Warsztat – przekład. Maciej Płaza

 

Poprosiłam tłumaczy nominowanych w tym roku do Nagrody Translatorskiej im. Boya-Żeleńskiego o wskazanie takich zdań, nad którymi się męczyli – bo przecież często chodzi o inną melodię języka, zupełnie obcy kontekst, słownictwo sprzed kilku epok, zupełnie dzisiaj niezrozumiałe, lub takie, które nie ma odpowiednika w polszczyźnie. 

Języki nie są wobec siebie równoległe, nie są symetryczne, każdy wprowadza swoje uniwersum i nie da się go przełożyć ani szybko, ani prosto. 

Dzisiaj fragment, który wskazał Maciej Płaza – wraz z jego komentarzem: 

Zdanie, z którym kilka lat temu stoczyłem ciężki bój, brzmi tak:

The street in front of Parkes’ Guest House, grains of sand from the street coming on the grey fur of the tennis ball, the hopping under my hand idle as the conversations from the green bench before the flowerbed, red bells of the fuchsia vivid behind them and some roses and gillyflowers, the earth around the roots of everything speckled with sea shells, overhead the weathered roughcast of the wall of the house.

Otwiera ono nowelę Strandhill, the Sea Johna McGaherna, mojego ulubionego prozaika irlandzkiego. Przekład tego tekstu opublikowałem w „Literaturze na Świecie” (9-10/2018) jako Strandhill, morze. Do pracy nad nim zachęciły mnie – i zainspirowały do pewnych rozwiązań – warsztaty translatorskie, jakie prowadziłem gościnnie ze studentami prof. Ewy Rajewskiej na UAM.

Owo pierwsze zdanie, zajmujące cały akapit, ostatecznie przełożyłem tak:

Ulica przed pensjonatem Parkesów, ziarnka piasku z jezdni lgnące do szarego meszku piłki tenisowej, jej podskakiwanie pod moją ręką jałowe jak rozmowy dobiegające z zielonej ławki przed klombem, za nimi jaskrawoczerwone dzwonki fuksji oraz trochę róż i lewkonii, ziemia naokoło korzeni usiana morskimi muszelkami, nad głowami zwietrzała ściana pokryta kamyczkowym tynkiem.

Brzmi prosto? Och, nie było to proste. Ten krótki, ledwie parustronicowy utwór, a nawet samo pierwsze zdanie, odsłania pewne właściwości literackiej angielszczyzny, które w rękach pisarza tej miary co McGahern mogą doprowadzić tłumacza do rozpaczy pomieszanej z ekstazą – przede wszystkim niezwykłą zwięzłość tego języka i możność ukrycia w nim podmiotu wypowiedzi: narrator tej noweli omal zupełnie nie ujawnia się jako „ja”, mimo że stale jesteśmy świadomi jego obecności i śledzimy jego postępki. Widać tu też maestrię samego McGaherna: dziedzictwo wielkiego irlandzkiego modernizmu spod znaku Joyce’a i Becketta, ogromną precyzję stylu, niezrównane panowanie nad słowem, a także malarską – czy wręcz filmową – umiejętność komponowania opisu. Żeby rozgryźć to zdanie, całą tę scenę trzeba sobie wyobrazić, zobaczyć ją przed oczyma, podążyć wiernie w ślad za wzrokiem narratora, który swobodnie i od niechcenia opisuje, co widzi i słyszy. Wielkie, trudne, choć na pozór niegroźne pisarstwo. Ciężka praca i wspaniałe wyzwanie. Czysta radość tłumacza.

Maciej Płaza, prozaik, tłumacz z języka angielskiego, literaturoznawca, doktor nauk humanistycznych. Wyróżniony Literacką Nagrodą Europy Środkowej „Angelus”, Nagrodą Literacką Gdynia, Nagrodą Fundacji im. Kościelskich, Śląskim Wawrzynem Literackim oraz nominacjami do Nagrody Literackiej im. Witolda Gombrowicza i Nagrody Literackiej Nike. Tłumacz dwudziestu kilku książek, m.in. prac naukowych, beletrystyki współczesnej (Christos Tsiolkas, DeSales Harrison, Edward St Aubyn, Mark Helprin), literatury dziecięcej (Kenneth Grahame: „O czym szumią wierzby”, Vesper 2014), klasyki literatury niesamowitej (H.P. Lovecraft: „Zgroza w Dunwich i inne przerażające opowieści” i „Przyszła na Sarnath zagłada. Opowieści niesamowite i fantastyczne”, Vesper 2012 i 2016, Mary Shelley: „Frankenstein, czyli Współczesny Prometeusz”, Vesper 2013, Arthur Machen: „Wzgórze przyśnień”, PIW 2020). Za tom opowiadań Lovecrafta „Zgroza w Dunwich…” wyróżniony nagrodą przekładową „Literatury na Świecie” w kategorii „Nowa Twarz”.

fot. Macieja Płazy – Joanna Wojtera

Comments

Komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *