Najlepszy w piciu

Grzegorz Franczak, Kobierki
Lokator 2014

W kuchni drezno i stalingrad: na podłodze tłuczeń z butelek i szklanek, resztki pizzy, reszta spleśniała w piecu (…). Papiery porozrzucane, drzwi na balkon otwarte, zimno jak w psiarni. 

Ten krajobraz po bitwie to obraz otwierający konfesyjną powieść Franczaka o osuwaniu się i wychodzeniu z alkoholizmu. Powieść intrygującą, choć w równym stopniu irytującą.

Bohater – prawie 40-letni Bobi – pracuje na włoskim uniwersytecie, wykłada literaturę polską i przeżywa głębokie kryzysy duchowe: a to rozstanie z długoletnią narzeczoną, a to własne wewnętrzne burze. Zagryza się, pogrąża w piciu, rozbija drugi związek. W końcu decyduje się na odwyk i wraca do Polski. Całą terapię odbywa w Kobierzynie i czas jej trwania wyznacza tutaj zasadniczy czas opowieści, uzupełniany licznymi wspomnieniami.

Choć to powieść debiutanta, to nie zawiera ona nieporadności i błędów właściwych juveniliom. Franczak − jak jego bohater, jest pracownikiem naukowym, polonistą, więc jego świadomość formy i języka wykracza poza zdolności debiutanta. Narracyjny ciąg alkoholowy zostaje tu przerwany i zastąpiony ciągiem zwierzeniowym i rozliczeniowym. Strumień świadomości, histeryczne poszukiwanie błędu w sobie zostaje tu ujęte w uporządkowaną, zwartą formę pisemnych ćwiczeń, jakie narzucają organizatorzy terapii: od powodów przyjścia na odwyk do perspektyw, jakie czekają po zakończeniu terapii.

W poniedziałek piszę zadanie czwarte. Nie przypuszczałem, że tyle mnie to będzie kosztowało. Myślałem, że po życiorysie będzie z górki na pazurki. A tu jak zejście ze szklanej góry bez raków na butach. Powoli. Mozolnie. I ciągły strach, że spadnę.   

Autor Kobierek nie spełnia jednak obietnicy, którą składa czytelnikowi. Powieść ta bowiem obiecuje, że pokaże całkowity upadek bohatera. Mamy zobaczyć człowieka na dnie, kogoś, kto staje w obliczu pustki, nie ma nic. Tak się jednak nigdy nie dzieje, bo Franczak wciąż pokazuje Bobiego jako prawdziwego kozaka, gieroja.  Zawsze (nawet w piciu) jest najlepszy, w szkole najpilniejszy, na pracy najbardziej się przykłada, ma najmocniejszą głowę. On jest też najbardziej winny rozpadom swoich związków, on najbardziej przeżywa terapię, on najmocniej dręczy się swoim upadkiem. Nigdy jednak nie porzuca maski – kryguje się na sportowca, namiętnego kochanka, niewdzięcznego, oziębłego syna. Jedna maska ustępuje drugiej, ale Bobi wciąż przekonany jest o swojej wyjątkowości, przeżywający własną intensywność, zadowolony ze swojego sangwinicznego usposobienia.  A czytelnik cały czas czeka na kogoś, kto dotarł do ściany, stanął na krawędzi. Jego wyższość wobec otoczenia nie znika nigdy, bo nawet po zakończeniu terapii doradza innym, traktuje ich z góry, w sposób pryncypialny poucza i komentuje ich decyzje. Ta nieumiejętność postawienia bohatera wobec kompletnej nagości życia sprawia, że nie udaje się tu zarysować alkoholowego dna, które zamierzał przedstawić autor.

Gdy już, już w zakończeniu pojawia się szansa na tak pożądaną konfrontację z samym sobą, z pustką, gdy bohater kończy terapię, spotyka się z ukochaną Ri., która odeszła do innego mężczyzny, Franczak nie rozwija tego wątku, bo musi zrealizować zaplanowane przez siebie zakończenie, w którym przeprowadza polemikę z Pilchem i rozwiązaniem fabularnym w jego Pod mocnym aniołem. Bo o ile u Pilcha od alkoholizmu ratuje miłość, o tyle u Franczaka nie ma szans na taki happy end, bo – jak głosi zasadnicza teza tej powieści – nie ma żadnych zewnętrznych okoliczności łagodzących dla alkoholizmu i nie ma też żadnych zewnętrznych czynników, które wyjście z niego umożliwiają. Wszystko zależy od jednostki, od jej uporządkowania, siły psychicznej, woli życia.

Być może nie dość nisko jeszcze upadłem. Może upadania i upadlania nie dopełniła się miara. Jakbym chciał raz jeszcze dotrzeć do krawędzi i kurczowo się jej uchwycić. Doczołgać się tam, gdzie nie ma pytań. O sens. O cel. Żadnych „po co” i „po kogo”. Żadnych wydumanych „w imię czego” i „proszę ja kogo”.  
 Mocne, konkretne, ale jakoś mnie nie ujęło. Za dużo tu Franczaka-pisarza, a za mało autentyku.

Comments

Komentarzy

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *