Szczegół robi historię


Rozszczelnianie – to klucz do opowiadań Rudniańskiej. Rozszczelnianie fabuł historycznych, opowieści medialnych, domowych fikcji. To także dowód na to, że literatura fikcjonalna ma niezwykłą moc domykania opowieści o przeszłości, podsumowywania całych nurtów dziejowych. Tak robi właśnie Rudniańska: zamyka opowieść o 1968 roku, podsumowuje narracje o łagrach, puentuje opowieści o winie społecznej i historycznej.

Arcydzieło.

Joanna Rudniańska, Ruru

Nisza 2019

Po pierwsze, proszę zwrócić uwagę, że terminem „arcydzieło” się nie posługuję. Nie ma dzisiaj arcydzieł, są ewentualnie książki bardzo dobre. Po drugie, używam go w odniesieniu do Rudniańskiej. I tu właściwie powinien nastąpić koniec tej recenzji, bo co więcej można napisać po takiej klasyfikacji? Czuję jednak, że muszę uzasadnić swoją opinię, bo moi czytelnicy nie należą do łatwowiernych i im najbardziej muszę się tłumaczyć.

Rudniańska dokonuje odwrócenia perspektywy – opowiadania historyczne nie dotyczą w pierwszym rzędzie historii, ale zwykłego, codziennego życia jej bohaterek i bohaterów. O Holocauście i traumie tych, którzy przeżyli opowiada zatem z perspektywy wnuka, Dawida – chłopca przyjeżdżającego do Polski z wizytą. Represje UB w okresie powojennym przedstawia przez filtr dziecięcy: to dzieci z podwórka jednej kamienicy wydają starca rozrzucającego wywrotowe ulotki, to one witają jego powrót bez zdziwienia. Historia przeżycia Żydówki z getta ma dwie bohaterki – główną postać wspominającą przeszłość i życie w getcie, ukrywanie się w czasie niemieckiego nalotu na kamienicę i jej wnuczkę – byłą żołnierkę izraelskiej armii. Babcia wspomina z getta karakułowy kołnierz, który trzeba było maskować i zazdrość o drugiego męża matki, w tle dopiero odbywa się znana nam historia przemocy. „Trawy” – o łagrze – oddają perspektywę wolnej kobiety pracującej jako nauczycielka w obozowej szkole dla dorosłych.  Opowieść o marcu 1968 roku na warszawskim uniwersytecie skupia się bardziej na przeżyciach dziewczyny, która bardziej zajmuje się tym, że jeszcze nie uprawiała seksu i powinna tę zaległość nadrobić niż na politycznym przewrocie. Rudniańska potrafi tak ukształtować fabułę swoich tekstów, że za każdym razem życiowy szczegół zderza się z wielką historią, uprawdopodobnia ją, mówi coś nowego, coś więcej niż dotychczasowe narracje. Tak właśnie jest w „Trawach” – filtr kobiecy wprowadza do znanych nam łagrowych historii zupełnie nową jakość. Otóż nie jest to kolejna martyrologiczna opowieść o cierpieniu więźniów politycznych, o konflikcie między nimi i błatnymi, o niezasłużonym aresztowaniu i absurdalnych zarzutach o zdradę ideologii. Ważniejsze jest tu seksualne zagrożenie, jakie cały czas odczuwa główna bohaterka pozostawiana z więźniami. Męska energia wyładowująca się w kolejnych aktach przemocy buduje tu potworne napięcie, sprawia, że więźniowie – bez względu na klasyfikację wyroku – wydają się tu bestiami, istotami odartymi kompletnie z cywilizacyjnej pozłotki, zwracającymi się przeciwko ogniwom najsłabszym w tym systemie, czyli kobietom. Ta narracja nie zgadza się zupełnie z tym, co opisywał Józef Czapski, Beata Obertyńska, czy inni tradycyjnie nastawieni autorzy. Takie napięcie przeświecało ze wspomnień Barbary Skargi, widoczne było w jednym rozdziale „Nocne łowy” w „Innym świecie” Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Rudniańskiej jednak wcale nie interesuje oddawanie porządku tego świata, bo rysuje ona szkicowy obrazek, wybiera tylko jeden wątek i to taki, który kompletnie usuwany był z polskiej opowieści łagrowej.

W drugiej części książki znajdują się opowiadania współczesne, w których Rudniańska bierze na warsztat modne, publicznie przegadywane tematy. W ostatnim, tytułowym „Ruru” sięga po głośne medialne zdarzenie – odnalezienia w beczkach ciał dzieci zamordowanych przez rodziców. Wydawać by się mogło, że historia tak dramatyczna jest dla autorów prosta, że wystarczy ją spisać, by uzyskać efekt. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie: im bardziej trzewiowa opowieść z życia, tym trudniej z niej zrobić dobrą literaturę. Po taki głośny temat sięgali m. in. Szczepan Twardoch w „Drachu” albo Michał Olszewski w „Upale” – obaj próbowali wykorzystać w swoich powieściach dramatyczny wypadek (jeśli można go tak nazwać) z lata 2014 roku, gdy zapominalski ojciec zabił dziecko, pozostawiając je na w nagrzanym samochodzie. Obaj ponieśli klęskę. Rudniańska wychodzi z tej próby zwycięsko, głównie – znowu – dzięki wprowadzeniu organizujących fabułę szczegółów. Najstarsza córka, siostra bliźniaków trafiających do beczek, opowiada psycholożce o tym, jak po śmierci dziecka trzeba zdobyć beczkę i że konieczny jest jeszcze uszczelniający ją silikon.

Szczegół i rozszczelnianie wyznaczają oś konstrukcyjną tych historii – i przez ich pryzmat można opowiedzieć o całym „Ruru”: ulotka, trawy na stepie, fotografia, dżinsy, telefon, bilet lotniczy, pociąg-zabawka, włosy, silikon. Szczegóły te nie są one wybrane na zasadzie bibelotu czy strzelby Czechowa, bo można dla „Ruru” ułożyć inny, równoległy ciąg organizujących świat przedstawiony przedmiotów: szafa, włosy, mydło Chanel, powieść Jamesa Baldwina, śmieci, motor, walizka, lody, buty. Takich ciągów można układać wiele, każdy z czytelników zapamięta co innego. Rudniańska za ich pomocą przybija swoje historie do życia, albo używa ich jak palików, wokół których rozrysowuje się schemat domu. Choć to chyba jeszcze nie tak… Za pomocą tych niezbyt udanych metafor próbuję napisać, że jej opowiadania są mięsiste, gęste, skrótowe, ale jednocześnie bardzo precyzyjne, misternie pozaplatane. Jest tu mnóstwo szczegółów, ale ani jeden nie jest dodany niepotrzebnie.

Rudniańska rozszczelnia stare schematy fabularne, jak te łagrowe albo UB-eckie, wprowadza zupełnie nowe dla polskiej literatury połączenia wątków fabularnych. Tak właśnie dzieje się w opowiadaniu „Wystawa” o żydowskiej babce i wnuczce, które muszą sobie poradzić z pamięcią wstydu związanego z własnym działaniem (jedna w getcie, druga w wojsku). Na tej zasadzie zbudowane jest „Ruru”, gdzie nie ma ani słowa o medialnym odzewie, tak działa „Dom w Marrakeszu” – o matce umieszczonej przez niewdzięcznego syna w domu opieki, gdzie ważniejszy niż rezonans społeczny (dom opieki jako umieralnia) jest świat fantastyczny wytarzany przez staruszkę. Każda fabuła ucieka z utartego schematu, każda podąża w zupełnie inną stronę.

Moralizatorstwo nie jest Rudniańskiej bliskie, ale ze wszystkich jej historii wyłania się jakaś myśl głęboko etyczna, przedstawiona czasem w sposób ironiczny, czasem w zaprzeczeniu. Czasem jest to tylko opis sytuacji, która ma udowodnić czytelnikom rodzaj patologii (historycznej lub społecznej). Tak dzieje się chyba najmocniej w „Suwerennej decyzji”, poświęconej dziewczynce dorastającej w patchworkowej rodzinie. Mała, przerzucana z domu ojca, który żyje z nową żoną i spodziewa się z nią dziecka, do domu matki, w którym weekendy spędzają starsi synowie jej drugiego męża, musi poukładać sobie w głowie ten nowy porządek rodzinny. Ale w drugim planie to także opowieść o tym, jak rodzice, ponosząc kolejne klęski na domowych frontach, budują opowieść o idealnym życiu na Facebooku. Dziewczynka widzi tę rzeczywistość, jaką jej matka (zamawiająca w czasie wspólnego wyjścia lody o smaku „kawa i papierosy” – to jedno zdanie tworzy świetny obraz jej frustracji i niezadowolenia z roli) buduje w mediach społecznościowych, pokazując wyidealizowaną, harmonijną więź z córką. Tej więzi oczywiście nie ma, Rudniańska szydzi w subtelny sposób, buduje satyryczny obraz nowej polskiej klasy średniej.

To jest świetny, bardzo mocny zbiór zupełnie niezależnych tekstów, posługujący się niepowtarzającymi się chwytami. Najlepsza polska książka 2019 roku.

Comments

Komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *