Tag: feminizm

  • Zawodowa pisarka, zawodowa czytelniczka

    Inga Iwasiów, Blogotony

    Wielka Litera 2013

    Prywatna twarz Ingi Iwasiów: bałagan na biurku spowodowany nawałem pracy, częste podróże – wakacyjno-wypoczynkowe i zawodowe, bóle głowy i tabletki pomagające zasnąć, jedzenie śniadań przy włączonym telewizorze. Twarz publiczna: badaczka odwołująca się często do swoich akademickich rozpraw, literaturoznawczyni funkcjonująca ciągle w świecie tekstów kultury, pisarka przedstawiająca okoliczności powstania Na krótko, feministka, która pragnie zlikwidować piłkę nożną. To wszystko ujawnia się w Blogotonach – osobistych, niepowieściowych zapiskach autorki Na krótko. Lubię ją, bo jest wyrazista, ostra, jasno precyzuje własne poglądy i dzięki temu mogę się z nią często nie zgadzać.
    Zgromadzone w tym zbiorze teksty to absolutny miszmasz – Iwasiów pisze o polityce, kulturze, literaturze, życiu kulturalnym i naukowym. Sporządza relacje z podróży, rejestruje stan zdrowia, opisuje życie rodzinne, ważne zdarzenia z życia osobistego, nawet tak intymne jak przeżywanie żałoby po śmierci najbliższych. W Blogotonach ujawnia się taka Iwasiów, jakiej nie pokaże żadna jej powieść. We wszystkich innych jej tekstach widzimy obraz zdystansowany, przefiltrowany przez artystyczną wizję. Tutaj zaś mamy do czynienia z Iwasiów w zbliżeniu, w całym nieuporządkowaniu i wielowątkowości, jakie towarzyszy pisaniu z dnia na dzień i przeżywaniu własnego życia. To w Blogotonach pełnym głosem wybrzmiewają też wszystkie dolegające Iwasiów bolączki – dużo pisze o własnej pracy, pogardzie dla polityki, tolerancji i emancypacji, pisaniu powieści i uczestnictwie w życiu literackim.
    Ruchem, który napędza zawarte tutaj notatki, jest konieczność interpretacji. Iwasiów nie potrafi funkcjonować bez myślenia w szerokim planie, bez uogólniania, przetwarzania uczestnictwa w partykularnym zjawisku w obserwację całości. Gdy ogląda wystawę obrazów Friedy Kahlo, ważny dla meksykańskiej malarki motyw osłabienia ciała rozszerza, pisze o przemijaniu, o stopniowym uzależnianiu starego/chorego ciała od innych ludzi. Gdy podsłuchuje homofobiczne dyskusje Polaków, zastanawia się, czy te pociągowe dyskusje stanowią rodzaj próby, są właściwe dla całego społeczeństwa.  Gdy ogląda Katyń, wskazuje w filmie sceny sytuujące kobietę w podrzędnej roli. Zaznacza, że to nie koncepcja Andrzeja Wajdy jest tutaj źródłem takiego usytuowania bohaterek, ale model polskiej kultury:
    Kondensat losu Polski, jak z gawęd romantycznych. Postacie zaczynające się i kończące na byciu żoną, matką, córką.
    Iwasiów pokazuje jasno, że taka niewiarygodna kreacja kobiet wynika z naszych projekcji, że chcielibyśmy takiej przeszłości:
    Jest to rodzaj oficjalnej wersji pamięci, obwarowanej nakazami autocenzury.
    Blogotonywprowadzają też szereg autotematycznych komentarzy, co jest bardzo cenne, bo Iwasiów jako zawodowa czytelniczka zdecydowanie częściej wypowiada się na temat twórczości cudzej niż własnej. Tymczasem tutaj wspomina, jak się czuła jako finalistka Nike, jakie przemyślenia nasuwają jej wieczory autorskie. Tutaj także Iwasiów odpiera zarzuty o złe społeczne usytuowanie bohaterów „Ku słońcu”:
    Moi bohaterowie mają za łatwo, należą do uprzywilejowanej mniejszości, ponieważ nie znam innego świata.
    I zaraz potem pada szalenie ważna dla jej pisarstwa deklaracja programowa:
    Lubię pisać ze swojej pozycji, ze środka świata, który mogę obdarzyć empatią, ponieważ empatia to mój program literacki i etyczny. Nie lubię patrzeć z lotu ptaka, uogólniać i cieszyć się poczuciem wyższości.
    Z perspektywy Iwasiów jej życie to walka na wielu poziomach: przez różne stereotypy wtłaczana jest do niszy jako kobieta, inteligentka i pracownica uniwersytetu – zawsze więc należy do jakichś grup upośledzonych, gorszych. Jak sama pisze: „stale musi udowadniać swą intelektualną wartość”. Obok niej i przeciwko niej zaś sytuuje się „szyba nieistotności męskich gier”.
    W dwóch wydanych tej jesieni tomach (Blogotonachoraz Umarł mi) Inga Iwasiów przekracza charakterystyczną dla niej wcześniej granicę intymności, ujawnia więcej własnych osobistych przeżyć.  Oczywiście jest to za każdym razem próba przetworzenia doświadczenia własnego w literaturę, ale w obu przypadkach zwierzenie sięga granic niespotykanych wcześniej u tej autorki. Czy Iwasiów przełamała się po pięćdziesiątce? Pokażą jej następne książki.

