Mięso w HD

Jakub Wiśniewski, Robak

Wydawnictwo Filtry 2022

 

Mięsem, i do tego oglądanym w HD, są w tej powieści kobiety i to jest właściwie cała rola, jaką tu spełniają. Jak mięso też nie zabierają głosu. Bo to nie jest powieść o kobietach, to jest powieść o mężczyznach, którzy nienawidzą kobiet.

I jest to też powieść o przemocy wobec kobiet, o ich instrumentalnym traktowaniu – ale rozliczenie dokonuje się tutaj w męskim świecie, w dwóch zbiegających się cały czas narracjach, monologach Robaka i Onana. Obaj też reprezentują dwie odmiany tego samego samca – z pretensjami do świata, z listą oczekiwań, zakłamanego przemocowca, spoglądającego na kobietę jak na ciało, które powinno być mu poddane. Różnica między nimi jest jednak znacząca: Onan wydaje się lepiej przystosowany społecznie, głębiej ukrywa swą jaskiniowość, kryje ją pod lekką cwaniakowatością i głupkowatością. Jednocześnie do pogardy wobec kobiet dobudowuje zawsze jakieś uzasadnienie, choć jest ono nadzwyczaj wątłe i intelektualnie dziurawe: kobiety są egocentryczne, nudne, wciąż czegoś spragnione i nie jest to nigdy seks bez zobowiązań, tylko przede wszystkim zobowiązania. Onan jednak wie, jakie są normy społeczne, rozziew pojawia się między tym, co mówi na początku a jego maskowanymi oczekiwaniami. Robak tymczasem nie potrafi swej pogardy ukryć, nie jest w stanie wysilić się na jakąkolwiek próbę relacji czy kontaktu, jest wyłącznie popędowym samcem, rozbierającym napotkane kobiety przy użyciu spojrzenia. Kobieta składa się z części mięsnych, interesujących dopiero gdy zostają oprawione w konkretną ramę pornograficzną.  Uzależniony od porno, widzi w nim swoją niszę, to jest jego naturalne środowisko życia, w które zapada się po przyjściu z pracy.

Brak kobiet – poza pobocznymi zupełnie dwiema bohaterkami – tej fabule i jej wymowie służy. Wiśniewski czuje, że napięcie nie rozciąga się tu na osi kobieta-mężczyzna, że wprowadzenie jakiejkolwiek znaczącej kobiecej postaci zupełnie skrzywiłoby sens. Bo to nie jest – by użyć banału – historia, w której kobieta miałaby jakąkolwiek rolę do odegrania: nie może przecież tłumaczyć mężczyznom, że jest osobą i z tego powodu na przykład należy jej się szacunek oraz nie można jej gwałcić. Gdyby taki wątek się pojawił, Wiśniewski zjechałby na poziom pyskówek w mediach społecznościowych, a jego tymczasem interesuje zupełnie inna sytuacja – taka, w której to mężczyźni szukają sankcji dla przemocy, w której naturalizują swoje potrzeby, nazywając je instynktami i przerzucając odpowiedzialność za nie na społeczeństwo.

I choć jest to powieść przegadana, w której z 50 stron monologów obu bohaterów można by bez żadnych strat wyciąć, to mam poczucie, że Wiśniewski wykonuje tu kilka bardzo ważnych figur. Po pierwsze, to jest powieść o pornografii bez pornografii, bez seksu, bez żadnej sceny. W jednym z najbardziej zakręconych filmów ostatnich lat, „Titane” w reżyserii Julii Ducournau, chodzi między innymi o to, by sproblematyzować pożądanie i nie przedstawiać kobiecego ciała jako nośnika pożądania. I choć temat ten podlega w ciągu fabuły różnym przebudowom, to jednak w pierwszej scenie widzimy wijące się ciała w seksownych strojach. Tej ekspozycji Wiśniewski unika, udaje mu się całkowicie oczyścić „Robaka” z jakiegokolwiek podniecającego brudku, nęcącego grzechu. Po drugie, to jest powieść o gwałcie bez gwałtu – i znów nie wynika to z lekceważenia, ale raczej właśnie z wyższego rodzaju świadomości, bo Wiśniewski nie tylko o swoich dwóch bohaterach pisze, ale też stawia przed sądem kulturę, która pozwala takim słabiakom funkcjonować. A nasza kultura z całą pewnością jest kulturą gwałtu, bo nie tylko go rzadko penalizuje, ale też posługuje się jego słownikiem, gdy chce zaatakować i poniżyć [LINK]. A przede wszystkim gwałt zamienił się w topos kultury i jako scena zawsze opowiada o czymś innym. Jest przezroczysty, staje się więc medium innej narracji (patrz Maggie Nelson w „Czerwonych fragmentach”, a ostatnio Roxane Gay w „Złej feministce”).Wiśniewski robi więc wymyk, ucieka w bok, chowa sprzed oczu osób czytających scenę gwałtu, choć pokazuje wcześniej rozpaczliwy bieg Robaka po mieście, dramatyczne polowanie, takie ultimate hunting (nazywane przez Robaka „wizytą w sklepie mięsnym, rzeźnią, świniobiciem, królewskim polowaniem”),które ma przywrócić nadszarpniętą godność. To jest scena jak z gry komputerowej, gdy podążamy za bohaterem, tylko że tutaj celem jest dalsza albo nawet ostateczna destrukcja kobiecego ciała, bo nawet w chwilach gdy Robak odbija się od kolejnych kobiet, wciąż są one dla niego tylko zlepkiem włosów, ust, piersi, nóg i tyłków – i do tego zlepkiem mu wrogim, złośliwie odmawiającym poddania się. Każdej z nich Robak wystawia ocenę raczej niską, choć jednocześnie dygoce z pożądania.

 

Wiśniewskiemu o sąd na kulturze chodzi tu przede wszystkim, o ustawienie na pierwszym planie tego, co stanowi wieczne usprawiedliwienie – przemoc domowa, pornografia, słabsza pozycja zawodowa mężczyzn i oddanie kobietom głosu: Robak zaczyna oglądać porno w domu, podbiera gazety ojcu, Onan wylatuje z pracy, bo koleżanka oskarża go o molestowanie. Mężczyznom ciągle coś dolega, i bohaterowie Wiśniewskiego doskonale wyczuwają ten trend, wiedzą, że mogą się ukryć za jakimś zjawiskiem, które pozwala im na słabość. I ta hipokryzja, ten rodzaj paradoksalnego splotu właśnie Wiśniewskiego interesuje.

Dawno już żadna powieść mnie tak nie zmęczyła – ale taki jest właśnie cel „Robaka”: ujawnić słabość, zakłamanie, pokazać niczym nieskrępowane, jałowe przebiegi myślowe jego męskich bohaterów w kryzysie. Tu nie ma być przyjemnie i nie jest.

 

 

 

 

Comments

Komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *