Tag: tłumacze

  • Po co tłumacze

    Po co tłumacze

    Po pierwszych doświadczeniach pracy w kapitule Literackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus mogę stwierdzić, że wiatr jest potrzebny, przewiew i ruch. I nie piszę tego z perspektywy mieszkanki niecki krakowskiej, ale jako osoba, która przeczytała pół regału nadsyłanych książek, w sporej części tłumaczeń.

    Bo osoby piszące sięgnąć mogą tylko tak daleko, jak im pozwoli na to przekład – chyba że decydują się od razu pisać w języku zrozumiałym dla większości.

    W jednej z nominowanych powieści, autorstwa Leelo Tungal z Estonii (wydawnictwo KEW, przekł. Marty Petrykiewicz), jest taki fragment, gdy dziewczynka czeka na list od matki uwięzionej w łagrze. Wypatruje go, nie może się doczekać. List w końcu przychodzi, ale mała nie może go zrozumieć, bo więźniowie łagrów mogą pisać tylko po rosyjsku, żeby cenzura obozowa miała nad nimi pełną kontrolę.

    Żebyśmy wszyscy nie musieli zatem pisać i czytać po rosyjsku, albo w języku jakiegokolwiek innego imperium, potrzebni są tłumacze: tacy, którzy wiedzą, co się wydaje świetnego, świeżego, którzy potrafią rozpoznać rytm frazy, ukryty żart. Którzy będą sami próbowali przełożyć na inny język wszystkie skomplikowane zaszyte sensy, oddać wieloznaczności.

    Można takie umiejętności ćwiczyć, można się sieciować – w przestrzeni tłumaczeniowej i autorskiej taki program organizuje CELA – Connecting Emerging Literary Artists. Od kilku lat owoce tej pracy z udziałem polskich tłumaczy można obserwować na Conrad Festival i strasznie jestem ciekawa, kto i z czym będzie gościł w tym roku.

    Spotkania są 2: 24.10 i 25.10, Spółdzielnia Ogniwo i Pałac Potockich. Weźcie, chodźcie, nie ma tam nic po rosyjsku, przeciwnie – spotkanie z osobami piszącymi prowadzi Jerzy Jarniewicz, będzie po jarniewiczowsku 😉

    Gdyby nie praca tłumacka, laureat Angelusa, Darko Cvijetić, nie brzmiałby tak świetnie, nie byłby tak dramatyczny, tak szarpiący za serce. A tymczasem w przekładzie Doroty Jovanki Cirlić brzmi jakby miał zaraz wyszarpać z serca ostatnią strunę.

    Ale jest też dużo młodszych, którzy robią tu świetną robotę – właśnie wczoraj wpadła mi na biurko nowa książka Zofii Bałdygi – jej książka poetycka, ale Bałdyga tłumaczy też przecież ze słowackiego i czeskiego, prezentuje polskim czytelnikom antologie zbierające bardzo ciekawe nazwiska.

    Współpraca: Kraków Miasto Literatury Unesco.