drugą warstwę – nie chodzi tutaj tylko o erudycyjny wykład o literaturze, ale też o zaspokojenie nostalgicznej potrzeby powrotu do młodości. Nie da się sięgnąć do tamtych czasów, do swojego młodzieńczego ciała, do sposobu, w jaki to ciało pozwalało percypować świat (to ważny dla Rylskiego temat – jak ciało i jego kondycja wpływa na sposób istnienia). Teraz jest starość, powaga, zachowawczość i rozsądek, ale silna staje się też tęsknota za tamtą brawurą i oczekiwaniem na nagłe otwarcie się świata, na moment, gdy będzie można sięgnąć po wszystko:

Bo już nie zauważam, kiedy przechodzę ze światła w cień, nie zjeżdżam rowerem na łeb i szyję do niecki stawów obrośniętych tatarakiem, nie czekam na werandzie gospody ze sportem między wargami na dziewczynę, która pragnie być dobra, oddana, słodka, nie ma już kamienistej rzeki, którą przechodzi się w bród i nie słyszę już „harfy traw”.

Chodzi więc o to, by literatura pozwoliła doświadczyć stanu, który Rylski określa jako przed śniadaniem – czyli właśnie u progu życia, gdy ono się jeszcze właściwie nie rozpoczęło, gdy się na to czeka. Tak właśnie działa na niego Hemingway i Capote, on sam jednak jest już „po śniadaniu”.

Comments

Komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *