Prawo serii

Kochani Państwo, czy Państwo kupują książki w seriach? Pytam, bo mój mąż właśnie nabył na internetowej aukcji całego Dostojewskiego, ja zbieram kilka serii i boleję bardzo, że nie pasują mi książki Sofii Oksanen – jedna wydana przez Świat Książki, druga przez Czarne i nijak nie wyglądają koło siebie.

 
Są natomiast dwie serie, które chciałabym polecić Państwa uwadze – seria Wielcy pisarze w nowych przekładach wydawnictwa Sic! oraz serię książek Philippa Rotha publikowaną przez Wydawnictwo Literackie.
 
W obu przypadkach chodzi o coś więcej niż tylko ujednolicona grafika i ten sam format: Sic! w swojej serii publikuje nowe przekłady naprawdę wielkich dzieł: począwszy od Sofoklesa i Platona, poprzez Melville’a, Czechowa, Tołstoja,  Flauberta, Rilkego, Mandelsztama, Bunina,  aż po Seana O’Faloaina. To świetny sposób na odświeżenie klasyki, ale też na dostrzeżenie, że są to teksty dostojne i lekko spróchniałe, ale bardzo ostre i nowoczesne. Każdy przekład się starzeje, potrzebne więc są wciąż nowe tłumaczenia, bo tylko one pokazują nowy kontekst, zmienia się też sposób postrzegania przekładów. Dawniej ceniono spolszczenia, dziś wydają się one nie do przyjęcia. Jerzy Jarniewicz w swojej książce Gościnność słowa. Szkice o przekładzie literackim podkreśla, że tłumacz ma współcześnie dwa zadania:  tłumaczyć tekst, ale też zachowywać równocześnie jego obcość.  Tłumacz musi przypominać, że – o czym też pisze Jarniewicz – tekst pierwotny został wyrwany z obcej kultury.
 
Wszystkie książki wydane w tej serii Sic!-u to nowe przekłady, które swą nowoczesność podkreślają współczesnym językiem. Dostajemy do rąk mniej znane teksty (jak w przypadku Czechowa czy Flauberta), albo monumentalne wydania – tom opowiadań O’Faloaina (Cud dwa razy się nie zdarza w przekładzie Pawła Piaseckiego) zbiera teksty z 60 lat. Nie są to wydania skrócone, ale często rozszerzone, uzupełnione o liczne przypisy – wydanie Uczty Platona zawiera komentarze Waltera Benjamina, Ivana Chvatika, Hansa-Georga Gadamera, Davida M. Halperina, Jonathana Leara, Alexandra Nehamasa, Piotra Nowaka i Andrzeja Serafina (tłumacza całości). Mamy więc tu nie tylko Platona nowoczesnego, ale i z takimi wyjaśnieniami, które ustawiają całe pole interpretacji. Podobnie jest w przypadku Trzech baśni Flauberta, bo w wydaniu mieści się przekład (autorstwa Renaty Lis i Jarosława Marka Rymkiewicza) oraz esej Renaty Lis na temat Flauberta w Croisset. W Późnej godzinie Bunina obok jego opowiadań znajduje się esej Renaty Lis (a w ogóle polecam Państwu lekturę Bunina wraz z fabularyzowaną biografią pióra Lis).
 
Te wszystkie przyjemne dodatki z jednej strony przybliżają nam tekst, osadzają go w konkretnej przestrzeni, z drugiej jednak uwyraźniają różnice kulturowe, pokazują obcość kultury, w ramach której powstał. Mamy więc tu do czynienia z relacją przyciągania-odpychania, uruchamia się pewien dramatyzm lektury, bardzo cenny, gdy obcujemy z tekstami wybitnymi, dla których pełnego zrozumienia często potrzebujemy klucza, jakiejś podpowiedzi.
Na zupełnie innej zasadzie pracuje Wydawnictwo Literackie publikując powieści Philipa Rotha – wcześniej jego powieści publikował Rebis (ja mam Kiedy była dobra w przekładzie Pawła Kruka z 1995 roku), potem Zysk i S-ka (mam Cień pisarza w przekładzie Jana Zielińskiego z 2004 roku). Wydawał go też Czytelnik i to jeszcze stosunkowo niedawno – w serii NIKE (to jest zdecydowanie najbardziej kultowa seria ever – obok BN – literatury w Polsce) oraz w serii autorskiej. Nie ma już do niego praw, bo wykupiło je Wydawnictwo Literackie, które wznawia przekłady przygotowane dla Czytelnika i wydaje nowe tłumaczenia. Ukazują się zatem przekłady Jacka Spólnego (Wyszłam za komunistę), a przede wszystkim Jolanty Kozak, specjalistki od Rotha, która teraz robi furorę jako tłumaczka Davida Fostera Wallace’a. Z powieści Rotha Kozak przetłumaczyła m. in. Amerykańską sielankę, Ludzką skazę, Konające zwierzę, Everymana, Spisek przeciwko Ameryce.
 
 Dlaczego zatem cenić WL za wydanie książek, które wcześniej ukazały się już w Polsce? Wydaje mi się, że właśnie za to. Choć przekłady stanowią większość literatury publikowanej, wydawcy nie ryzykują wznawiania raz już wydanych tytułów. A klasyka – drukowana w średnich nakładach i przelatująca przez półki księgarskiej z prędkością supernowy – rzadko kiedy wpada w ręce czytelnikowi. Na rynku stale obecne są tylko  nazwiska i tytuły z listy lektur. Tymczasem dzięki kolejnym wydaniom Roth ciągle krąży, cyrkuluje w polskim systemie wydawniczym. Wciąż pojawiają się jego wznowienia i nowe publikacje, co sprawia, że autor jest obecny, nie znika z rynku. Roth też jest klasykiem – zupełnie innym jednak niż Flaubert czy Tołstoj. Co roku wymienia się go jako kandydata do Nobla, ale część czytelników kojarzy go wyłącznie jako autora Kompleksu Portnoya (przy którym płonęły nam uszy, gdy czytaliśmy go w liceum), choć na koncie ma wiele innych fenomenalnych powieści: jak choćby Spisek przeciwko Ameryce czy Operację Shylock. Nie jestem przesadną optymistką, dlatego obawiam się, że pozycja Rotha jako klasyka w Polsce nie jest stabilna, że to taki pisarz, który zniknie, jeśli przestanie być wydawany. Tak stało się przecież z Johnem Updikiem, w podobnym czyśćcu przebywają teraz inni amerykańscy giganci: William Faulkner czy Saul Bellow. Niedawno Prószyński przypomniał polskiej publiczności Johna Steinbecka, choć sama publikacja kilkunastu jego powieści nie sprawiła, że można mówić o „powrocie Steinbecka”. Zupełnie już na marginesie – książki Steinbecka w serii Prószyńskiego są wybitnie brzydkie, a ich okładki ilustracyjne: jeśli Ulica Nadbrzeżna to na okładce jest nabrzeże, jeśli Zagubiony autobus to na okładce – drzwi autobusu, jeśli Dziennik z podróży do Rosji – to chłopka ze snopkiem zboża. 
 
Obie te serie zbierają świetne książki, co więcej – dostajemy do lektury teksty świetnych tłumaczy, nie ma tu mowy o żadnym przeokładkowaniu trącących myszką przekładów.    
Prawdę mówiąc, wolę to, co robią tłumacze w obu tych seriach od namiętnego komentowania, które uskuteczniają pp. Przebindowie w przekładzie Mistrza i Małgorzaty Bułhakowa (SIW Znak). Ale wolnoć Tomku w swoim domu, każdy tłumacz może robić jak chce.

 

A Państwo mają jakieś swoje serie ulubione lub szczerze znienawidzone?

Comments

Komentarzy

9 komentarzy

  1. Raczej nie kupuję, mój chłopak czasami. Ale Pani wpis mnie zachęcił do spojrzenia, co mamy Rotha i mamy: najstarszy "Kompleks Portnoya" w tłumaczeniu Anny Kołyszko, Wyd. Literackie 1986, potem "Oszustwo" w tłumaczeniu Jerzego Jarniewicza, Wyd. Łódzkie 1990. Kilka książek, które wydał Czytelnik: poza serią "Spisek przeciwko Ameryce" (Jolanta Kozak, 2007) i "Everyman" (2008) i w serii (na co wskazuje szata graficzna): "Dziedzictwo" (Jerzy Jarniewicz, 2007) "Operacja Sherlock" (Lech Czyżewski, 2009), "Przeciwżycie" (Zofia Zinserling, 2009), "Fakty" (Jolanta Kozak, 2011). I mam jeszcze "Amerykańską sielankę" – tę ze zdjęcia. Przeczytałam mniej niż połowę 🙁

  2. Opieram się pokusie, ale ja ogólnie nie jestem aż tak przywiązany do strony materialnej. Czasem estetyka serii bardzo mocno mnie kusi, ale z czasem i tak entuzjam opada. Może to kwestia, że nie mam odpowiednio dużego regału?

  3. Ale z klasyką, nawet tą najnowszą, każdy z nas tak ma – dla mnie ponad połowa moich regałów to wyrzut sumienia. I nadzieja, że pożyję na tyle długo na emeryturze, że zdążę przeczytać 😉

  4. Nie chodziło mi o kupowanie książek z serii, tylko po to, by ją mieć. Raczej o to, że fajnie jest, kiedy książki ukazują się w seriach – wtedy dobrze wyglądają, a czytelnik przywiązuje się też do szaty graficznej. Powinnam zrobić jeszcze jeden wpis – o serii Nike Czytelnika – kto jej nie kupuje wciąż w antykwariatach??

  5. Jeśli recenzja jest ciekawa, to biorę książki seriami w Legolas. Ma to zawsze na uwadze oszczędność pieniędzy i może trochę płytkie, ale fajnie wygląda na półce 🙂

  6. Serie towarzyszą mi odkąd pamiętam – pierwsze były pięknie wydane i do dziś często czytane książki z tzw. serii z jednorozcem, które dostałem od taty. Później zbierane, z uwagi na treść: złota z PIW-u, tzw. Ceramowska, liczne serię poetyckie i wiele innych… Obecnie często kupuję książki z serii o podróżach, wydawane przez Zeszyty Literackie i kolejne tomy Biblioteki Narodowej. Skusilem się też na serie "kioskowe":filozofia, historia i… kryminały A. Christie.

  7. No tak…studia filologiczne zmieniają perspektywę. Ja ciągle mam poczucie, że przeczytałem o kilkaset książek za mało, a nie ma dnia, abym nie czytał…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *