Andrzej Stasiuk, Grochów
Czarne 2012
Najnowszy zbiór opowiadań Stasiuka gromadzi teksty o śmierci – ludzkiej, zwierzęcej, o przemijaniu czasów i ustrojów. Za każdym razem jest to zaś wołanie o prawo do spokojnego, powolnego umierania, do szacunku dla słabości umierającego. W Babce i duchach autor Białego krukazderza śmierć z przeszłości i śmierć dzisiejszą – stechnicyzowaną, bezosobową. Babka umiera jeszcze według zwyczaju wiejskiego, ona sama oswaja własną śmierć i jej zgon także dla otoczenia nie stanowi egzystencjalnego dramatu, raczej wpisuje się w odwieczny porządek świata. W świecie przeszłości, do którego należy Babka, życie sąsiaduje ze śmiercią:
By znów powrócić, niczym jakieś przewrotne Parki, do snucia nici tego drugiego, ukrytego ludzkiego żywota, żywota, który nawet na chwilę nie zapomina, że w równej części składa się z zatraty i umierania.
Augustyn to opowieść o człowieku sparaliżowanym przez wylew, stopniowo odzyskującym władzę nad ciałem, usuniętym jednak na boczny tor życia, umieszczonym w domu opieki społecznej. Stasiuk staje się tu całkowicie sensualny, skupia się na ciele, jego prawach i przemianach. Ciało nie ma jednak w sobie nic oczywistego, bo gdy dotyka je choroba, staje się wielką tajemnicą, wobec której człowiek staje bezradny:
Przy pożegnaniu dotykaliśmy go jakoś tak ostrożnie, jak dotyka się niemowlę.
W SuceStasiuk pisze o powolnej śmierci psa i ten drobny tekścik stanowi rodzaj polemiki z eutanazją (przynajmniej zwierzęcą). Nowoczesny świat wraz z dążeniem do łagodzenia i minimalizowania bólu usuwa doświadczenie cierpienia. Tymczasem Stasiuk zdaje się mówić, że właśnie do tego doświadczenia mamy prawo, że stanowi ono jedno z zasadniczych przeżyć, bez których jesteśmy ubożsi. Wytwarza się więc paradoksalna sytuacja: właściciel starzejącej się, umierającej suki nie dobija jej, nie skraca jej cierpienia i właśnie to pozwolenie na powolną śmierć staje się tutaj aktem łaski. Znów więc pojawia się, organizujący cały tom, motyw towarzyszenia w śmierci, konfrontowania się z własną słabością, poczuciem dyskomfortu, nieumiejętnością radzenia sobie w krańcowych sytuacjach:
Nawet teraz czasami mnie irytuje. Tak jakby starzała się i niedołężniała przeciwko nam, jakby robiła to na złość. Mijam ją kilkanaście razy dziennie, przestępuje przez udręczone ciało i są chwile, gdy czuję ukłucie zniecierpliwienia. Tak jakby razem z jej życiem stygły we mnie dobre uczucia dla niej. Jest w tym jakieś niezależne od woli okrucieństwo. Pochylam się i głaszczę. To, co kiedyś było odruchem, staje się świadomą czynnością.
Motyw przygotowywania, oczekiwania na śmierć bliskiej osoby staje się też tematem Grochowa(najlepszego opowiadania w tomie). Główny bohater odbywa ostatnią podróż ze swoim przyjacielem z czasów wczesnej, peerelowskiej młodości. Ten wyjazd staje się formą pożegnania, podsumowania ich wspólnego życia, wyraża się w nim pragnienie podtrzymania i przedłużenia życia, przejścia wspólnej drogi jeszcze jeden raz. Podróż ta, zamiast nostalgii, ukazuje jednak okrucieństwo czasu i losu – jeden z bohaterów jest już słaby i schorowany, nie ma siły na oglądanie świata, podczas gdy drugi zostaje po tej stronie – silny, energiczny, świadomy. Cierpienie dotyka jednak ich obu – starszy cierpi z powodu choroby, młodszy torturowany przez pamięć wspólnych doświadczeń, lękający się przyszłości, którą spędzi w samotności:
Coś mówiłem. Opowiadałem stare historie. Sprzed naszej znajomości i nawet mnie to trochę dziwiło. Że był taki czas.
Grochów łączy w sobie elementy, które znamy z wczesnych tekstów Stasiuka (mizeria komunizmu, podróże po Polsce, młody, bąkający się bohater, odwiedzający obszary wykluczenia i stykający się z ludźmi spoza głównego nurtu życia) z tym, co typowe dla jego dojrzałej prozy (mit Pogórza, podróże na Wchód i Południe Europy, setki kilometrów drogi, podróżowanie jako styl życia, ale już nie wyraz buntu przeciwko rzeczywistości).
Opowiadania Stasiuka, choć poświęcone rozstaniom i śmierci, nie są jednak sentymentalne. Przed ckliwością ratuje go tu ironia, dystans i wisielczy humor, świadomość nędzy świata, w którym przyszło żyć jego bohaterom:
Jeszcze tego roku pokazali nam w szkole, która miała własną salę kinową, „Narkomanów” Jerry’ego Schatzberga z młodym Alem Pacino. Zrobili to zapewne w celach dydaktycznych. My jednak zazdrościliśmy ćpunom, ponieważ ćpali w Nowym Jorku (…). Myślę, że chcieliśmy być ćpunami na Manhattanie. Omal nie zostaliśmy ćpunami na Grochowie.
Jak zwykle też Stasiuk staje po stronie świata drugiej kategorii – o ile jednak wcześniej pisał przeciwko mitowi Zachodu, o tyle teraz dokonuje konfrontacji przeszłości i teraźniejszości, zabobonu i racjonalności, robotniczego świata przedmieść i centrum wielkiego miasta. Dowartościowuje zaś zawsze to, co wydaje się z dzisiejszej perspektywy niemodne, prowincjonalne i brzydkie. Choć poprzez marzenia o wyrwaniu się z robotniczo-fabrycznego Grochowa jego bohater zdradza ojca, to sam autor opowiada o tym, co było przeciwko temu, co jest. Przeszłość, choć siermiężna i prostacka, zawiera w sobie jakiś tajemniczy ładunek humanizmu, wydaje się bardziej ludzka niż nowoczesna teraźniejszość.