Daniel Arasse, Nie widać nic. Opowiadanie obrazów
DodoEditor 2012
przekł. Anna Arno
Zebrane w tym tomie teksty Arasse’a stanowią świetny przykład na to, jak można połączyć wysoki temat (malarstwo renesansowe) i trudny gatunek (esej) z popularną retoryką, tworząc lekturę wciągającą i atrakcyjną. Arasse, opowiadając o klasycznych motywach ikonograficznych, łamie tabu kulturowe i oburza. Wybiera klasyczne motywy artystyczne (jak pokłon Trzech Króli, nagą Wenus, Zwiastowanie), ale pokazuje je jak obrazy skandalizujące i podniecające. Buduje wywód zbuntowanego krytyka, enfant terrible w środowisku badaczy sztuk plastycznych.
Tytuł odnosi się tutaj do strategii Arasse’a, który rozpoczyna swoją analizę obrazu od jakiegoś wybranego detalu, czyli właściwie od końca. Nie interesują go postaci centralne, autoportrety malarzy, którzy ukrywają się w dziele, ale niepasujące do całości szczegóły, często pomijane w klasycznych interpretacjach. Arasse patrzy więc na przekór utartym interpretacjom, wydobywa elementy dysharmoniczne, te, które niepokoją badaczy: w Zwiastowaniu Franscesco del Cossy skupia się na ślimaku pełznącym u stóp Maryji Panny, w Marsie i WenusTinorettiego interesuje go odbicie w lustrze wiszącym nad łóżkiem cudzołożącej pary, w Pokłonie trzech króli Bruegla wybiera postać Kaspra, czarnoskórego władcy.
Wenus jako pin up girl, ślimak jako klucz do zrozumienia sensu Zwiastowania, czarnoskóry król symbolizujący boskość Chrystusa, lustro w Las Meninas podkreślające potencjalność malarstwa – to tylko kilka z wprowadzonych przez Arasse’a tez. Krytyk czyta tutaj obrazy w podwójnym kontekście, próbuje ustalić horyzont poznawczy autora, wskazać to, co mógł umieścić na obrazie malarz w świadomym procesie prezentacji, a jednocześnie uruchamia sensy anachroniczne, takie, które dopowiadają kolejne epoki. Ważny jest ten rozdział, bo tylko dzięki niemu ujawnia się hipotetyczność interpretacji stawianych przez innych krytyków. Arasse zarzuca na przykład badaczom, że zgadzają się na przyjęcie tez wątpliwych tylko dlatego, że godzą one elementy sprzeczne, uładzają niejasności. Tak robi właśnie, gdy pokazuje, że ślimak w Zwiastowaniu del Cossy wcale nie jest symbolem dziewictwa Maryji (średniowiecze uważało, że ślimaki zapładnia rosa, stąd proste przełożenie na Matkę Boską), jak uważa część badaczy. Według niego ślimak ten stanowi odniesienie do postaci samego Boga, który ujawnia się właśnie w ten sposób. To interpretacja ważna, dzięki niej bowiem ujawnia się wyższy sens zwiastowania, czyli wejścia w stworzenie, niewidzialnego, które staje się wizją.
Świetny jest też tekst Kobieta w kufrze o Wenus z Urbino Tycjana. Arasse – przeskakując od renesansowego Tycjana do impresjonisty Maneta (i jego Olimpii) − pokazuje, jak zmienia się przedstawienie kobiety, jak ręka położona na nagim łonie wskazuje na zmiany obyczajowe w kolejnych wiekach.
Arasse wydaje mi się frapujący z dwóch powodów – po pierwsze dlatego, że opowiada o malarstwie bez snobizmu, pozwala krytyce malarstwa zejść z piedestału. Wybiera przecież temat nad wyraz ambitny, a jednocześnie opowiada o renesansowych obrazach, jakby były komiksami Marvela. Potrafi więc, nie obniżając poziomu interpretacji, wciągnąć na swe pole takiego odbiorcę, któremu na co dzień obca jest kontemplacja Velasqueza. Po drugie zaś dlatego, że wybiera własne ścieżki. Uwypukla to, co nie pasuje, co kłóci się z utartymi interpretacjami, bo nie interesuje go analiza totalna, spięcie wszystkich elementów w całość uładzoną i kompletną (łatwo zauważyć więc, że chwalę u Arasse’a to, co najwyżej cenię w krytyce także literackiej). Polemizuje z innymi badaczami, wybiera własną drogę między historykami i teoretykami sztuki, studiuje inne teksty krytyczne po to, by się z nimi pokłócić, pokazać słabe punkty gotowych interpretacji. Żywołem Arasse’a jest spór, nie zgoda – jako student wyleciał z seminarium Lacana (jak pisze tłumaczka, Anna Arno), spierał się z największymi krytykami swoich czasów (E. H. Gombrich, Erwin Panofsky), w swojej interpretacji Panien dworskich Velasqueza kłóci się z anachroniczną analizą Foucaulta. Warto więc sięgnąć po taką niepokorną lekturę.