    Dłuższa wersja tego tekstu ukazała się w miesięczniku „Nowe Książki”. 
  • Kobieta i jej wyniki

    Alice Munro, Miłość dobrej kobiety
    WAB 2013
    Trudno nadążyć za tempem wydawania opowiadań Alice Munro po polsku – w ciągu kilku ostatnich lat nadrabiamy braki, WL i WAB przekładają szybko większość jej ostatnich zbiorów. Nie jest to jednak autorka, którą można czytać szybko i w dużej ilości, bo choć świat, który przedstawia jest uporządkowany i prowincjonalny, to jednocześnie wyjątkowo mocno przepojony beznadzieją i rozpaczą.

    Miłość dobrej kobiety to zbiór z 1998 roku, jeden więc z późniejszych w dorobku tej pisarki. Data publikacji nie ma tu jednak żadnego znaczenia, bo Munro ciągle obsesyjnie porusza się w tej samej przestrzeni kanadyjskiej prowincji, tej samej epoce – głębokich lat 50/60. Powracają te same tematy, te same konflikty. Polski czytelnik może mieć jednak z tym zbiorem pewien istotny kłopot: Munro używa chwytów pochodzących z literatury popularnej i kobiecej, wykorzystuje pewne schematy fabularne, które jednocześnie wypełnia zupełnie innymi treściami. Kurewski majątek ma formę listu, który młoda dziewczyna pisze do swojego ukochanego po rozstaniu z nim oraz po śmierci własnego ojca. Cały list utrzymany jest w tonie pożegnania, nostalgii i smutku. Pod tą schematyczną maską kryje się historia skandaliczna: dziewczyna z tym narzeczonym zaszła w ciążę, on kazał jej ją usunąć, choć planowali już ślub. Ojciec zaś bohaterki to jedyny w okolicy lekarz dokonujący aborcji, ona sama zaś – asystuje mu w tych zabiegach jako pielęgniarka.

    Jak słusznie zauważa autorka bloga nic nie robienie znów (http://nicnierobienieznow.blox.pl/2013/08/Alice-Munro-Milosc-dobrej-kobiety.html), na polskim rynku Munro sprzedawana jest jako autorka literatury kobiecej (wystarczy zobaczyć romansowe okładki, jakie Munro daje WL), choć jest to jedno z większych nieporozumień literackich. Część krytyków podkreśla jej skłonność do przedstawiania uczuć – rozpaczy, różnych odcieni miłości itp. itd. To jest chyba drugie równie ważne nieporozumienie. Munro nie jest w żadnym calu autorką sentymentalną, nie tworzy literatury pocieszenia, daleko jej do uczuciowych dramatów Danielle Steel czy jej polskich odpowiedniczek.

    Munro to przede wszystkim autorka feministyczna w tym znaczeniu, że nadrzędnym tematem jej tekstów jest przemiana społeczno-obyczajowa lat 50 i 60., stopniowe wyzwalanie się kobiet, rewolucja seksualna i jej wpływ na życie średnich i niższych warstw społecznych. Kanadyjska prowincja to świat o zorganizowanej, wyraźnej, trwałej strukturze, którą w praktycznie niewidoczny sposób podmywa postępująca zmiana: w tytułowym opowiadaniu bohaterki rozmawiają o złu, jakie czyni pigułka antykoncepcyjna, ale już w Dzieci zostają główna bohaterka kupuje je za zgodą męża.

    Opowiadania Munro pokazuję, że bycie kobietą to rodzaj egzystencjalnego zniewolenia, uwięzienia w ciele, bycia skazaną na macierzyństwo. Wszystkie jej bohaterki przyjmują ten los, rodzą, kochają, uciekają od mężczyzn lub za nimi gonią. Większość z nich to kompletne outsiderki, kobiety osamotnione, skazane na życie na prowincji, w małych miasteczkach, próbujące jakoś to doświadczenie bycia kobietą oswoić na własną rękę. Jedna odchodzi od męża do kochanka, którego nie darzy w gruncie rzeczy głębszym uczuciem, inna wychodzi za mąż i ucieka z farmy do miasta, próbuje pisać. Jeszcze inna pozostaje samotna, pracuje jako domowa pielęgniarka. Pomimo tych prób wybicia się na niezależność, nie ma u Munro wyjścia na zewnątrz, ku całkowitej wolności, pełnej niezależności. Pauline z Dzieci zostają za wolność od męża płaci separacją od córek, która sprawia, że jej poczucie uwięzienia zmienia się w inny, stały rodzaj bólu – osierocenia. W Cortes Island bohaterka próbuje pisać, by dotrzeć w ten sposób do głębszej świadomości, stopniowo jednak pochłania ją życie rodzinne, społecznie narzucone funkcje i zadania.

    Wszystkie czynności kobiece są tu z jednej strony rodzajem sacrum, ich wykonywanie stanowi o kobiecym sukcesie. W Dżakarciekobiety na plaży chwalą się swoimi dziećmi, ale też pociążowymi kilogramami – stopień zniekształcenia figury jest wprost proporcjonalny do ofiary, jaką ponosi się na ołtarzu rodziny, co z kolei przekłada się na zaawansowanie w kobiecość. Kobieta, która dba o swoich bliskich, staje się jednak obiektem kpiny, traktuje się ją w sposób pobłażliwy:

    Mężczyźni śmieją się i zgodnie twierdzą, że ona w ogóle ma w głowie mętlik. Zdaniem jej męża dlatego, że jest kobietą. Zdaniem Briana dlatego, że jest jego matką. Ciągle interesuje ją to, czy ktoś już głodniał albo czy chce mu się pić, czy dzieci mają nakrycia głowy i czy zostały nasmarowane kremem ochronnym.

    Munro uświadamia zaś jedno – że choć zmienia się zewnętrzna forma życia, postępuje emancypacja, to istota kobiecości pozostaje taka sama: zawsze i wszędzie zależna, powiązana z innym, niemożliwy do osiągnięcia byt-dla-siebie.
    Dłuższa wersja tego tekstu ukazała się w dwumiesięczniku „Nowa Dekada Krakowska”. 

  • Czego kobieta potrzebuje do szczęścia?


    Justyna Bargielska, Małe lisy
    Czarne 2013


    Ten zbiór porusza się miedzy gatunkami, jest trochę prozą, ale też ma w sobie poetyckie niedopowiedzenie, lekkość, skłonność do metafory i niedosłownego odbioru świata.


    Bargielska pisze o dwóch kobietach, Magdzie − matce i Agnieszce − singielce, które mówią podobnie, choć inaczej widzą świat. Magda ma dwoje dzieci i niezwiązaną z nimi depresję, Agnieszka prowadzi warsztaty z pisania. Łączy je wspólny kochanek, z którym spotykają się w lesie.  



    W Małych lisach autorka tworzy pewien portret kobiety i u niej zawsze jest postać, która nie mieści się w rolach społecznych, wyróżnia ją jakiś naddatek metafizyczny wykraczający poza ramy kulturowe. Kobieta tutaj to przede wszystkim homo sapiens, zawsze myśląca i czująca istota, skazana na wybierania spośród ograniczających ją ról. Ona jednak się na to ograniczenie nie godzi, dlatego szuka czegoś innego, czegoś więcej, co znajduje się pod powierzchnią świata. Wykracza poza małżeństwo, macierzyństwo, etatową pracę, wszelkie sztampowe wyobrażenia o kobiecym szczęściu. Bargielska satyrycznie przedstawia stereotypowy obraz kobiety i ten motyw jest u niej stały, już w Obsoletkach pisała:


    Wolno mi brać tylko te [alkohole] z dolnej półki, bo są gorsze jakościowo, za to mają wymyślniejsze etykietki. W ten sposób nawiązuję do swojej kobiecości, skoro już muszę pić, gdy tylko zostawi się mnie samą w domu.

    Tutaj widać zaś wyraźnie, że refleksja Bargielskiej w dużym stopniu ma charakter metafeministyczny, daleki jednak od dyskursu uniwersyteckiego, blisko za to piaskownicy i odkurzacza.

    Jej bohaterki tak urządzają swoje życie, żeby zmniejszyć doznania egzystencjalne, które u Bargielskiej stanowią zawsze rodzaj zagrożenia, bo graniczność znajduje się na wyciągnięcie ręki, nic nas nie dzieli od przerażającej tajemnicy życia. Zawsze stoimy na skraju przepaści, jakiegoś cierpienia, śmierci, głębszego sensu.


    Ciało kobiety i jej życie predestynują ją zaś do takich doznań, co sprawia, że trauma jest na granicy mowy, na języku. Trzeba ją odtwarzać ciągle, nie ma żadnej blokady, jest za to przymus opowiadania. Opowiada jednak zawsze kobieta kobiecie, mężczyźni pojawiają się tylko jako przedmioty tych opowieści. Tak dzieje się w przypadku Pomniczkowej, która wspomina poronienie i porzucenie przez partnera, jego zdradę z dziewczyna, która nie straciła dziecka i nie narzucała mu się ze swoim bólem.


    Zagrożenie egzystencjalne jest tym większe, że nie ma niczego, co mogłoby wybawić przed lękiem. Takiego koła ratunkowego nie daje ani religia, ani miłość, ani małżeństwo:

    Jasne, to działa cuda – powiedziałam – tylko ja mam taki jakby esperal na Eucharystię. Już nawet nie to, że się puszczam, ale wypuszczam się na to puszczanie z małżeństwa cywilnego. Podwójne ubezpieczenie. Zabije mnie o, taki okruszek hostii.

    Bargielska jak zwykle bawi, ale nawarstwia też niepokój.