Marcin Wicha, Jak przestałem kochać design
Karakter 2015
To chyba najczęściej komentowana książka tej wiosny, wszędzie w Internecie widać do niej odniesienia, cytaty i wywiady z autorem. Mnożą się recenzje na blogach książkowych, choć przecież Wicha napisał anty-poradnik, a nie powieść. Wszyscy piszą, czym ta książka nie jest i co w niej zabawnego, zachwycającego, chwalą, jak sprytnie puentuje okropne zachowania niewykształconych klientów agencji reklamowych, którzy chcą mieć plakat na błyszczącym papierze i z dużą ilością kolorów. Każdy swoją wypowiedź krytyczną zaczyna od sakramentalnego zdania: „Ja się nie znam, ale…” i tu oczywiście zaczyna się seria skojarzeń, z których Freud mógłby napisać kolejne fundamentalne dzieło:
A ten drugi projekt, pani hrabino? Ten ze słoneczkiem?
– Ja się na tym nie znam, ja nie jestem designer –rzekła hrabina. – Ale ja to pokazałam moj monsz. On jest Anglik. I moj monsz, Anglik, on powiedział: sonce to jest sun. Sonce to jest plaż. Plaż to jest sea. Tutaj nie ma sea. Nie ma sea, nie ma sonce, nie ma sens.
– A ten latawiec?
– Co wy mnie tak pytacie? Ja się nie znam, ja się nie interesuję. Mowiłam, ja nie jestem designer… Ale ja to pokazała moj monsz. Moj monsz, Anglik, popaczył i powiedział: latawiec to jest plaż. Plaż to jest sea. Tutaj nie ma sea. Nie ma sea, nie ma sonce, nie ma sens.
– A piłka? Mnie się nawet podoba, taka kolorowa… –spróbował któryś wójt.
– Moj monsz, Anglik, powiedział: piłka to jest plaż. Plaż to jest sea. Tutaj nie ma sea. Nie ma sea, nie ma sonce, nie ma sens.
– A ten taki z niedźwiedziem?
– Moj monsz, Anglik, popaczył i powiedział: tutaj nie ma Rosja.
Dla mnie jednak jest to przede wszystkim książka o tym, że choć w polskiej sztuce zmieniło się wszystko, w gruncie rzeczy nic się nie zmieniło – Wicha, rocznik 1972, a więc pamiętający zamierzchłe czasy PRL-u, zgrzebnemu komunizmowi poświęca sporą część swojej książki. Produkcja cywilna w każdej chwili mogła zamienić się w wojenną, więc makaron wytwarzany w polskich fabrykach miał średnicę gilzy, a traktor można było zamienić w czołg. Autor pisze o stopniowaniu szarości i o beżowo-brązowym dominującym wszędzie kolorze, o paskudnych wyrobach, które i tak znikały z półek, o niepotrzebnej wtedy reklamie:
I tak żaden plakat nie zachęciłby ludzi do kupienia biletów na bułgarski western lub przywdziewania odzieży roboczej.
Wicha, pisząc o designie, robi też psychoanalizę tłumu – to z powodu szarości komunizmu Polacy teraz chcą mieć kolor, to z powodu dominujących w nędznym komunizmie form prostych, marzą dzisiaj o gargamelowych kształtach, przesadzie, rozwichrzeniu, nie dają grafikowi dojść do głosu. Z niedosytu wpadliśmy w przesyt, nadmiar barw, faktur i kształtów. Skończyła się epoka metafory, przenośni, zawoalowanych znaczeń, ich miejsce zajęła dosłowność (nie ma riba – nie ma sens). Z jednego rodzaju brzydoty płynnie przeszliśmy w jej odmienny gatunek. Wicha pisze tu z niechęcią i złośliwością, frustracją, ujawnia się jako projektant, któremu narzuca się pozycję podwykonawcy, którego pomysły się krytykuje, zasłaniając jednocześnie własną ignorancją.
Jak przestałem kochać design to opowieść wielowątkowa – o tym, jak zmieniają się trendy, ale też i o tym, jak zmienia się społeczeństwo, jakie formy wybiera i z czym toczy wojnę w imię swojej koncepcji sztuki. Przede wszystkim to jednak historia o szukaniu podwójnych znaczeń, pokazująca zmiany w naszej świadomości zapisane w przedmiotach.
To jest świetna książka. Niestety większość Polaków oczywiście jej nie przeczyta. I nadal będzie jak jest z naszym gustem… Szkoda.