Tag: tłumaczenie literatury

  • Kwestionariusz tłumacza – Wojciech Charchalis

    Kwestionariusz tłumacza – Wojciech Charchalis


    Tłumacz to brzmi dumnie? Kwestionariusz

    Metryczka:

    1. Od ilu lat tłumaczę?

    Od 1990 r., tzn. prawie 29 lat.

    • Czy to moja główna praca i źródło dochodu?

    Nie, ale bywało już, że tak było.

    Kwestionariusz:

    • Swoją pierwszą książkę przełożyłem…

    Pierwszą książkę przełożyłem z języka angielskiego wiele lat temu, kiedy tłumaczy języka angielskiego do literatury popularnej brakowało i urządzano na nich „łapanki”, było to na początku lat 90. Lepiej dzisiaj już tej książki nie pamiętać, choć w tamtym czasie byłem bardzo z niej dumny.

    • Jak pracuję? W jakim rytmie?

    Nieustannie. Do tego stopnia, że w pewnym momencie postanowiłem nie pracować po 12 w nocy. Podobno tłumacze dzielą się na takich, którzy pracują w dzień i takich, którzy wolą to robić nocą. Ja wolę dzień, dlatego, że pracować trzeba codziennie, a jeśli zarwiemy noc, to za dzień lub dwa albo trzy trzeba to będzie w końcu odespać i stracimy cenny czas. A jak będziemy zatwardziali w grzechu, to może nam się pomylić dzień z nocą, a wtedy to już naprawdę nie jest dobrze. Poza tym w pewnym wieku trzeba ograniczyć kawę i papierosy – z przyczyn oczywistych i wcale nie chodzi mi o to, że stawki są jakie są, a papierosy coraz droższe, choć to też – więc w końcu trzeba zacząć pracować bez dopingu. No chyba, że będziemy się wspomagać spacerem z psem czy jazdą na rowerze itp.

    • Autor, którego się boję…

    Brak. Tzn. po przetłumaczeniu z górą 60 tytułów, w tym Don Kichota, nie ma nic, co mogłoby mnie deprymować. Wszystko już było. Każdy tekst jest do zrobienia, wymaga określonego czasu i nakładu pracy. Coraz rzadziej zdarzają się książki stawiające wysoko poprzeczkę jeśli chodzi o styl. Ważne jest to, żeby nie popadać w pychę i lekceważenie wynikające z rutyny, bo to może spowodować katastrofę. Do każdego zadania należy podejść z profesjonalną atencją. Obecnie pracuję nad João Ubaldo Ribeiro, Vivat naród brazylijski! Jest to klasyk literatury brazylijskiej i stylistycznie wielkie wyzwanie. No i dawno się tak nie męczyłem – ale nie mogę powiedzieć, że się boję tego autora, po prostu praca nad tą powieścią kosztuje mnie dużo wysiłku i zdrowia. Jeśli się przyłożę, jest szansa, że będzie to fantastyczna lektura po polsku. A jeśli nie, to cóż…

    • Pozycja tłumacza w Polsce jest….

    Taka sobie. Finansowo bez szaleństw, prestiżowo., hm… No ale przecież tłumacz ma być niewidoczny, no to jesteśmy. Chociaż jest coraz lepiej. Sądzę, że duża w tym rola i zasługa STL – Stowarzyszenia Tłumaczy Literatury, które walczy na polu emancypacji naszego zawodu. Chociaż ostatnio festiwal tłumaczy Odnalezione w tłumaczeniu w Gdańsku, organizowany m.in. przez rzeczony STL – jedyna impreza tego rodzaju w Polsce, choć nie wiem czy tylko w naszym kraju, bo nie słyszałem, żeby gdzieś na świecie odbywał się podobny festiwal – nie dostał dofinansowania z Ministerstwa Kultury. Czyli, jak mówiłem, pozycja tłumacza jest taka sobie. Widać w mniemaniu ministerstwa spotkania z tłumaczami nie promują czytelnictwa. Tyle w temacie.

    • Do jakiego stopnia przekład uruchamia nowe możliwości polszczyzny?

    Na najwyższym poziomie przekładu z pewnością uruchamia. A do jakiego stopnia? To wszystko jest bardzo nieostre, trudno definiowalne. Jeśli tłumacz zdoła oderwać się od oryginału, co rzeczywiście wymaga wielkiej biegłości w sztuce, to jest w stanie ten nasz język kreatywnie wymiętosić i powyginać. Mało jest takich przekładów. Mało jest oryginałów, które na takie możliwości pozwalają. Nie możemy przecież zapominać, że tłumacz – oprócz tego, że niewidzialny – w jakimś tam stopniu jest przecież niewolnikiem oryginału; ta smycz się napina, kiedy przestajemy chodzić przy nodze i za bardzo się oddalamy. Nota bene, to zagadnienie jest chyba najtrudniejsze w tłumaczeniu, ta autonomia tłumaczenia względem oryginału, czy raczej zakres tej autonomii, niezależności przekładu od oryginału.

    • Jak to jest być tłumaczem z mniejszego języka w Polsce?

    Nie wiem, czy hiszpański i portugalski to są języki mniejsze. Zdaje się, że hiszpański jest 4 a portugalski 5 na świecie pod względem liczby użytkowników, ale rozumiem, że literatury portugalskiej czy portugalskojęzycznej w Polsce jest niewiele, więc pewnie chodzi o nią i pewnie dlatego jest to u nas język mniejszy. Jak jest? Mała konkurencja, ale i książek do tłumaczenia niewiele. Z tego też względu niewiele się w tej literaturze na rynku polskim dzieje bez mojego udziału. Zdarza się, że dzwonią wydawnictwa z propozycjami. A z hiszpańskiego w zasadzie nigdy się nie zdarza – za duża konkurencja.

    • Tłumaczowi nie wolno…

    Wszystko wolno, tyle że w granicach sztuki. Nie wolno nie tłumaczyć, bo wtedy przestaje być tłumaczem. No dobrze, dosyć uników: studentom zawsze powtarzam, żeby nie zapominali korzystać ze słowników, bo jak stwierdzą, że ich – tzn. słowników – nie potrzebują, bo doskonale znają język zarówno polski, jak i ten, z którego tłumaczą, to znaczy, że niebawem będzie ich czekać seria przykrych zaskoczeń przy redakcji tekstu. Ergo, nie wolno popadać w rutynę.

    • Jaka jest rola tłumacza wobec przekładanego tekstu?

    Służebna. Tekst jest najważniejszy. Mógłbym oczywiście cudować i wymyślać tutaj jakieś teorie czy oddać się rozważaniom na temat esencji przekładu, ale pierwsza odpowiedź na tak postawione pytanie jest właśnie taka: służebna. Wszelkie dalsze wypowiedzi byłyby egzemplifikacja tego jednego.

    • W przekładach innych szukam…

    Miejsc w których tłumacz idzie po bandzie, tzn. świeżości, oderwania od oryginału, opanowania polszczyzny

    • W tłumaczeniu najbardziej nie lubię….

    Tygodni męki nad klawiaturą. I nieprofesjonalnych redaktorów- mądrali – w odróżnieniu od profesjonalnych, mądrych i wrażliwych na słowo redaktorów. Albo nie, akwizycji, czyli poszukiwania zleceń. Jakkolwiek by było, najfajniejsze jest czytanie na koniec, cyzelowanie, poszukiwanie ostatecznych rozwiązań. Najgorsze w samej robocie jest wklepywanie pierwszej wersji. A poza tym, fajnie jest być tłumaczem. To jeśli chodzi o własne tłumaczenia. Jeśli chodzi o tłumaczenia innych, nie lubię nieudolności, kiedy nie muszę widzieć oryginału, żeby widzieć, jak ten tekst brzmi właśnie w oryginale. Istnieje specyficzna polszczyzna przekładów z języka angielskiego i z hiszpańskiego też. Przy tłumaczeniach z innych języków nie rzuca mi się to w oczy – nie umiem ocenić, czy tłumacze z francuskiego, niemieckiego, rosyjskiego itd. mają swoja specyficzną polszczyznę, a te dwie odmiany języka polskiego potrafię zobaczyć, choć na tym polu polszczyzna anglistów jest bezkonkurencyjna. Tego szczerze nie znoszę, bo to oznacza ułomny warsztat, czyli bubel – a bubli nikt nie lubi.

    Wojciech Charchalis (1970) – przełożył ponad 60 książek, głównie z języków hiszpańskiego i portugalskiego na polski, w tym autorów takich jak M. de Cervantes, F. Pessoa, J. Saramago, A. Muñoz Molina, J. Marías, M. Vargas Llosa, J. Goytisolo, A. Lobo Antunes, C. Lispector i in.

    Cykl Kwestionariusz tłumaczy powstanie pod patronatem Stowarzyszenia Tłumaczy Literatury.

  • Kwestionariusz tłumaczki – Julia Różewicz

    Kwestionariusz tłumaczki – Julia Różewicz

    Tłumacz to brzmi dumnie? Kwestionariusz

    Metryczka:

    • Od ilu lat tłumaczę?

    Zawodowo od 11 lat, wcześniej, na studiach trochę też, łącznie koło 15.

    • Czy to moja główna praca i źródło dochodu?

    Moją główną pracą jest prowadzenie wydawnictwa, jednak tłumaczę dla niego wiele tytułów, praca tłumaczki jest więc prawie na równi z pracą wydawcy. Jeśli chodzi o to, z czego żyję, jest to jednak głownie sprzedaż wydanych i przełożonych tytułów.

    Kwestionariusz:

    • Swoją pierwszą książkę przełożyłam…

    w roku 2007

    • Jak pracuję? W jakim rytmie?

    Z racji prowadzenia całego wydawnictwa rzadko mogę skupić się wyłącznie na pracy tłumaczeniowej, jednak kiedy się to udaje, staram się robić to ciągami „aż do omdlenia”, czyli długie bloki po kilkanaście godzin. Często wykorzystuję na to chwile, kiedy dziecko jest na dłuższy czas poza domem (wakacje, ferie, weekend u babci 😉

    • Autor, którego się boję…

    Każdy zły autor – nie ma nic trudniejszego, niż złe książki, trudne, ale dobre mnie nie przerażają.

    • Pozycja tłumacza w Polsce jest….

    coraz lepsza

    • Do jakiego stopnia przekład uruchamia nowe możliwości polszczyzny?

    Może do większego, niż oryginał, bo nie dość, że trzeba zastąpić neologizmy oryginału neologizmami polskimi, to trzeba znaleźć ekwiwalenty, często naciągane, zjawisk i słów w oryginale neologizmami nie będących, ale po prostu nie występującymi u nas. Osobiście mogę się pochwalić kilkoma słowostworami, które weszły do polszczyzny, np. niedoparki – stworki pożerające po jednej skarpetce z pary, czy gilgotałek usypiałek, czyli wibrator 😉 ale z samej czeszczyzny jest tego masa, choćby bawidułka – człowiek, który siedzi w knajpie i snuje opowieści (czeski pábitel) – propozycja Cecylii Dmochowskiej.

    • Jak to jest być tłumaczem z małego języka w Polsce?

    Nie narzekam, czeski ma się dobrze, zarówno pod względem tłumaczeń użytkowych, jak i literackich, pracy jest dość, ludzi mniej (trafiają do mnie pracodawcy poszukujący osób z czeskim, narzekają na brak „głów do pracy”), na pewno jest to rozwiązanie bardziej perspektywiczne, niż zostać np. anglistą, tych jest od groma 🙂

    • Tłumaczowi nie wolno…

     Zakładać, że czytelnik wie tyle, co on (o danym kraju, jego realiach, sytuacji); bać się wyjść poza; być zbyt pokornym wobec oryginału; tłumaczyć bez polotu; nie słyszeć tego, co się pisze (rytm!); nie sprawdzać, gdy nie jest pewien, jest tego dużo, dużo więcej. Na szczęście dużo nam tez wolno:)

    • Jaka jest rola tłumacza wobec przekładanego tekstu?

    Przerażająco odpowiedzialna

    • W przekładach innych szukam…

    Odpowiedzi na zagwozdki, które i mnie gryzą

    • W tłumaczeniu najbardziej nie lubię….

    Słów i zjawisk bez polskiego ekwiwalentu, które trzeba zastępować półprawdą lub opisem, żmudnych i nudnych nazw instytucji i stanowisk urzędowych, nadmiaru nazw miejscowych (wieczny dylemat, czy zostawić np. nazwę ulicy/placu po czesku, czy jednak spolszczyć), kiepskiego stylu oryginału.

    Julia Różewicz –  absolwentka bohemistyki na Uniwersytecie Wrocławskim, wydawczyni,tłumaczka literatury czeskiej. Od 2010 prowadzi wydawnictwo Afera specjalizujące się w najnowszej literaturze czeskiej. Laureatka nagrody „Literatury na Świecie” 2014 w kategorii Nowa Twarz za przekład książki Petry Hůlovej Plastikowe M3, czyli czeska pornografia. Nominowana do Nagrody Literackiej Gdynia 2018 za przekład książki tej samej autorki pt. Macocha. Jurorka konkursów przekładowych (2015-2017 – jury czeskiej Nagrody Państwowej w dziedzinie literatury, od 2014 – konkurs tłumaczeniowy im. Susanny Roth, od 2018 jury Nagrody Prezydenta Miasta Gdańska za Twórczość Translatorską im. Tadeusza Boya-Żeleńskiego.

    W lipcu odpowiedzi Krzysztofa Cieślika oraz Magdaleny Kamińskiej – Maurugeon.

    Cykl powstaje pod patronatem Stowarzyszenia Tłumaczy Literatury.