Przejście w głąb rzeczywistości

Tomasz Fijałkowski, Antipolis
Czwarta strona 2015
Uwaga, uwaga, debiut! Debiut mocny, dobry, gatunkowy. Fijałkowski, wielkopolski nauczyciel, były już chyba poeta i praktykujący prozaik, oddaje w ręce czytelnika powieść osadzoną w rzeczywistości fantastycznej, w wyobrażonymi Antipolis, do którego zbliża się równoległa rzeczywistość. Wszyscy czekają w obawie na Zenit, bo tak nazywa się chwila kontaktu dwóch różnych światów. Przekonani są jednak, że straty będą stosunkowo niewielkie, bo do podobnego zderzenia doszło w 1822 roku i wtedy katastrofa miała wymiar lokalny.
 
Fijałkowski wymyśla świat fantastyczny, ale jednocześnie narzuca mu logiczne reguły, przenosi znany nam porządek. Do nadejścia Zenitu szykuje się bowiem Struktura, tajna służba skupiająca ludzi o zdolnościach paranormalnych, przypominająca tajną policję polityczną. Na swych bohaterów wybiera zaś autor grono autokratów, urzędników i policjantów, reprezentantów Struktury, czy też ludzi posiadających jakieś niezwykłe umiejętności, wzmacniane przez nadciągającą kolizję. Powieść to wielowątkowa, z elementami kryminału, political-fiction, fantastyki i sensacji.
 
Fijałkowski to także krytyk literatury fantastycznej i autor bloga. Jest więc wielkim znawcą gatunku, który teraz po raz pierwszy sam bierze go na warsztat. Świadomość gatunku sprawia zaś, że autor może podjąć z nim grę – wprowadza różne zwroty akcji, niespodziewane rozwiązania, kompozycyjne zapętlenia, które mają mylić czytelnicze tropy, zmieniać spodziewane rozwiązania. Powinien przecież pojawić się tu męski bohater-heros, który weźmie sprawy w swoje ręce, tymczasem Fijałowski ustawia swych bohaterów tak, że najsilniejszą, najzdolniejszą postacią wydaje się 20-letnia Nadja, urzędniczka średniego szczebla, młoda, pełna wahań dziewczyna. Powinno dojść do rzezi, apokalipsy i konfrontacji dwóch światów – i tutaj jednak Fijałkowski zaskakuje czytelnika. 
 
Antipolis można czytać na dwóch poziomach – jako powieść przygodową, w której ojciec szuka mordercy syna, agentka Nadja stara się wzmocnić Strukturę przed największym zadaniem, policja rozgrywa spiski i aresztowania. Jednocześnie zaś uruchamia się tu drugi poziom, poziom gier literackich i aluzji, który sprawia, że czytelnik zaczyna sam uczestniczyć w śledztwie, łączy tropy i rozwija wątki. Otóż do pierwszej kolizji światów doszło wcześniej w 1822, czyli roku wydania Ballad i romansów Mickiewicza, w roku, który przyjmuje się za symboliczne otwarcie polskiego romantyzmu. Morderca młodego arystokraty nazywa się Mraczewski – jak subiekt z Lalki Prusa, subiekt, który wyjątkowo drażnił Wokulskiego, podobał się za to kobietom. Tymczasem Mraczewski u Fijałkowskiego także jest subiektem, ma surowego, wściekłego pryncypała i swą absolutną bezsilność w relacji z szefem rekompensuje sobie morderstwami (bo to chwile, w których to on ma władzę absolutną). Przeciwnie jednak do Prusowego bohatera – to zdeklarowany homoseksualista. Tajemna istota, przybysz z innego świata, nosi imię Caspar – co przypominać ma przecież Caspara Hausera. Piotr, mnich i uzdrowiciel, ma wszystkie cechy Chrystusa, nie tego biblijnego jednak, ale z Mistrza i Małgorzaty Bułhakowa.
 
Fijałkowski tworzy swą powieść poprzez rozczłonkowywanie gatunku – wyżej opisałam to, w jaki sposób odbija się od konwencji, w jaki sposób ją kruszy. Tymczasem znajdziemy także wiele elementów typowych dla powieści fantastycznej: obce istoty, zagrożenie losów świata, ujawnienie się groźnej bogini, próbę dla młodych bohaterów, ożywających zmarłych, duchy i podłych naukowców. Autor potrafi bowiem sprawnie połączyć to, co znane, co stanowi nieodłączną część powieści fantastycznej z grą, z umiejętnym rozbijaniem konwencji.
 
Na uwagę zasługuje także język Antipolis– niezwykle korzystnie wyróżnia się on na tle polskiej produkcji fantastycznej. Czytałam wiele książek autorów publikujących w „Fabryce słów” i z przykrością obserwowałam ich klęski w walce z polszczyzną, która za nic nie chciała nagiąć się do ich składni, byłam świadkiem tworzenia alternatywnej interpunkcji, nowych związków frazeologicznych, których słowniki nie zarejestrowały. Dla większości z nich polska język to jednak obca język. Wiem, że w stosunku do Fijałkowskiego to komplement wątpliwy, ale jednak większość polskich autorów fantastycznych potrafi stworzyć świetne historie, nie potrafi ich natomiast opowiadać. Tutaj zaś język poddaje się autorowi i jednocześnie regułom polszczyzny, przywiera do rzeczy, staje się przezroczysty. Fijałkowski operuje stylem suchym i oszczędnym, pozornie sprawozdawczym, dalekim od barokowej dykcji innych fantastów.
Ja trzymam kciuki.

 

Comments

Komentarzy

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *