Stodoła i Sienkiewicz

Tadeusz Słobodzianek, Nasza klasa. Historia w XIV lekcjach
Słowo obraz terytoria, Gdańsk 2009
Słobodzianek, pisząc swoją historię, wkłada kij w mrowisko: choć wydaje się, że temat relacji polsko-żydowskich często był poruszany zarówno przez historyków, jak i przez pisarzy, to jednak nie został ani wyczerpany, ani tym bardziej jego obecność w dyskursie publicznym nie przełożyła się na głębsze zmiany w naszym sposobie myślenia (wzmocniła się jedynie poprawność polityczna).
Nasza klasa to nie jest tylko rozgrywka polsko-żydowska, czy nawet polsko-żydowsko-niemiecko-rosyjska, a raczej uwikłanie przeciętnych mieszkańców małego miasteczka w wojnę, która wymusza na nich wybór określonych postaw. Słobodzianek pokazuje też wyraźnie, że nie ma determinizmu, stereotypowe losy reprodukowane w narracjach historycznych niekoniecznie pokrywają się z życiem – Żyd nie musi być komunistą, Polak nie musi być członkiem ruchu oporu. Parę pierwszych lekcji pokazuje członków jednej klasy w okresie przedwojennym: wszyscy biorą udział w uroczystościach po śmierci Piłsudskiego, konflikty jednak ujawniają się w czasie modlitwy w szkole, gdy Polacy, by zmówić pacierz, nakazują Żydom przenieść się do ostatnich ławek. Antysemityzm ujawnia się wśród młodzieży powoli i stopniowo, zawsze też służy załatwieniu jakiejś prywatnej rozgrywki, staje się wygodnym nośnikiem osobistych zatargów, zasłania poczucie niższości, odrzucone uczucie, urażoną miłość własną. Słobodzianek nie przedstawia świata czarno-białego, Żydzi w jego dramacie są równie prymitywni i egoistyczni jak skonfliktowani z nimi Polacy – różnicuje ich jednak historia wojenna: to Polacy mają okazję krzywdzić i wykorzystują ją.
Tempo wydarzeń Naszej klasy ustala bieg historii: po wejściu Sowietów Jakub i Menachem z entuzjazmem włączają się w nowy system i jego propagandę, otwierają kino „Aurora”, które rozpoczyna swoją działalność od projekcji Października Eisensteina i  akademii z użyciem wierszy Majakowskiego. Jednocześnie w tym samym czasie młody Zygmunt przyłącza się do pracy systemu: pod pseudonimem „Popow” produkuje donosy na swoich kolegów. Wydaje w ręce NKWD działającego w podziemiu antysowieckim Ryśka. Po wejściu Niemców to Zygmunt najlepiej i najszybciej zrozumie zmianę koniunktury i pomoże nazistom oczyszczać miasteczko ze „zbędnego etnicznie” elementu. Po jego stronie staje też Rysiek – bojownik z podziemia i Heniek – przyszły ksiądz. We trzech mordują Jakuba, a później pomagają całej społeczności wymordować Żydów: zanim jednak spędzą wszystkich do stodoły, wprowadzają do niej najważniejszych przedstawicieli wspólnoty i zabijają ich bestialsko przy użyciu narzędzi rzeźniczych, młotów i siekier. Dla trzech kolegów zabójstwo Jakuba, mord w stodole i gwałt na Żydówce – żonie ich szkolnego kolegi stanie się początkiem dziwnej relacji, pewnego rodzaju przyjaźni, która jednak ociera się o nienawiść, strach, walkę o władzę i szantaż.
W czasie laudacji po wręczeniu nagrody Nike Grażyna Borkowska mówiła o konieczności pochowania trupów, wprowadzenia doświadczenia wojennego i konfliktu polsko-żydowskiego do polskiej pamięci. Tymczasem właśnie mam wrażenie, że Słobodzianek pokazuje, dlaczego do takiej asymilacji doświadczenia nie dochodzi. Przyczyną nie jest jedynie stały antysemityzm Polaków i ich niechęć do uznania własnej winy (a to musiałoby być przecież równoznaczne z odrzuceniem przekonania o własnej czystości i niewinności narodowej). Powodów niechęci może być wiele: ludzie nie uświadamiają sobie, w jakiej skali zdarzeń biorą udział, działają pod wpływem egoistycznych pobudek, chcą zapomnieć, albo też nie potrafią przezwyciężyć własnych przeżyć i nauki, jaką z nich wynieśli (tutaj ważna tej postać Janusza – męża Zochy). Wolą też konstruować historyczne mity, bo nie potrafią pogodzić się z tym, że rzeczywistość jest śmieszna i żałosna, że brak w niej patosu: tak stara się zrozumieć mord w stodole Abram, który przekonany jest, że na czele tłumu prowadzonego na miejsce kaźni szedł rabin i w czasie pożaru odmawiał z tłumem modlitwę. W końcu zaś mówi Słobodzianek, że każdy może się uodpornić na cierpienie, nawet własne, że każdy może zapomnieć o traumie, jakiej doświadczył: Rachela-Marianna nie ogląda transmisji z uroczystości zorganizowanej ku czci także jej rodziny, przełącza TV na program o zwierzętach.
Słobodzianek pyta o przyczyny zachowania swoich bohaterów, zastanawia się nad ich determinantami, nie daje jednak jednoznacznej odpowiedzi. Zamiast stawiać hipotezy, wskazywać możliwości, przekreśla on raczej naszą dotychczasową wiedzę. Czy motywuje Polaków powszechny w latach 30. antysemityzm, pogarda dla „żydka”? Czy Zochą i Władkiem kieruje miłość, poczucie przyzwoitości, naiwność, pragnienie bohaterstwa? Czy Zygmunt podąża za stadem, jest koniunkturalistą, doskonale potrafiącym wyczuć, z której strony wieje wiatr zmian i gotowym do wypełniania nakazów kolejnych ekip? Działa pod wpływem ambicji (zostaje w końcu członkiem Partii), czy pragnienia wzbogacenia się (mieszka w domu po rabinie)? Rysiek prześladuje Jakuba, bo posądza go o zdradę (choć wszyscy wiedzą, że zdradził go Zygmunt), czy raczej dlatego że potrzebuje jakiejś ofiary zastępczej dla wyrażenia swojego gniewu, nienawiści? Dlaczego Rachela-Marianna milczy? Z bólu czy pragnienia zapomnienia? Skąd jej katolicyzm – to efekt mimikry czy prawdziwej, odnalezionej wiary? Okrucieństwo Menachema wynika z pragnienia zemsty, wyrównania rachunku krzywd, dążenia do sprawiedliwości, sadystycznej pasji? Słobodzianek pozostawia pytanie o przyczyny działania otwarte, uznając, że cała nasza dotychczasowa wiedza nie pozwala nam na sformułowanie odpowiedzi. Chodzi tu o coś więcej niż prywatne, osobiste konflikty, ale też o coś więcej niż banalność zła. Nie ma u niego tragizmu, bo każdy z bohaterów podejmuje swoje decyzje samodzielnie – można zdradzać i zabijać (jak Zygmunt), ale można też ocalać – jak Zocha czy Władek. Na każdym jednak ciąży fatum rozumiane jako przekleństwo (pisze o tym szeroko Leonard Neuger w posłowiu do Naszej klasy) – żadna decyzja nie jest wolna od konsekwencji, żadna nie ocala, lecz raczej przenosi klątwę na kolejne pokolenia.
Niewielu krytyków piszących o Naszej klasie wskazywało na to, co u Słobodzianka wydaje mi się szalenie ciekawe: tworząc historię nawiązującą do wydarzeń z Jedwabnego, skupia się on na zdradzie pamięci, na pewnym pakcie, który zawierają ofiary i kaci, by ukryć przed otoczeniem łączące ich doświadczenie. Tym samym więc opowiada o antyświadkach i antypamięci, snuje swoją historię na przekór tradycyjnym historiom o wojnie. Zygmunt nie pozwala mówić Heńkowi, bo przypomina mu, że jest współwinny gwałtu, Heniek próbuje zastraszyć Władka, gdy nachodzą go dziennikarze, Zocha z powodu ujawnienia prawdy ponosi klęskę w małżeństwie. Za to że pomagała Żydowi, zostaje ukarana nienawiścią męża i niechęcią dzieci. Władek ukrywa, że to on zabił Ryśka, zrzuca winę na partyzantów. Rachela w czasie procesu Zygmunta i Heńka, próbuje ukryć ich rolę w morderstwie Jakuba, bo boi się później mieszkać w tej samej wsi. W tej interpretacji wydają się kluczowe powracające co jakiś czas słowa o tajemnicy:
Zygmunt: Ustaliliśmy też różne pryncypia i zasady, a także co jest tajemnicą i co jest święte. (…)
Heniek: Nie poruszaliśmy tego tematu nigdy więcej.
Prawda nikomu nie ułatwia życia, choć zdaje się znosić odpowiedzialność karną. Tłamszona, duszona w sobie doprowadza do pojawienia się duchów, ponieważ łaska odpuszczenia nikomu nie zostaje dana. W końcu po wielu latach Marianna mówi:
Mówię ci Zocha, żebym wiedziała, jakie to życie będzie, poszłabym do stodoły ze wszystkimi.

 

                                                                                              

Comments

Komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *