Chodzę po regałach, jakbym wybierała się w podróż. Szukam egzotyki, jakichś smaczków, a nade wszystko wrażenia ruchu. Coraz gorzej się czuję na tym domowym łańcuchu. Kiedy jest już późno i ciemno, za oknem nie święcą latarnie, bo Kraków oszczędza, wędruję wzdłuż półek, żeby przypomnieć sobie, że świat nie zamyka się w granicach mojego mieszkania i ma więcej dróg niż te prowadzące na pocztę, do sklepu i parku.
- Dan Baum, Dziewięć twarzy Nowego Orleanu, przeł. Adam Pluszka, Czarne 2017
- Andrzej Muszyński, Południe, Czarne 2013.
- Olga Stanisławska, Rondo de Gaulle’a, Znak 2016
- Paul Theroux, Wielki bazar kolejowy. Pociągiem przez Azję, przeł. Magdalena Budzińska, Czarne 2016
- Frank Westerman, Martwa Dolina, przeł. Małgorzata Diederen-Woźniak, Dowody na Istnienie 2017.
- Ilona Wiśniewska, Hen. Na północy Norwegii, Czarne 2016.
Wiem, że połowa z was ma za dużo czasu i umiera z nudów, koszmarnej nudy powtórzeń. I wiem, że druga połowa zasuwa jak chomiki w swoich kółkach, obsługując pracę zawodową, pracę domową, dzieci. I że albo czas przelewa się przez palce, albo nie ma 5 sekund w ciągu dnia, żeby pamiętać, że jest się niezależnym człowiekiem, a nie maszyną do obsługiwania Zooma, Teamsów i obiadów.
Żeby usatysfakcjonować jednych i drugich zrobiłam listę reporterskich książek o podróżowaniu albo egzotycznych miejscach, do których warto wrócić. Oczywiście w moim obecnym stanie wystukałam szybko 5 tytułów, które mam w głowie, ale wszystkie były o wojnie, ludobójstwie, molestowaniu. A dzisiaj nie o taką podróż mi chodzi. Chodzi o wyprowadzanie głowy na świat, skoro jej przeciwległy koniec został przybity do krzesła.
A więc zobaczcie, co polecam:
- Baum o Orleanie – po pokazuje miasto kosmicznie piękne, a jednocześnie okropnie biedne, brudne i nieszczęśliwe. Ale też dalekie od pocztówkowych obrazków, od turystycznych utartych szlaków.
- Muszyński – zbiór reportaży o mitycznym i geograficznym Południu świata, o dżungli, pustyni, dyktatorach. Muszyński ma tak nieprawdopodobny styl, że mógłby pisać o papierze toaletowym i też bym czytała. Jego język to jest nowoczesna wersja baroku, gęsta fraza, zdanie, które czuć pod ręką.
- Stanisławska o Afryce – Rondo de Gaulle’a, o którym pisze, nie znajduje się w Warszawie, a w Afryce. To jest starsza już książka, niesłusznie dzisiaj zapomniana, być może z powodu milczenia reporterki. Ale to piękna, czuła, a zarazem podejrzliwa opowieść o Afryce, w której nie znajdziemy kolonialnych schematów, wyższości białej kobiety wobec czarnych.
- Theroux – ja akurat lubię jego reportaż o podróży przez Azję, ale można czytać wiele innych jego książek, bo wszystkie są cudowne. Powolne, rozlewne, szczegółowe, a zarazem syntetyczne.
- Westerman – tylko jego zostawiłam z mojej pierwotnej listy, ale ta książka jest bardzo ważna i też dzisiaj się już o niej nie pamięta, choć nie ukazała się dawno. Chciałabym go z tego czyśćca wyprowadzić.
- Wiśniewska o Norwegii – do Wiśniewskiej mam stosunek dziwny i właściwie nieuzasadniony, to znaczy uwielbiam jej książki i felietony, czytam wszystko od deski do deski, a potem nie piszę o niej, bo ta lektura jest moja i nie muszę się nią dzielić. Takiego oka, wrażliwości na szczegół, ale bez skalpela, czułości na otoczenie bez jednoczesnego współczucia wobec wszystkich – dawno nie widziałam.
Już, koniec podróży na dzisiaj. Zeskakuję z regału sama, kota nie ma.