Tag: Znak

  • Lalka a drut ogrodzeniowy

    Lalka a drut ogrodzeniowy

    Czy ktoś z Państwa miał kiedykolwiek w ręku ładne wydanie Lalki Prusa? Pytam, bo nigdy mi się nie udało takiej znaleźć, choć co jakiś czas ponawiam poszukiwania i przegrzebuję cały internet. Nieregularnie chodzę do antykwariatów, a chyba tylko tam udałoby się znaleźć takie wydanie, które bez obrzydzenia można wziąć do ręki. W ciągu ostatnich 10 lat z pewnością zaś nie ukazało się żadne ładne, z sensowną okładką i właściwym rozmiarem czcionki, choć – jak to lektura – Lalka była drukowana wielokrotnie.

    W najbliższym czasie wyda ją ponownie Znak. I tu – o zgrozo – będzie okładka z ogrodzeniem! Czytałam samą Lalkę wiele razy, czytałam też o Lalce kilka książek. Nie pamiętam, by drut ogrodzeniowy odgrywał w niej jakąś istotną rolę. 

    To ciekawe, że powieść, która uchodzi za największe narodowe arcydzieło wydawana jest ciągle albo tanio, dla uczniów, albo w pseudoskórze ze złoconymi brzegami (koszmar innego rodzaju). Albo z ogrodzeniem.

  • Tłumacz – rzecznik obcości

    Tłumacz – rzecznik obcości

    Od dawna już wiemy, że przekład nie może być dosłowny, przylegający do tekstu, przezroczysty. Tłumacza trzeba traktować jako postać równorzędną autorowi, bo jego cały wysiłek polega na – jak podkreśla Jerzy Jarniewicz – przekształcaniu tekstu oryginału i przybliżaniu go czytelnikowi. 

    (więcej…)

  • Z notatek głodzonego krytyka

    Z notatek głodzonego krytyka

    Zaczęłam czytać książki z mojej jesiennej listy, tak jak Państwu obiecywałam.
    Na pierwszy ogień poszły trzy, wydane najwcześniej, ale też te, na które nie mogłam się najbardziej doczekać. I tak – Akuszerka Kettu jest genialna, choć też potworna i przerażająca. Choć opowiada o wojnie, nie ma tu żadnej pochwały przemocy, żadnego uroku wojny i grzesznej satysfakcji dla czytelnika. Kettu pisze o tym, do czego posuwa się kobieta, by walczyć o miłość i by ocalić swoje dziecko – a jest gotowa na wszystko.
    Więcej przeczytają Państwo w mojej recenzji w „Polityce”, a potem na blogu. Zachowuję rozliczne zachwyty na dłuższy tekst.
     
    Z pozostałych lektur teraz relacja na gorąco, bo są długie i muszę sobie uporządkować w głowie to, co chcę o nich napisać. Springer zaskakuje po raz kolejny, przy czym po raz drugi w sposób negatywny. Świetny, spostrzegawczy, ciężko pracujący autor oddaje w nasze ręce tom, który pokazuje absolutną wirtuozerię reporterską. Opisuje byłe miasta wojewódzkie, wybiera za każdym razem jakieś inne ujęcie: mamy tu reportaże biograficzne, refleksyjne, historyczne, oparte na emocjach lub na analizie gospodarki, portrety, relacje z podróży. Cała paleta możliwości, całe spektrum gatunków. Ale za każdym razem 3-4 strony i skok do następnego miasta, do następnego tekstu. Galopem przez Polskę, po plasterku cienkim tylko tych refleksji. Każdy z tych szkiców można byłoby rozpisać na wielki esej, ale znów, tak jak w Księdze zachwytów, kończymy ten posiłek głodni. Springer stał się autorem obowiązkowym, absolutnym must-read na polskim rynku wydawniczym. Wstyd, gdy inteligent nie zna Springera. Ale dlaczego czytanie Springera staje się coraz łatwiejsze?

     

    Po trzecie, Witold Szabłowski i Sprawiedliwi zdrajcy. Znów wielki fachura, świetny reporter, powściągający emocje, nieskory do łatwych ocen i pochopnych sądów. O ile jednak dystansuje się do emocji własnych, o tyle na ckliwą nutę próbuje wygrywać na emocjach czytelnika, a ponieważ zna się na reportażu, to mu się to udaje, o zgrozo. W chwili, gdy coraz więcej mówi się publicznie, że Ukraińcy powinni przeprosić za Wołyń, że bez tego ani rusz, że nam, niewinnym ofiarom, się należy, Szabłowski tworzy słodki obrazek o tym, jak sobie wszyscy pomagali. Teraz nie czas na takie książki! Nie da się tego gniewu podsycanego przez media i polityków przypudrować i przywalić takimi sentymentalnymi obrazkami! Mam straszny kłopot z tą książką, bo uważam, że jest dobrze napisana i przez to właśnie może wyrządzić wiele złego. Szabłowski daje nam łatwe rozwiązania: Polacy byli dumni i zarozumiali i dlatego Ukraińcy ich nienawidzili, ale wielu pomogło Polakom w czasie masakr i rzezi. No serio? Tak będziemy generalizować? Jak tylko opadnie mi to ciśnienie, które urywa mi powoli uszy, napiszę o tym jakiś wielki tekst, bo to co robi Szabłowski jest działaniem na szkodę polityki pamięci. Znów rządzi mną głód – chcę rozdrapywania ran, a nie głaskania, chcę wgryzania się we wspólną pamięć, a nie opowieści o ratowanych kobietach i dzieciach. 
  • Powieść dla prostaczków

     

    Jan Grzegorczyk, Chaszcze
    Znak 2009
    Jan Grzegorczyk to autor sagi o księdzu Groserze, którego popularność po zakończeniu cyklu wyraźnie spadła. Jego kolejne powieści spotkały się z dużo mniejszym odzewem, a omawiane tu Chaszcze– przeszły praktycznie bez echa. I choć szum medialny nie jest zazwyczaj miernikiem wartości literatury, w tym wypadku jednak jego brak odzwierciedla słabość książki. O Chaszczach nie mówiło się, bo tak naprawdę nie było o czym. Wcześniej nazywano go polskim Bernanosem, ale epitet ten obraża francuskiego autora, dla którego problemy metafizyki i wiary były najbardziej istotne, a ich analiza nigdy nieprzeprowadzana w sposób prosty. Bernanos mnożył pytania, nasilał wątpliwości, rozbudzał lęki. Grzegorczyk zaś pisze powieść dla zadowolonych z siebie, raczej nieskłonnych do jakiejkolwiek formy niepokoju, polskich katolików, którzy chcieliby przeczytać miłą sercu powieść społeczną o Kościele.
     
    Na rynku wydawniczym trzeba wypełnić wszystkie luki, znaleźć książkę dla każdego typu odbiorcy i takie właśnie zapotrzebowanie społeczne eksploatuje Grzegorczyk. Wcześniej pisał o problemach wewnętrznych Kościoła, porzucaniu przez księży powołania i celibacie, tym razem zaś wyrusza do puszczy i przedstawia polską wieś. Matka głównego bohatera, Stanisława Madeja, umiera  w rocznicę śmierci Jana Pawła II, bo żadna powieść katolicka nie może się obejść bez odwołania do 2 kwietnia:
    W jej przypadku zmarła jest określeniem nieodpowiednim. Uśmiechnęła się i przestała oddychać. Błogosławiona śmierć.
    Po tym zdarzeniu Madej porzuca pracę i wyjeżdża do Puszczy Noteckiej, by obserwować ptaki. To całkowicie oklepany chwyt, który ma otworzyć powieść na pulpę filozoficzną pojawiającą się później. Po takim konwencjonalnym wstępie musi nastąpić perypetia – i oto Madej znajduje na drzewie wisielca. Od tego momentu fabuła rozwija się w dwóch wątkach – kryminalnym i „filozoficznym”: Madej próbuje dowiedzieć się, czy zmarły padł ofiarą morderstwa czy też był samobójcą, a równocześnie stara się ogarnąć własne życie i nadać mu znaczenie. Wykształcony, oczytany pracownik wydawnictwa, tłumacz i niespełniony autor nagle przenosi się z Poznania w świat wiejskiej sielanki. Pobyt w Witalniku sprawia, że styka się z zupełnie nowym typami ludzkimi. Określenie „typy”, jest tu o tyle istotne, że Grzegorczykowi nie udało się skonstruować prawdziwych pełnowymiarowych postaci. Wzorem do naśladowania były dla niego raczej powieści tendencyjne, a nie powieść nowoczesna. Aby przywołać różne sfery życia, Grzegorczyk wprowadza postaci reprezentujące właśnie poszczególne typy: mamy więc miłego księdza proboszcza zadumanego nad księgą Koheleta, diabolicznego prokuratora na emeryturze – ateusza rozwożącego znajomym wodę z Lourdes, którą jego żona przywiozła z pielgrzymki, siostrę Cyrenię z werwą prowadzącą dom dziecka, Romańskiego-Abrahama – byłego alkoholika i niedoszłego samobójcę po przemianie duchowej, sprawującego z dumą funkcję głowy rodziny, prostego cieślę Szczupaka – alkoholika wygłaszającego gwarą mądrości ludowe. Każdy z tych bohaterów jest płaski jak kartka i mówi językiem drewnianym, rezonując poglądy autora.
     
    Wątek kryminalny nie zostaje ostatecznie rozwikłany, Grzegorczyk osuwa się w banał, tworząc intrygę, w której biorą udział molestowane dzieci, nie mogące się wydobyć z chorobliwych więzi także w życiu dorosłym. Ksiądz i prokurator pogrywają z Madejem, podrzucając mu nowe tropy, wracając do sprawy pochówku nieznanego mężczyzny z 1985 roku. Jego śmierć rozpatrywana jest jako sprawa polityczna, według księdza Melchiora ma związek z usuwaniem przez komunistów przeciwników z opozycji (obsesja zabójstwa Popiełuszki). Jednak według prokuratora to ksiądz właśnie maczał place w całej sprawie. Śmierć NN ma dla Madeja związek z samobójstwem Andrzeja Guzowskiego, wisielca, które ciało znalazł. Wątek ten zapętla się dodatkowo, gdy do Madeja przybywa wdowa – piękna Krystyna, powiatowa femme fatale. To w niej też zakochuje się Madej, dla niej remontuje i rozbudowuje dom, licząc, że uda mu się z nią ułożyć życie.
     
    I tak właśnie poszukiwanie głębszego sensu przekształca się w pogoń za pieniędzmi na remont i dość żałosne oczekiwanie na przyjazdy ukochanej, która swego podstarzałego amanta zwodzi i okłamuje. Świat – do tej pory dla Madeja okrutny i tajemniczy – daje się oswoić tym łatwiej, że dowiaduje się wreszcie, na co jest chory. Bóle nieznanego pochodzenia i związany z nimi niepokój niszczyły mu życie, ale od chwili, gdy odkrywa, że ich przyczyną jest cukrzyca, poczucie nieszczęścia rozpływa się w diecie i badaniach. Grzegorczyk buduje więc tu przestrzeń, której tajemnice egzystencjalne ograniczają się do diagnozy lekarskiej i życia na wsi, wśród ptaszków i sarenek, z koleżanką-redaktorką u boku.
     
    Chaszcze zbudowane są na fałszu – z jednej strony bohater głosi konieczność odnalezienia siebie, poszukiwania nowej drogi życiowej, próbuje kontemplować sztukę i opanować swoją hiperwrażliowść, z drugiej jednak autor robi wszystko, by nie obudzić w czytelniku jakiejkolwiek głębszej refleksji. Świat przedstawiony jest wtórny, badanie rzeczywistości przebiega zaś naskórkowo, prześlizguje się po powierzchni zjawisk. Aby zaś stworzyć wrażenie głębi, Grzegorczyk operuje zdaniami jak z trzeciorzędnej poezji metafizycznej:
     
    Dlaczego człowiek wdrapuje się na szczyt drzewa, pod niebo, i skacze do piekła?
    Grzegorczyk to nie Bernanos, to Wiśniewski dla katolików.
  • Drugie życie książki

     

    Jan Błoński, Miłosz jak świat
    Znak 2011
    Jest to wznowienie obowiązkowej dla wszystkich czytelników Miłosza książki Błońskiego, wzbogacone tym razem o dwa niepublikowane nigdy wcześniej wykłady – poświęcone interpretacji „Traktatu poetyckiego” i wpływu Miłosza na poezję kolejnych generacji.
    To z tej książki właśnie pochodzą zasadnicze tezy, dziś uznane już za oczywiste, dotyczące nie tylko twórczości Miłosza, ale i literatury polskiej. W szkicu „Bieguny poezji” Błoński wskazywał podział poezji na dwa nurty – linię Przybosia i linię Miłosza, w „Książce z Atlantydy” prezentował hipotetyczną, alternatywną wizję kultury polskiej, jaka mogłaby się urzeczywistnić, gdyby nie II wojna i komunizm.
    Choć Błoński interesował się Miłoszem przez całe swoje życie (najstarszy esej – o Dolinie Issy powstał w 1957, ostatnie – o kobietach, religii i stosunku do Gombrowicza pochodzą z 2001 roku), nigdy nie poświęcił mu monografii, zakładając, że twórczość tak zróżnicowana i bogata wykracza poza ramy i możliwości nawet najbardziej rozległej syntezy. Wolał zatem pogłębiać poszczególne interesujące go zagadnienia, błądzić między różnymi tekstami i gatunkami, czytać Miłosza poprzez poszczególne jego tomy lub przekrojowo, rozważając konkretne zagadnienia.  
    W każdym swym szkicu sięgał Błoński po szeroki kontekst kulturowy, umieszczał Miłosza w linii tradycji i historii literatury polskiej, ale szukał też filiacji równoległych, wpływu na innych twórców. Diagnozował stan literatury, „używał” Miłosza, by pisać o historii literatury, ale też posiłkował się narzędziami, jakie ona daje, by wyraziście ukazać nowatorstwo poety.  
     
    M. Zaleski, Zamiast. O twórczości Czesława Miłosza
    Wydawnictwo Literackie 2011
    W swoim zbiorze esejów poświęconych Miłoszowi Zaleski umieścił teksty, które pisał w ciągu dwudziestu pięciu lat – pierwszy z nich pochodzi z 1981 roku, powstał tuż po przyznaniu poecie nagrody Nobla, ostatni zaś napisany został po jego śmierci, w 2006 roku. Taka kompozycja sprawia, że cały zbiór wyróżnia się niezwykłym bogactwem tematycznym, szerokim zakresem: autor analizuje różne teksty Miłosza – nie skupia się jedynie na poezji, lecz sięga także po Dolinę Issy i Ziemię Urlo, rozważa stosunek Miłosza do gatunków: eseistyki i diarystyki, ale też różnych prądów kulturowych i światopoglądowych: romantyzmu, marksizmu, nacjonalizmu.  
    Zaleskiego interesuje biografia Miłosza i jej przenikanie się z życiem, używa on terminu bio-grafii na określenie egzystencjalnego związku pomiędzy życiem a dziełem. Nie tylko prezentuje losy Miłosza w różnych epokach, ale i stara się przedstawić wpływ zdarzeń historycznych na jego twórczość oraz świadome budowanie własnego życiorysu. Rozrzut tematyczny zaś pozwala czytelnikowi na wgląd w najtrudniejsze, zwrotne dla artysty okresy.  
    Miłosz w lekturze Zaleskiego pojawia się jako autor wielowymiarowy: chrześcijański poeta, antyromantyczny buntownik, wyrachowany marksista i zdeterminowany antykomunista, tłumacz Biblii i narcystyczny artysta, ambasador kultury polskiej i homo viator, dziedzic Mickiewicza wreszcie. I choć książka ta nie ma charakteru monografii, to daje nam bogatszy i bardziej konkrety dostęp do Miłosza, pozwala na dogłębne spojrzenie na wybrane aspekty jego twórczości.
    Piszę tutaj o obu tych książkach, dlatego że stanowią one dla mnie element bardzo pozytywnego zjawiska – dodruków, kolejnych wydań, wznowień. Jak klasyczny bibliofil cieszę się, gdy książka żyje dłużej niż miesiąc, gdy coś się z nią dzieje po tym, jak przestaje być nowością i wypada z różnych „Top 10” czy innych list bestsellerów. To właśnie jedno z najbardziej niepokojących zjawisk na rynku wydawniczym – krótkie życie książki, jej przechodzenie w niebyt, gdy przestaje o nią dbać promocja i marketing, gdy krytycy piszący dla dużych tytułów przenoszą swoje zainteresowanie na najświeższe pozycje. Metaforą tego pościgu za nowością staje się czytanie książki-szczotki, pliku pdf przysłanego przez wydawnictwo miesiąc przed premierą. Nie wiem, jak to nazwać: lektura pre-nowości? Jak określić taką jeszcze nieurodzoną książkę?
    Tutaj też chyba leży szansa dla blogów – skoro media muszą pisać o nowościach, to może drugie życie książki powinno przenieść się do Internetu?
    A w przypadku Błońskiego i Zaleskiego cieszy mnie jeszcze coś innego – książki te stanowią pozycje humanistyczne, czyli niszowe i źle sprzedajne, a więc tym większa przyjemność z możliwości ich czytania. Każdemu humaniście znane jest z pewnością uczucie frustacji, które rodzi się, gdy szukamy książki wydanej w niskim nakładzie przez niewielkie wydawnictwo akademickie i znajdujemy ją dopiero na allegro, za zgoła niehumanistyczną kwotę 300 złotych (znane przypadki raz wydanych pozycji Derridy, Baumana i Foucaulta).
    Obie te pozycje też stanowią przykłady po mistrzowsku uprawianej krytyki literackiej, do których trzeba sięgać często, żeby nie dopuścić do obniżenia własnego stylu. Tylko czytanie dobrej krytyki pozwala dbać o własną dykcję krytyczną. A więc patrzmy i uczmy się…

     

  • Wojna jest kobietą

     

    Łukasz Modelski, Dziewczyny wojenne

    Znak 2011
    W tym zbiorze reportaży Modelski przedstawia portrety 11 kobiet, które wzięły udział w wojnie, większość z nich też dostała się też później w tryby młodego komunistycznego państwa. Autor zderza tu losy kobiet młodziutkich i dorosłych, prostych i wykształconych, służących od pierwszych dni wojny i takich, które zaczęły konspirować, gdy wszystkie traktaty pokojowe już podpisano. Część z nich prześlizgnęła się przez konspiracyjne doły, część zdobyła oficerskie szlify. Ich zbiorowy los pokazuje, że kobiety w czasie wojny to nie słabe istoty, które porzuca się, idąc do walki, ale równorzędne mężczyznom uczestniczki działań. Modelski zbiera w swojej książce biografie spektakularne – jego bohaterki walczyły w partyzantce, organizowały przerzut broni, brały udział w powstaniu warszawskim, ukrywały Żydów, szpiegowały wroga. Pod koniec wojny organizowały wychodzenie partyzantów z lasu, ułatwiały im ucieczkę przed NKWD lub walczyły dalej – tym razem już przeciwko Armii Czerwonej. Większość z nich ukrywała się później przed UB lub też trafiła do komunistycznych więzień. Jednocześnie jednak, w przeciwieństwie do historii męskiej, w przypadku wojennych losów kobiecych uderza ich codzienność, przyziemność i konkret (przeciwieństwo męskiej abstrakcji i nadętego heroizmu): w dzień rozpoczęcia powstania trzeba założyć nową sukienkę, pomimo działania w konspiracji trzeba ugotować obiad.
    Losy bohaterek Modelskiego udowadniają, że wojna jest dla kobiety zupełnie inna, że wszystkie opowieści pisane z męskiego punktu widzenia nie mają wcale charakteru uniwersalnego. Kobiety stają przed wyborami jeszcze bardziej tragicznymi niż mężczyźni, dla których reguły zachowania w czasie konfliktu zostały skodyfikowane wieki temu. W mężczyźnie wojna uruchamia pewien wpisany kulturowo tryb postępowania, tymczasem kobieta musi sama znaleźć się w tej obcej i groźnej rzeczywistości, samodzielnie ustalić zasady, zdefiniować swoje miejsce i swoją rolę. Właśnie ta konieczność wyboru łączy wszystkie bohaterki, w przypadku każdej z nich aktywność własna łączy się z zagraniem życia bliskich: chorej matki, męża działającego już w konspiracji, małego dziecka. Kobieta nie uczestniczy w wojnie sama, nie jest wolna, jej gotowość do służby zawsze wiąże się ze stratą, wystawia ją na większy ból – tak właśnie dzieje się z Alą Wnorowską, która za szpiegowanie UB na rzecz Londynu dostaje wyrok śmierci i wysłuchuje go, będąc w ósmym miesiącu ciąży. Ala rodzi w końcu syna w więzieniu i odtąd boi się nie tylko o swoje, ale i o jego życie.
    Świadomość ryzyka zmusza bohaterki Modelskiego do podejmowania nieludzkich decyzji – Magda Rusinek prosi lekarza, by nie ratował jej śmiertelnie chorej matki, ponieważ dziewczyna nie będzie w stanie się nią opiekować ze względu na swoje obowiązki konspiracyjne. Z drugiej strony to uwikłanie w relacje rodzinne sprawia, że część bohaterek świadomie rezygnuje z zaangażowania w wojnę ze względu na swoje domowe obowiązki, bo te wydają się im ważniejsze – marzenie o służbie, pragnienie wyrażenia swojego patriotyzmu zejść muszą na dalszy plan, gdy trzeba zająć się starymi rodzicami, gdy trzeba ich chronić przed przetaczającym się przez dom frontem. Oto więc kolejny element, różniący kobiecą i męską wojnę.
    Modelski, zbierając te 11 historii, układa też pewnego rodzaju mozaikowy pejzaż polskiego losu – z całym jego powikłaniem, niejednoznacznością. Rosjanka Lala Lwow zostaje wojenną towarzyszką Zygmunta Szendzielarza (majora Łupaszki), spędzi z nim najgorsze konspiracyjne lata, wraz z nim powędruje też do wiezienia na Mokotowie. Jagoda, córka marszałka Piłsudskiego, przebywa w czasie wojny w Anglii, pracuje jako pilot w lotnictwie wojskowym, ale wycofuje się ze służby po konferencji jałtańskiej – wie, że nie ma już czemu służyć, że cała jej praca i poświęcenie poszły na marne, bo jej kraj został zdradzony. 14-letnia Magda Rusinek wstępuje do konspiracji i należy do oddziału likwidatorskiego, ale ratuje też życie, bo odpowiedzialna jest za „opalanie Żydów” – zabiera dzieci przemycone z getta nad brzeg Wisły, by nabrały kolorów i można było je ukryć po aryjskiej stronie.
    Wojna tych dziewczyn okazuje się długa – część z nich wraca z zesłania dopiero w 1956 roku, wróg nie jest zaś jasno określony – zaczyna się od wojny z Niemcami, ale później Sowieci ścigają i rozbrajają oddziały partyzanckie, koleżanki dzielą się ostatnimi podpaskami, ale okazują się też zdrajczyniami. Przed Niemcami trzeba ukrywać przynależność do podziemia, przed Rosjanami – strzec cnoty. A zawsze trzeba uważać na najbliższych sąsiadów.
    W tej wojennej opowieści pojawia się zupełnie inny sztafaż, na który składają się nie tylko szarpie, leki i meldunki, ale też granaty i karabiny. Kobieta walcząca nie jest tu słaba i delikatna, bo nawet jako nastolatka stanowi zagrożenie – dlatego też spotyka się z okrutną karą: Dzidzia Rajewska zostaje porwana ze swojego własnego wesela, gestapowcy tłuką ją do nieprzytomności. Symbolem kobiecej narracji staje się tu sukienka, którą Hala Cieszkowska zakłada, idąc do powstania,  koszyk z szyciem, pod którym ukrywa się broń i lekarstwa dla chłopców w lesie, szmata, którą wyciera się więzienne korytarze, mleko, które trzeba skombinować, by dziecko urodzone w celi mogło rosnąć.
    Opowieści Dziewczyn wojennych pokazują wojnę z zupełnie innej perspektywy, ujawniają inny jej wymiar – zarazem awanturniczy i dramatyczny; heroiczno-kozacki, gdy nasze bohaterki wywodzą w pole ścigających je przeciwników, gdy ukrywają się w stogach, skaczą z okna aresztu, ale również tragiczny, gdy nie udaje im się uratować bliskich, gdy grzebią własnych braci, próbują uciec z dzieckiem w ramionach z toczącej się w lesie bitwy lub gdy etapami wędrują na Wschód.