Najlepiej malują matematycy i fizycy

Hanna Krall, Sześć odcieni bieli i inne historie

Dowody na Istnienie 2015
 
Reklamowanie Hanny Krall jest zajęciem dość idiotycznym i niepotrzebnym, ale Sześć odcieni bieli wydaje się wyróżniać w i tak genialnym dorobku autorki. To książka zbierająca reportaże z lat 70. i 80., w których widać fascynujące zderzenie: teksty głęboko osadzone w paździerzowym PRL-u, są jednocześnie ostre i aktualne, z nowoczesnym rysem psychologicznym i mistrzowską ironią.
 
Fascynująca jest historia stojąca za zgromadzonymi tutaj tekstami – bo Sześć odcieni bieli gromadzi teksty z trzech tomów Krall. Pierwszy, pod tym samym tytułem, ukazał się w 1978 roku. Drugi, zatytułowany Trudności ze wstawaniem, wyszedł w nielegalnym, drugim obiegu w 1988 i zawierał dwa tomy reportaży z lat 80. (Katar sienny i Szczęście Marianny Głaz), których publikację państwowa cenzura powtrzymała w ostatniej chwili, mieląc większość z nakładu wydrukowanego przez Wydawnictwo Literackie. Jak podają Dowody na Istnienie w nocie wydawniczej:  wydrukowane już książki w latach 80. zniszczono, a skład drukarski przetopiono. Cóż, jak widać rację miał Bułhakow, gdy pisał „Rękopisy nie płoną”.
Krall używa nowomowy przeciwko PRL-owi. Zawsze wprowadza ją jako mowę cudzą, ustawia cytaty tak, by szydzić z polityki społecznej, z oficjalnego dyskursu chwalącego rozwój i postęp społeczny. W jej reportażach zderzają się „pozytywne czynniki rozwojowe” oraz „pewne skrajności”. Według oficjalnej prasy PRL-u „pewne skrajności” to margines socjalistycznej rzeczywistości, tymczasem Krall zmienia tę proporcję, obnaża stojące za nią kłamstwo. Reportaż Nieuwiara czy teksty o skazanych przestępcach kryminalnych udowadniają wyraźnie, że „pozytywne czynniki rozwojowe” nie istnieją, że społeczeństwo pije, bije, kradnie i wiesza się, pogrąża się w anomii. Krall wyławia bezbłędnie te marginalizowane i pozornie nieistotne „pewne skrajności”, by postawić je w centrum swojej narracji. Pokazuje powszechną zawiść, materializm społeczeństwa skazanego na walkę o każdy domowy przedmiot, zabobon i giętkość światopoglądową, podporządkowanie władzy i przysięgi na krzyż i krew. Zawiedzie się jednak ten, kto szukałby u niej sensacyjnej kroniki kryminalnej, bo Krall najbardziej interesuje szary człowiek – emeryt uprawiający ogródek, żona dawnego stachanowca, nadmiernie wykształcona pracownica spółdzielni chałupniczej, hodowca gołębi, oszustka żyjąca za pożyczane notorycznie pieniądze, czytająca autorce wiersze Ewy Lipskiej jako własne.   
 
Mistrzowskie Trudności ze wstawaniem opowiadają o chłopaku, który pisze donosy w 1978 roku, a jednocześnie czyta Herberta i obiecuje sobie, że nie weźmie za donosy pieniędzy. Dolly Korewa to historia kobiety wyrzuconej z uniwersytetu w 1968 roku, zmuszonej do podjęcia pracy fizycznej. Niczym bohater Kundery, Dolly zaczyna malować mieszkania, organizuje ekipę złożoną z samych inteligentów. Skład brygady malarzy zmienia się jednak w zależności od represji, a w 1976 zasilają ją nowi bezrobotni. Katar siennywykracza daleko poza reportaż ku literaturze i fikcji, komplikuje formę. To opowieść o wiejskiej nauczycielce, którą rzeczywistość przyprawia o tytułowy katar sienny. Miłość na Fabrycznymopowiada o konkubinacie na biednym, robotniczym osiedlu, o przyzwoleniu społecznym na bicie rodziny, męskie picie. Romans prowincjonalny – o związku dwojga robotników, którzy swój romans muszą wpasować w życie zakładowego kolektywu i szare PRL-owskie realia.
 
O stylu Krall pisze się często, że to „ascetyczna jednolitość”, że cechuje ją skrót, kontrast, opis detalu, narracja personalna. Jak pokazuje lektura Sześciu odcieni bieli, ta technika się nie starzeje, ciągle jest nowoczesna i ostra. Ten zbiór czytać można jak szereg małych arcydzieł – Nieuwiara opowiada o zbrodni, której całą książkę poświęcił  Wiesław Łuka (Nie oświadczam się). Krall pisze zupełnie inaczej niż Łuka, jest lapidarna, bardziej skrótowa. Pewne jej zdania nie pozwalają zasnąć w nocy: „jak się morduje, to się trochę trzeźwieje” – mówi jeden z jej bohaterów. Ta technika opowiadania cudzym głosem jest ciągle mocna, daje piorunujący efekt. Równie wstrząsający, choć zdecydowanie bardziej kameralny jest reportaż Haj nabyty o bezradnych rodzicach-robotnikach obserwujących powolne pogrążanie się syna w narkotykowym nałogu. Tutaj właśnie rysuje się, charakterystyczna dla Krall, umiejętność przejścia od wąskiej, indywidualnej historii do szerokiego uogólnienia. Przypalający trawę i eksperymentujący z heroiną chłopak uważa bowiem, że brak porozumienia między nim a rodzicami wynika z faktu, że starsze pokolenie przyzwyczajone jest do życia w jarzmie, do poprzestawania na małym. Ojczym cieszy się, że wylosował dywan, bo tylko 6 rzucono na całą fabrykę, matka żyje w trybie: praca, dom, „dziennik” w telewizji, jest  zadowolona, gdy dostaje obraz Matki Boskiej. Syn-narkoman ocenia ich:
 
Myślą, że sami to wybrali, że chcą. Albo może chcą naprawdę, bo nic innego, żadnego innego życia nie wyobrażają sobie.  
 
Widać tutaj zatem niezwykłą woltę, bo najtrzeźwiej myślący okazuje się tu chłopak stale myślący o gandzi. Jego sądy są najbardziej przenikliwe.
 
W latach 90. często pisano, że polski reportaż dzieli się na linię Kapuścińskiego i linię Krall. Linia Kapuścińskiego to reportaż historyczno-polityczny, pokazujący uwikłanie człowieka w system, tymczasem linia Krall to linia społeczno-obyczajowa, skupiona na życiu codziennym, a nie na świecie politycznym. Ta teoria wydawała mi się zawsze krzywdząca i upraszczająca, niesprawiedliwa wobec Krall. Właśnie w Sześciu odcieniach bieli widać wyraźnie, że autorka potrafi opisywać wielką politykę, nie wychodząc poza opis małego mieszkanka, w którym rezyduje 6 dorosłych osób – tak dzieje się właśnie w Portrecie rodziny Z. we wnętrzu. Mało kto potrafi tak przedstawiać biedę, jak Hanna Krall i bieda u niej ma wymiar nie tylko społeczny (choć oczywiście reportaż ten jest oskarżeniem polityki PZPR), ale szerzej – egzystencjalny. Krall pokazuje bowiem, jak zawężają się perspektywy życiowe ludzi pogrążonych w biedzie, w jakich warunkach muszą oni funkcjonować: pobudka o 4 rano, droga pieszo do stacji kolejowej, dojazd do warszawskich fabryk, powrót do domu po zmierzchu. Gdzieniegdzie tylko przewija się pytanie o samobójstwo, które nigdy jednak nie staje się zagadnieniem pierwszoplanowym. Jego stała obecność wprowadza tu jednak dramatyczny wymiar, pokazuje tragiczną głębię życia robotniczego.
Trudno w ogóle spuentować ten tom, znaleźć jakąś myśl podsumowującą całość. Lepiej czytać Krall ciągle na nowo i jej kolejne tomy. 

Comments

Komentarzy

2 komentarze

  1. Ja się na Kapuścińskiego patrzeć w ogóle nie mogę, czytałam to pasjami w liceum. To jest chyba jakiś etap rozwojowy, bo moi studenci namiętnie pisują o nim prace. Tymczasem Krall grzeje jak mało kto.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *