Stare kobiety obalą historię

Aleksandra Majdzińska, Morkut i inne opowiadania

Marpress, Gdańsk 2019

Zbiór opowiadań debiutantki, mały wydawca z północnej Polski, szanse na sukces rynkowy i dostrzeżenie: 0. A ja lubię takie poboczne wątki historii, nieokrzesane historie o nędzy, anonimowych postaciach. O nich prawdę może powiedzieć tylko literatura, bo żaden ślad nie zachował się i nie ma szans na reportaż.

Na Morkut składają się dwa cykle opowiadań, w sumie 14 tekstów, w których wyraźnie ujawnia się obsesja historii, poszukiwanie korzeni, rozliczenie z przeszłością. Majdzińska nie rysuje jednak wizji historii ani w stylu patetycznym, ani egzotyczno-kryminalnym. Idzie trzecią drogą, bliską naturalizmowi. Wybiera zdarzenia z życia codziennego, drobne, pojedyncze spotkania: polskiej rodziny z potomkiem wypędzonych Niemców, dziewczyny powracającej z amerykańskiej emigracji z dawno nie widzianym ojcem, młodej kobiety poszukującej rodziny skazanej na wysiedlenie z oficerem NKWD, robotników rozmawiających o żydowskim złocie. Jej opowiadania zahaczają o to, co portretuje się w literaturze polskiej najczęściej (mamy tutaj i Ziemie Odzyskane, i Kresy, i margines społeczny, i milicję, i SB, i komunistycznych więźniów politycznych), ale też najrzadziej: repatriantów, stare, ubogie, owdowiałe kobiety, chore, wykorzystywane seksualnie dzieci. Z połączenia tego, co znane, wielokrotnie już opracowane oraz elementów obcych, do tej pory przemilczanych w literackich tekstach historycznych autorka buduje nowy obraz polskiej przeszłości. I to przede wszystkim kobiety służą jej tu do wprawienia w ruch wizji przeszłości, wyrzucenia jej z utartych kolein. Nie ma tu ani jednego żołnierza wyklętego – tego wytartego symbolu polskiej historii. Majdzińska nie chce na pomniku historycznym mężczyzny, umieszcza na cokole starą kobietą – to jest jej symbol cierpienia, przeżycia, poświęcenia i straty. Tak dzieje się w opowiadaniu „Trzy łzy”, w którym Waleria najpierw wyjeżdża do pracy w Ameryce, potem w latach 20. chce za odłożone pieniądze kupić kamienicę. Z banku przynosi jednak grosze, pozwalające nabyć co najwyżej wieprzka i materiał na dwie sukienki. Waleria w czasie wojny ma krótki romans z niemieckim żołnierzem, ich dziecko umiera tuż po urodzeniu, ale ksiądz odmawia pochowania takiego mieszańca na cmentarzu. Jak widać, autorka lubi za pomocą konkretu życiowego, wstydliwej historii kobiecej podważać przestarzałe i wyłącznie heroiczne wyobrażenia o historii, rozsadzać je za pomocą nieobecnego wcześniej cierpienia. Stare kobiety – te rzadko używane bohaterki literatury – pozwalają jej oświetlać historię inaczej, z innej strony, pokazywać nieobecne wątki.

Majdzińska stawia nam przed oczyma takich bohaterów, o których właściwie nie myślimy: żołnierzy radzieckich tłumiących powstanie na Węgrzech, tragicznie uwikłanego w historię chłopaka-repatrianta, zmuszonego do wejścia w konflikt polityczny. Perspektywa starych kobiet spycha jednak racje polityczne, konflikty narodowe i społeczne na drugi plan, w ich miejsce ustanawiając obszar problemów dużo prostszych, ale zarazem bardziej tragicznych: życia i śmierci, samotności, odejścia bez echa, ciała, żadnej wieści.

Bohaterowie Morkuta żyją wspomnieniem przeszłości, wśród duchów. Zło raz wyrządzone zawsze do nich wraca, niczym w tragedii greckiej nie można umknąć przed sprawiedliwością. W tym sensie Majdzińska podąża trochę śladami Joanny Bator, a trochę Ignacego Karpowicza i jego Sońki. Ja ciągle słyszę w jej tekstach – zwłaszcza tych, które rozgrywają się na Ziemiach Odzyskanych – mocne echo Wzlotu Iwaszkiewicza (z trzech kontekstów wybieram zdecydowanie ten!), przewrotnego opowiadania, pokazującego listę moralnych strat, zepsucia, jakiego doznają przeciętni, pozbawieni wykształcenia i kultury (dających przynajmniej pozornie jakiś rodzaj tarczy) Polacy pod wpływem wojny. W opowiadaniu Baniak babka Feliksa nie chce robić prania w tytułowym naczyniu, bo uważa je za brudne. Tymczasem jeden z chłopców z ekipy remontowej w pegieerze wspomina człowieka, który w jego rodzinnych stronach w czasie wojny oszukiwał Żydów: obiecywał im ratunek i ukrycie, po czym ich wydawał. Wyłudzone pieniądze przechowywał w baniaku. Nie wiemy, czy to ta sama rodzina, czy to ten sam baniak, ale nagle doświadczamy grozy, wrażenie upadku moralnego jest tym większe, że członkowie ekipy, słuchacze tej opowieści, nie dumają nad losem Żydów, a jedynie marzą o pełnym złota baniaku.

Zbiór opowiadań Majdzińskiej to typowy debiut – jeszcze nieporadny, z rozchwianym tonem. Udaje jej się suchą stopą przejść różne płycizny debiutanckie, jak skupienie na sobie, autoanalityczne nastawienie, skłonność do rozliczeń prywatnych. Jednocześnie jednak znajdziemy tu nieporadności typowe dla debiutu: prowadzenie czytelnika za rękę, niepewność, czy zrozumie on zamiary autorskie, dociskanie frazy, podkręcanie obrazów, by mieć pewność, że skonstruowany świat dotrze do odbiorcy. Podoba mi się jednak jej książka ze względu na wprowadzanie świeżego powietrza, innych postaci, na ożywianie wątków do tej pory marginalizowanych. To jest świat luźnych ludzi, nikomu niepotrzebnych, ale ożywiających literaturę. Jej książka brutalnością i nędzą przypomina trochę młodego Hłaskę, ale Hłaskę przepuszczonego przez filtr kobiecy i filtr współczesnej wrażliwości, nie jest to zatem powtórzenie, a cytat, sprawnie przekształcone nawiązanie.

Comments

Komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *