Sontag vs Riefenstahl

Susan Sontag, Pod znakiem Saturna
Karakter 2014
Biurko, łóżko i stolik, paryski pokój, brak książek – w takim otoczeniu Sontag pisze esej o Paulu Goodmanie, esej otwierający ten zbiór. Całość ukazała się w 1980 roku, zbiera teksty z lat 70., drukowane w „The New York Review of Books”. Ten pierwszy esej powstał w czasie jej pobytu we Francji, poświęconego intensywnej własnej pracy powieściowej. Autorka wylicza wyposażenie swojego skromnego pokoiku nie po to, byśmy jej współczuli, ale po to, by pokazać, że to miejsce bez książek. Jedyny papier, jaki ma na biurku, to papier do maszyny do pisania, nie ma żadnej literatury, by cudzy głos, inna dykcja nie zagłuszały jej własnego języka, by nie gasił jej inny światopogląd. Dość to wszystko ironiczne, bo wydaje się (nie tylko mnie), że Sontag właśnie wtedy jest najlepsza, gdy tropi cudzy głos, gdy pracuje na materii jakiejś innej twórczości, czyli jako eseistka właśnie, a nie powieściopisarka. Wiadomo jednak, że to właśnie była zawsze jej największa ambicja. Jak mawiają Francuzi, hélas. Pod słońcem Saturna potwierdza właśnie jej wysoką eseistyczną formę, cięte pióro, zdolność do zachowania dystansu wobec cudzej twórczości, a jednocześnie umiejętność wejścia w przestrzeń, jaką autor buduje.

Dzisiaj dla nas to świetny kurs literatury powszechnej, streszczenie najważniejszych tez dotyczących Waltera Benjamina, Eliasa Canettiego, Rolanda Bartesa, Antonina Artauda. Sontag jest eseistką wyśmienitą, złośliwą, odważną, potrafi nagiąć tekst, czyjś wizerunek do swojej wizji, własnej wyrazistej tezy. I tak Canetti to maniak, Bartes – dyletant, który nie zna literatury poza francuską, Benjamin – nostalgiczny melancholik, Goodman – wściekły ideolog i kobieciarz.

Wszystkie te jednak portrety podporządkowane są głównej tezie Sontag –
Nie można intepretować dzieła pisarza, patrząc przez pryzmat jego życia. Ale można zinterpretować życie za pomocą dzieł.
Sontag, wychowana na literaturze amerykańskiej i francuskiej, na myśli obu tych nacji, w tym sposobie myślenia opiera się silniej na akcentach galijskich. Powyższy jest bowiem praktycznym powtórzeniem myśli Sartre’a, który wyłożył ją i zastosował w kolejnych swoich tomach poświęconych największym pisarzom: Baudelaire’owi, Genetowi, Flaubertowi. Pokrewieństwa intelektualnego między tym dwojgiem lewicujących intelektualistów nie trzeba też udowadniać. O ile jednak Sartre czyta dzieła swoich bohaterów po to, by zbudować ich portrety egzystencjalne, zdiagnozować i opisać ich lęki, o tyle Sontag pisze, by przeciwstawić się procesowi upupiania autorów, temperowaniu ich i przycinaniu do pewnego – niewielkiego raczej – wymiaru. Sontag stara się tutaj po pierwsze zagłębić w analizowane teksty, a nie prześlizgiwać po ich powierzchni przy użyciu kilku strategicznie dobranych cytatów, po drugie zaś dąży do wskazania różnych miejsc spięcia, zderzenia ze światem. Stara się uwypuklić to, co czyni autora wybitnym, wskazać to, co w jego dziele jest nieprzystępne, ważne, co wiąże się z jakąś głębszą myślą. Ta jej technika jest więc przeciwieństwem zarówno anegdotycznego opowiadania o książkach, jak i lektury emocjonalnej, opartej na odczuciach i osobistych wrażeniach (choć jednocześnie Pod znakiem Saturna to zapis bardzo osobistej lektury, nie ma tu jednak żadnych bliżej nieuchwytnych impresji).

Krzysztof Cieślik pisał w „Polityce”, że eseje literackie Sontag trochę się postarzały. Mnie wydaje się jednak, że ich trudność dla polskiego czytelnika wynika przede wszystkim z tego, że nie znamy całego korpusu dzieł autorów, do których odnosi się autorka. Wszyscy czytali Auto da fé, czy Anioła historii, ale czy znamy wszystkie pozostałe teksty tych pisarzy?

Dodatkowo zaś – najlepszy tekst z tego zbioru, który nie tylko się nie postarzał, ale z czasem nabrał ostrości, nowej wagi – to tekst poświęcony Leni Riefenstahl, zatytułowany Fascynujący faszyzm. Esej ostry, demaskatorski, niezwykle błyskotliwy, ale też podejrzliwy wobec ideologii, krystalicznie logiczny, świetnie skomponowany. Sontag – walcząca feministka, ideolożka, kobieta uwikłana w politykę, dekonspiruje inną silną postać kobiecą. Nie chodzi tu jednak o zazdrość, a o wskazanie, że nadworna artystka III Rzeszy tylko pozornie zmieniła skórę, że jej odejście od ideologii narodowego socjalizmu było krokiem fałszywym, obliczonym na odzyskanie wolności twórczej. Faszyzująca reżyserka pozostała wierna swoim pierwotnym przekonaniom, a wszystkie jej kolejne wykłady, teksty, albumy fotograficzne, filmy reprodukują wiarę w siłę, potęgę fizyczną, czystość, podporządkowanie masy jednemu przywódcy. To doskonały wykład nie tylko na temat samej Riefenstahl, ale i w ogóle sztuki faszystowskiej.

Świetny, błyskotliwy tom, mocne nazwiska. 

Comments

Komentarzy

Jeden komentarz

  1. U mnie na półeczce leży i czeka na czytanie pierwszy tom Dzienników. Pamiętam pierwszy kontakt z Sontag. W czeluściach domowej biblioteczki rodziców wykopałam "O fotografii". Spokorniałam literacko no i uświadomiłam sobie, że można pisać i PISAĆ.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *