Przetrzymać skutki uboczne

Jerzy Pilch, Drugi dziennik. 21 czerwca 2012 −20 czerwca 2013
Wydawnictwo Literackie 2013
Wydaje się, że Drugi dziennik pokazuje Pilcha nowego, Pilcha jakiego nie znamy. Do pewnego tylko stopnia jest to kontynuacja Dziennika. Tutaj Pilch jest zdecydowanie bardziej osobisty, posługuje się innym tonem, zajmują go inne tematy. Odsuwa się od spraw zewnętrznych, publicystycznych problemów. Przestaje być komentatorem życia społecznego – staje się komentatorem własnego życia wewnętrznego.  Choć pojawiają się wątki dla niego charakterystyczne: jak piłka nożna, Bóg, kobiety, zapisy lekturowe, to zmienia się sposób ich ujęcia – pisanie o kobietach nabiera tonów sentymentalnych i wspomnieniowo-nostalgicznych, stosunek do Boga staje się rozliczeniowy. Za wszystkie te zmiany odpowiedziana jest choroba, z  którą walka zajmuje większą część Drugiego dziennika. Tutaj w większym stopniu Pilch zwraca się ku sobie i własnej pamięci, własnym doświadczeniom i lekturom.

Główny nurt refleksji, wbrew pragnieniu autora, wyznacza jednak choroba. Pilch traktuje ją jak wroga nie tylko życia i ciała, ale też literatury: w lipcu pisze, że choroba powinna być obiektem polemicznym, powinna wymuszać walkę, a nie podporządkowanie. U Pilcha w dzienniku brak tym razem współczucia, dużo za to chłodu, ironii i autoironii, wszystkie te zapiski są wyraźnie nakierowane na zachowanie dystansu. Pilch szydzi z monotonii, w jaką popada chory, z jego rytuałów zdrowotnych, lęków szpitalnych, obsesji intelektualnych skupiających się na chorobie, choć jednocześnie sam wie, że im wszystkim sam ulega. Drugi dziennik stanowi zapis dążenia do osiągnięcia jakiejś nadświadomości – nie tylko pełnego i świadomego zmagania się z chorobą, ale i uchwycenia wszystkich dróg, jakimi choroba na świadomość oddziaływuje. Pilch jest tematem jako chory, i jaki ten, który patrzy na siebie z góry, obserwuje swój sposób chorowania. Szydzi tu z niemocy i niemożności poddania się innym tematom, z przeżywania choroby na oczach wszystkich. Pokazuje chorobę z dwóch stron – jako doświadczenie kulturowe i jako doświadczenie osobiste, wygrywa całe napięcie, jakie się między nimi wytwarza:

Choroba jest kłamstwem. Swoją drogą, czy ja na „motyw choroby” nie rzuciłem się z zanadto debiutanckim zapałem? Czy nie za mało skrywam młodzieńczy entuzjazm, przepuszczając ten archetyp, topos, tę realność kulturową, ten kto wie jaki cud przez wszystkie możliwe filtry?

Najbardziej interesują go dzienniki innych, czyta je, bo szuka innego modelu, ale też poniekąd sprawdza konkurencję: krytykuje dziennik Güntera Grassa W drodze z Niemiec do Niemiec, a także Jana Lechonia. Podkreśla tkwiący w zapiskach Lechonia fałsz – jego niechęć do ujawniania wyżerającej go depresji:

Gdyby nie cenzurował, gdyby myśli samobójcze pełniej do głosu dopuścił, może by nie skoczył…

W dziennikach tych nie ma bowiem najmniejszego śladu przygnębienia czy choroby, która przecież w 1956 roku doprowadziła Lechonia do samobójstwa. Pilch pisze:

Wybierajcie, jaką chcecie opcję. Ja wybieram spowiedź ekstremalną

po czym nadzwyczaj staranie kreuje tekst intymny, nie dopuszczając do niego żadnych prawdziwie intymnych czy przypadkowych szczegółów. Tym samym po raz kolejny otwiera dyskusję o szczerości autobiografistki, sam domaga się ujawniania przynajmniej części zmagań autorskich. Tym przecież są właśnie wszystkie jego refleksje o własnej chorobie.

Okładka ze zdjęciem uśmiechniętego Pilcha to wyjątkowa zmyłka dla czytelnika, nie wiele tu – w przeciwieństwie to wcześniejszych jego tekstów − tematów do radości, mniej też poczucia humoru. Pilch staje się tu często oschły, chłodny, krytyczny. Jak pisze, chorobę załatwia się stylem, udawaniem zdrowego. Za humorystycznymi zdaniami kryje się „kronika dochodzenia do bezwładu”:

Miała po mnie zostać kronika dymania, zostanie kronika zdychania, niby szlachetniej, ale jednak wolałbym na odwrót. 

Comments

Komentarzy

Jeden komentarz

  1. Wczoraj przeczytałam wywiad z Pilchem w najnowszym Newsweeku i aż mnie poraziła jego oschłość, wychylający spod niej smutek i te żarty-nieżarty, potwornie szczere w swojej prawdziwości. Dokładnie tak jak podsumowałaś: „kronika dochodzenia do bezwładu”. Potworny koszmar.

    Pozdrawiam,
    Olga
    WielkiBuk.com

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *