Nekropolis i kondukt żałobny

Marcin Napiórkowski, Powstanie umarłych. Historia pamięci 1944-2014

Krytyka Polityczna 2016
Podejrzewam, że mają już  Państwo dość tekstów analitycznych dotyczących powstania warszawskiego, jego pamięci i młodzieży w koszulkach 1944. Chcę napisać jednak o jednej książce, która wchodząc bezpośrednio w ten temat, nie tylko daje nam narzędzia, żeby zdystansować się wobec obchodów ostatniej rocznicy, ale też pozwala zrozumieć korzenie tego zjawiska. Internet obiega zdjęcie z 1 sierpnia 2016 przedstawiające milczącego powstańca z tłumem młodych wrzeszczących, odpalających race chłopaków. To zdjęcie staje się pewnego rodzaju przykrą metaforą obrazującą kształt pamięci. Lektura Powstania umarłych sprawia jednak, że możemy na nie spojrzeć trochę inaczej – dlaczego młodzi, choć głównie nierozgarnięci, tak garną się do powstania? Dlaczego wielu z nich uznaje je za najważniejsze wydarzenie w polskiej historii? Dlaczego wybierają akurat to zdarzenie? Autor Powstania umarłych, choć uzbrojony w teorię pamięci i książki socjologiczne, także przecież jest młody (rocznik 1986). Ustawia się zatem w podwójnej pozycji – badacza kultury, ale i uczestnika rocznic, młodego człowieka zainteresowanego powstaniem na tyle, żeby przeorać polską kulturę ostatnich 70 lat w poszukiwaniu śladów pamięci (a umówmy się, to jest zajęcie dla całego zespołu badawczego, ilość materiałów jest ogromna).
 
Napiórkowski rzetelnie i obszernie analizuje całą historię pamięci powstania: od ekshumacji, przez przełom 1948 i 1949 roku, gdy władza podjęła twarde strategie walki z kultem powstania, odwilż 1956, apogeum propagandowego ataku z 1984 roku (tak!), przełom 1989 roku i powtarzany po 2004 roku zarzut „niedopełnienia żałoby”. Buduje socjologiczną analizę zmieniającej się świadomości powstańców, pokazuje, jak kształtował się antysystemowy charakter pamięci powstania i to, że nie zmienił się on po 1989 roku. Pamięć 1944 w dalszym ciągu ma te dwie cechy, które zostały jej nadane w 1945: antysystemowość i zdolność do jednoczenia młodych. Race wystrzeliwane 1 sierpnia i odzież tożsamościowa ze znakami Polski walczącej stanowią chyba najlepsze potwierdzenie tych spostrzeżeń. Autor nie ogranicza się jednak do badań socjologicznych, ale analizuje różne materiały: piosenki hip-hopowe (niektóre o naprawdę przerażającej treści), teksty publicystyczne i literackie – od Baczyńskiego po Vargę.  
 
Dwie tezy wydają się dla tej książki najistotniejsze: przekonanie, że to nieprzepracowana żałoba rządzi naszym postrzeganiem powstania oraz zderzenie dwóch toposów kulturowych, czyli toposu Konduktu (perspektywa powstańcza) i toposu Pochodu (perspektywa władzy komunistycznej). Napiórkowski pisze, że „zmarli pozostają politycznie żywi” – tam, gdzie nie ma sposobu na przeżycie żałoby, społeczeństwo popada w szaleństwo, skazane jest na ciągłe przeżywanie swojej winy wobec zmarłych. W tym porządku okazuje się, to fabuła Antygony jest pewnego wzorcem narracji pamięciowej, źródłem opowieści o polskich doświadczeniach powojennych. Ciało Polinika porzucone na miejskim placu to czytelne odwołanie do sposobu, w jaki władza (w tym porządku Kreon) traktowała AK. Polskie społeczeństwo zaś podzielone jest tak jak Antygona i Ismena, dwie siostry, z których jedna wybiera dalsze życie, a druga zgadza się na śmierć, bo taka będzie cena za przeprowadzenie pochówku i wypełnienie obowiązku wobec zmarłych.
 
Nieprzepracowana żałoba powoduje też, że upływ czasu ulega zawieszeniu: wciąż żywe są lęki,  i mity, które wyprodukowaliśmy w latach 40. Już w 1945 roku, gdy prowadzono ekshumacje, zrodziła się legenda miejska o porywaczach ciał – po Warszawie krążyły plotki na temat wojska, które otwiera prowizoryczne groby i grzebie AK-owców w zbiorowych mogiłach z AL-owicami, by zmienić proporcje, pokazać, że to AL walczyła przede wszystkim w powstaniu. Ten lęk w zmienionej trochę formie wciąż się odzywa, czego najlepiej dowodzi list, jaki wysłano w czasie budowy II linii metra, zarzucając władzom miasta, że wyrzucają potajemnie ciała powstańców, na jakie natrafiły ekipy budowlane drążące tunele. Trwałe są nie tylko lęki, ale też propagandowe slogany, używane w drugiej połowie lat 40.,  gdy propaganda komunistyczna próbowała nie dopuścić do stworzenia kultu bohaterów i zarzucano AK antysemityzm. Dzisiaj, gdy pod oknami maszerują bojówki ONR-u chyba bardziej niż kiedykolwiek wcześniej jest potrzebna dyskusja o antysemickich postawach Polaków, ale okazuje się ona absolutnie niemożliwa, ponieważ ten, kto próbuje ją rozpocząć, odsądzany jest od czci i wiary. I tak próby rozliczeń dokonywane 70 lat po wojnie zrównuje się z atakami propagandy komunistycznej sprzed 70 lat.
 
Ostatni rozdział książki Napiórkowskiego nosi tytuł Relikwie i towary, i wydaje mi się on niezwykle słuszny. Autor pokazuje bowiem, jak powstanie warszawskie zmienia się w logo – że relikwie powstańcze zaczynamy traktować jak towary, że muzeum Powstania Warszawskiego w swoim pragnieniu popularyzowania wiedzy o 1944 roku uczyniła z niego atrakcyjną markę, z którą wiążą się kolejne gadżety: gry, aplikacje, wlepki, ubrania. Że pragnąc przywrócić powstaniu wartość, jakiej odmawiano mu przez 50 lat, uczyniliśmy z niego jarmark – w kolejnych rekonstrukcjach historycznych, wystawach fotograficznych, akcjach animacyjno-kulturowych. 
 
Napiórkowskiemu udaje się to, na co niewielu piszących o powstaniu jest w stanie się zdobyć – zachowanie wyważonego tonu, merytoryczna analiza to mocne strony tej książki. Najważniejsze jest jednak to, że autor potrafi wyjść poza zastane schematy interpretacyjne i choć pisze o wszystkich konfliktach i wątłych rozejmach politycznych i społecznych, to jednak za każdym razem proponuje ciekawe narzędzie interpretacyjne, taką perspektywę, która pozwala mu rzucić jakieś nowe światło, wyjść poza ciąg znoszących się opozycji.

Comments

Komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *