Nerki i poezja

Kiedy co roku z okazji Światowego Dnia Książki dzwoni ktoś z radia i prosi o komentarz, zawsze odpowiadam, że obchodzenie tego święta, podobnie jak biadolenie nad statystykami czytelnictwa monitorowanymi przez Bibliotekę Narodową, jest bez sensu. Bez sensu, bo oba te wydarzenia wzmacniają tylko fetyszyzację książki, sprawiają też, że do lektury podchodzimy konsumencko, domagając się, by Polacy czytali więcej. Więcej, ale po co?

No więc właśnie lektura Hruški dostarcza takiej odpowiedzi na pytanie po co się czyta, choć rozpisanie tego w tekście jest super trudne, bo sam autor tworzy „poezję zrozumiałą”, czyli taką która w tekście krytycznym okazuje się zawiła, a próba jej wyjaśnienia śmierdzi banałem.

Hruška spośród piątki nominowanej w tym roku do Europejskiego Poety Wolności jest najszerzej w Polsce znany, bo Instytut Mikołowski wydał już jego dwa tomy – w 2011 i 2017 roku, oba w przekładzie Franciszka Nastulczyka, do którego w tym wydaniu stanowiącym wybór jego wierszy dołącza Dorota Dobrew.

Wracając jednak do pytania, po co czytać książki – po to przede wszystkim, że możemy z nich zapożyczyć język do opisu własnych doświadczeń, znaleźć zasób słów na zdefiniowanie uczuć, albo też przejrzeć się w cudzym przeżywaniu świata i porównać z własnym. Wszystko to brzmi z jednej strony prosto, z drugiej górnolotnie, czyli sumuje się w banał. A ponieważ chciałabym go jednak uniknąć, to prosty przykład: w książce Hruški jest taki wiersz zatytułowany „Nerki” – o naciąganiu na dziecięce plecy nocą piżam, żeby im się właśnie ta część ciała nie przeziębiła. W tej codziennej czynności wyraża się jednak nie troska, ale odkrywanie obcości ciał dziecięcych, ich zupełnej odrębności od ciał rodziców, życia osobnego i równoległego, niepowiązanego z wolą i świadomością dorosłych. Strasznie to jest prosty wiersz i dość proste odkrycie, do którego każdy z nas w którymś momencie własnego rodzicielstwa dochodzi, często po wielokroć, na różnych etapach życia potomstwa. Ja bardzo lubię ten wiersz, może właśnie dlatego, że dokładnie nocne przykrywanie dzieci, naciąganie kołderek skopywanych niemowlęcą nogą, uświadomiło mi chyba po raz pierwszy i bardzo mocny właśnie osobny bieg ich życia. Ja nad nimi roztaczam parasol ochronny, kontroluję co jedzą, co noszą, gdzie idą, a oni w nocy swoje partyzanckie wojny toczą z kołdrą i przejmują kontrolę.

Drugi powód, dla którego Hruška jest ciekawy w lekturze, to poza właśnie jego grami z tradycją literacką, którą sobie oczyszcza, pragnieniem budowania komunikatu maksymalnie prostego i zrozumiałego, jest jego stosunek do starości. Bo nie tylko wiersz o nerkach dziecięcych mu się udał, ale też cały zamykający zbiór szereg wierszy o starości, zapominaniu, odchodzeniu, opiece. To nie są wiersze o pracy prekaryjnej, raczej o relacji, która się rozluźnia, bo albo starzejąca się pamięć na nią nie pozwala, albo dlatego, że zbudowana została wiele lat temu, trochę się już zużyła. Hruška wiele razy powraca do pary bohaterów, którzy spędzili ze sobą życie i ciągle są razem, ale już bardziej koło siebie niż dla siebie. Pojawia się tu już inny rodzaj czułości, wynikający z przyzwyczajenia, stałości, zażyłości, zrozumienia. Ale obok tej relacji widać też właśnie jej przyszłość, oczekiwanie na nadejście starości pełnej, takiej z amnezją i uwiądem. I to też Hruška opracowuje w ramach języka akceptacji, a nie buntu, zrozumienia, a nie pogardy. I to kolejny powód, żeby czytać książki – bo dają szansę, by uczyć się języka bardziej inkluzywnego, dostępnego, by nazywać doświadczenia i stany, które ciągle jeszcze błędnie uznajemy za marginesowe.

Petr Hruška, Chcielibyśmy się uratować

Instytut Kultury Miejskiej 2022

Tom Petra Hruški w przekładzie Doroty Dobrew i Franciszka Nastulczyka jest nominowany do Europejskiego Poety Wolności w tym roku.

Partnerem tego cyklu, prezentującego wszystkie finałowe książki, jest Instytut Kultury Miejskiej w Gdańsku, organizator Nagrody.

 

Comments

Komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *