Pigułki z orzełkiem

 

 
Jerzy Pilch, Marsz Polonia
Świat Książki 2008
Wszystkie teksty Jerzego Pilcha można było czytać jako jedną powieść – zarówno Pod mocnym Aniołem czy Miasto utrapienia, jak i Moje pierwsze samobójstwo. Niczym Konwicki, Pilch pokazywał czytelnikowi ciągle tego samego bohatera, w kolejnych utworach pogłębiał jego obsesje, dodawał nowe wspomnienia z domu rodzinnego w Wiśle, operował niezmiennym zbiorem motywów (Żołądkowa Gorzka, koty, ulica Hoża, ulubiony bar, ten sam typ wyśnionej kobiety, babka Zuzanna i stary Kubica). I tym razem zaczyna się podobnie:
 
W przeddzień mych pięćdziesiątych drugich urodzin postanowiłem, że nazajutrz poznam nową kobietę. Myśl ta kołatała się we mnie od dawna, ale tonacji definitywnej nabierała stopniowo []. Miałem ambitny i poważny zamiar w ciągu dwudziestu czterech godzin spotkać, poznać i uwieść inteligentną, szczupłą i mierzącą najmniej metr siedemdziesiąt dziewczynę lekko przed trzydziestką. Plan ten jednak nie zostanie zrealizowany, ponieważ w dzień urodzin bohater otrzymuje SMS-a od szatana – zaproszenie na bal.
 
Tutaj jednak dokonuje się radykalny zwrot, który nie pozwala nam umieścić książki Marsz Polonia w ciągu tematycznym, jaki stanowią wcześniejsze powieści Pilcha. Bo Marsz… zamiast na mikroskali przeżyć wewnętrznych pisarza-erotomana, skupia się na narodowej makroskali. Zamiast ku sferze osobistej, jak było u niego dotychczas, Pilch zwraca się ku płaszczyźnie tego, co wspólnotowe, ponadjednostkowe, drenuje warstwę symboli i mitów polskich.
 
Coraz więcej też u niego przerysowania i deformacji. Właśnie taki jest obraz polskiego społeczeństwa i jego świadomości. Pilch nie oszczędza narodowych świętości, nie sakralizuje opozycji solidarnościowej, nie usprawiedliwia dzikiego kapitalizmu. Po prostu kpi. Marsz Polonia to zupełnie inny rodzaj humoru niż wcześniejsze powieści. Nie ma tu łagodnego żartu, pogodnego dowcipu. Jest za to ostre cięcie, uwypuklenie absurdu, nad powieściowym światem unosi się duch negacji. Podobnie jak w satyrze, Pilch nie daje żadnej odpowiedzi, nie buduje programu naprawy oszalałej duchowości polskiej. Pozostawia sobie tylko prawo do wskazywania tego, co tak straszne, że aż śmieszne, co powoduje erozję narodowej myśli. Żywiołem autora jest tu bluźnierstwo i obrazoburstwo: Ksiądz Jerzy żyje – obalenie komunizmu było niepotrzebne – głosi transparent rozciągnięty za helikopterem. Gospodarz zaprasza do stołu, bo kiszki Marsz Polonia grają, a Matka Polka ucieka w krzaki z Garstką – Towarzyszem Odchylenie Maoistowskie.
 
Bal zorganizowany przez Beniamina Bezetznego (tę postać publiczność rozszyfrowała szybko jako aluzję do Jerzego Urbana) w jego luksusowej posiadłości emitującej w świat ohydny zapach, staje się miejscem groteskowego zderzenia przeszłości i teraźniejszości, biografii ubeków i opozycjonistów, mitów skamieniałych w czasach PRL-u i ich nowych, zdeformowanych odpowiedników.
 
Marsz Polonia przypomina nieco rzeźbę Pochód na Wawel Wacława Szymanowskiego. Ten kondukt, na czele którego stoi figura Polski, składa się z przedstawicieli kolejnych pokoleń bojowników, męczenników za sprawę, żołnierzy i królów. U Pilcha pojawia się podobny przekrój przez pokolenia i wydarzenia historyczne, nikt nie kroczy jednak na przedzie. Niedawna historia splata się z sarmatyzmem i romantyzmem, narracja powieściowa składa się z wielu mikrohistorii, opowieści osobistych streszczanych (lub opowiadanych rozwlekle przez najbardziej pijanych) w czasie drogi na przyjęcie i w czasie balu. Dzięki tej technice PRL i III RP stają się bliźniakami syjamskimi, zacierają się między nimi różnice, ludzie przez swoje historie relatywizują zło tamtego systemu i dobroć demokracji – jego następczyni. Mieszają się narracje Don Juana z pierwszej Solidarności i nostalgiczne wspomnienia zomowców, opowieści o Wałęsie i KC. Powaga, jeśli tylko się pojawia, ulega natychmiastowemu rozbiciu, rozsadzeniu poprzez śmiech, przesunięcie akcentów, tak by natychmiast zmieniła się konwencja. Parada wojenna przekształca się u Pilcha w cyrk i jarmark:
 
Sunęły obok nas mundury polskie, ruskie, amerykańskie, chińskie, malezyjskie, przedwojenne, wojenne, dzisiejsze. Perorowali wędrowni kaznodzieje, grali muzykanci, artyści dawali pokazy. Widziałem stojących na ogromnych podestach iluzjonistów w czarnych podbitych czerwienią płaszczach; linoskoczkowie i akrobaci wyczyniali cuda na podniebnych trapezach.
 
Pilch podporządkowuje swoich bohaterów dwóm rolom. Niczym w Miazdze Andrzejewskiego, jego postacie są reprezentantami społeczeństwa, różnych grup, światopoglądów, stronnictw. Chcą załatwić w czasie balu swoje interesy, ścierają się ze sobą w walce (która tutaj przybiera postaci meczu między Arką Noego i Wieżą Babel). Figury powieściowe nie wywodzą się z życia, lecz ze wszystkich możliwych tradycji składających się na historię i literaturę polską. Pilch uruchamia szereg tekstów, które pojawiają się u niego w formie aluzji i kryptocytatów. Postać Matki Polki wywodzi się wprost z wiersza Mickiewicza, Czarna Fakirka zapożyczona została od Goszczyńskiego, ale jest też podobna do kobiecego wyobrażenia Tanatosa u Iwaszkiewicza. Pod mianem Starego Poety kryje się Czesław Miłosz, zaś pierwowzorem dla drugorzędnej piosenkarki z pierwszorzędnym biustem była Doda. Bezetzny przypomina wojewodę Szczęsnego Potockiego – jego majątek stanowi państwo w państwie, posiadłość rozpościera się w olbrzymiej, pustej przestrzeni. Podobnie jak wojewoda ruski, Bezetzny traktuje polskość jako sferę obcą, nadaną. Mówi do naszego bohatera:
 
 Sąsiaduję z Polską. Podobnie jak pan. Graniczę z Polską. Niby wygoda, bo nie muszę emigrować, ani nawet myśleć o emigracji []. Pomiędzy mną a Polską wyraźna, bardzo wyraźna granica biegnie []. Granica śmiechu.
 
Pomiędzy tymi postaciami osadzonymi w kontekście czy to literackim, czy społecznym, przywodzącymi na myśl pewien ciąg skojarzeń, ułatwiający osadzenie ich na powieściowej scenie, porusza się Pilch-bohater – postać bez właściwości, wolny elektron. 
Sam bal to odniesienie do Balu u Senatora z III cz. Dziadów, ale też do Transatlantyku, Popiołu i diamentu oraz Miazgi. Pilch odwołuje się do piekielnych skojarzeń z zabawą, alkoholowym widem. Noc urodzin Pilcha-bohatera to czas, kiedy budzą się ponure figury polskiej wyobraźni, kiedy fantazmaty narodowe ustanowione przez wieki tradycji zderzają się z nowobogacką mitologią Polski współczesnej i wyzwolonej.
 
W tym świecie skarnawalizowanym, świecie na opak, gdzie na głowy gości Bezetznego spada deszcz prezerwatyw, tylko jedna rzecz jest pewna i powtarzana niczym imperatyw kategoryczny:
 
Nie mylić Cracovii z Wisłą. Nie mylić Manchesteru United z Manchesterem City.

Comments

Komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *