Anna Dziewit-Meller, Góra Tajget
Wielka Litera 2016
W drugiej powieści Dziewit-Meller również, tak jak w Disco, chodzi o dzieci. Inaczej jednak niż w jej współczesnej debiutanckiej powieści, tutaj na plan pierwszy wysuwa się historia i wojenne wspomnienia o cierpieniu ofiar, które nigdy nie zabiorą głosu publicznie. Dziewit-Meller upomina się o pamięć o tych, którzy zginęli lub padli ofiarami działań wojennych: zgwałcone śląskie dziewczyny i dzieci „niepełnowartościowe” to pierwszoplanowi bohaterowie tej powieści. Współczesne, niepamiętające o tym cierpieniu społeczeństwo, reprezentowane przez młodego ojca, aptekarza Sebastiana, to bohater drugiego planu.
Tytułowa góra odsyła nas do pasma górskiego, z którego stoków, według Plutarcha, Spartanie strącali niepełnosprawne dzieci, których kontrole przeprowadzano tuż po urodzeniu. Ten proces starożytnej selekcji odżywa na kartach powieści na różne sposoby – w szpitalu w Lublińcu w czasie wojny zbierano dzieci, których egzystencja miała zagrażać eugenicznej czystości rasy. Tworzono im warunki przyspieszające śmierć – zimne prysznice otwierały drogę do zapalenia płuc, a to nieleczone zwalniało szybko kolejne łóżka dla nowych nieletnich pacjentów. Dzieciom bardziej odpornym podawano luminal i doktor Gertura Luben przeprowadzała na ich ciałach eksperymenty, dopomagające – w jej mniemaniu – rozwojowi nauki. Doktor Luben, która wojnę przeżyła, przed sądem w RFN została uniewinniona, podobnie jak wielu innych psychiatrów, lekarzy i badaczy. Starą już kobietę, dożywającą w spokoju swoich dni, odwiedza młody dziennikarz, nie udaje mu się jednak wywołać u niej żadnej wyrzutów sumienia, żadnego wahania. Lekarka, przez całe życie oddana badaniom naukowym, nie jest gotowa do zakwestionowania sensowności swoich działań, tym bardziej nie może być mowy o przyznaniu się do winy. To ona właśnie, szukając uzasadnienia dla swoich działań w szerokim kontekście kulturowym, czyta dziennikarzowi fragment Plutarcha. W ten sposób starożytna eugenika sankcjonuje akcję T4, w ramach której w nazistowskich Niemczech likwidowano wszystkich „niegodnych życia”. Do tego szpitala na początku lat 40. trafia Ryś, oddany przez nowego męża matki, zbędny w domu. Z jego perspektywy właśnie Dziewit-Meller opisuje szpital i sadystyczne, pseudonaukowe eksperymenty.
Inną historię cierpienia opowiada Zefka, śląska dziewczyna z ubogiej rodziny, która wraca do domu z robót w Rzeszy krótko przed przemarszem Armii Czerwonej. Zgwałcona przez kilku żołnierzy, zachodzi w ciążę. Może ją usunąć, bo w nowych strukturach tworzącej się władzy polskiej funkcjonują specjalne instytucje przewidziane do rozwiązywania problemów gwałtów wojennych. Wystarczy, że Zefka potwierdzi, że nie zna ojca dziecka, nie wolno jej jednak przyznać, że gwałtu dokonali czerwonoarmiejcy, na poświęcenie bratniej armii nie może przecież paść żaden cień. Zefce do końca życia towarzyszy pamięć tego gwałtu i upokorzenia, tęsknota za dzieckiem, dlatego właśnie leżąc już na marach, dotyka pieszczotliwie brzucha swojej młodej ciężarnej krewnej.
W dziejach jednej społeczności Dziewit-Meller łączy różne warianty cywilnego wojennego cierpienia. Jej bohaterowie to nie żołnierze, nie ma tu w ogóle wspomnienia żołnierskiego, męskiego poświęcenia. Interesuje ją doświadczenie cywilne, doświadczenie słabych w zbiorowej świadomości zajmujące odległe miejsce. Sebastian, dziedziczący po ojcu aptekę, uwrażliwiony na obrazy cierpienia niedawnymi narodzinami córki, z przerażeniem odkrywa, że to właśnie w szpitalu, w murach którego wyrósł, prowadzono akcję eksterminacji dzieci, że zginęło ich tam 200, a ludzie, którzy o tych zdarzeniach wiedzą, nie przywiązują do tego żadnego znaczenia.
Góra Tajget na plan pierwszy wysuwa więc tu historię o tych, którzy nie upomną się ani o sprawiedliwość, ani o pamięć, których losy, choć tragiczne, usuwają się w cień przez opowieści o Zagładzie. Problemem stale towarzyszącym zatem autorce jest nie tylko niepamięć i powtarzalność pewnych doświadczeń, ale i pewnego rodzaju arytmetyka cierpienia, zdolność ludzkiej pamięci do przyjęcia historii obciążonych największym ładunkiem znaczenia i emocji oraz brak języka, którym ofiary mogłyby opowiedzieć o swoim losie. Zagłada i żołnierski obraz wojny to dwa rodzaje opowieści zagarniające naszą pamięć, nie pozostawiają one już miejsca dla innej narracji. Dziewit-Meller sięga zaś właśnie po te tematy.
Tekst został opublikowany wcześniej na stronie Instytutu Książki.