Kwestionariusz tłumaczy – Teresa Tyszowiecka blasK!

  1. Kiedy przełożyła Pani swoją pierwszą książkę?

Pierwszą książkę – „Magical Child” J.C. Pearce’a przełożyłam w lecie 1981, ale zanim została oddana do druku, nastał stan wojenny i maszynopis został w zaplombowanym wydawnictwie, a gdy po roku – hokus pokus! – plombę zdjęto, maszynopisu nie było. Następną książkę przełożyłam prawie dziesięć lat później – ta wyszła – i odtąd zostałam na dobre tłumaczką.

2. W jakim rytmie Pani pracuje?

Rano czytanie, wieczorem pisanie. Środek dnia – jak najdalej od tego wszystkiego, optymalnie na słońcu.

3. Dlaczego tłumaczenie może być przyjemne? Czy jest raczej źródłem cierpień?

Co w tłumaczeniu jest przyjemne? Stan skupionego rozproszenia, oglądanie przepływu myśli… pomysły przesuwają się, nie to, już mniej nie to i wreszcie TO ! Jest w tym coś z zen. Generalnie jednak to zajęcie wymaga nieugiętej samodyscypliny, przesuwa spektrum psychiczne w kierunku masochizmu i mizantropii, niezrozumiałych dla otoczenia.

4. Czy jest jakiś autor, którego się Pan boi?

Lintona Kwesi Johnsona!  Uprzedzono mnie, że wszyscy moi poprzednicy się poddali, więc cieszyłam się, że będę pierwsza, lecz… nie udało mi się przełożyć ani jednej zwrotki, nawet przy akompaniamencie Inglan is da Bitch.

5. Co wywołuje największą radość tłumacza? A co jego rozpacz? 

Radość tłumacza: kiedy zostanie zauważony jako współautor książki. Co doprowadza do rozpaczy? Mętna myśl oryginału – na poziomie, na jakim w Polsce żadna redakcja nie przyjęłaby tekstu ani od autora, ani od tłumacza. Wielopiętrowa intryga, której kulminacją jest product placement lodów, chrupek, lub plasteliny playdough.

6. Kiedy stawia Pan kropkę?

Kiedy stawiam ostatnią kropkę? Po tym, jak się zarzekłam, że postawiłam już ostatnią kropkę.

7. Jaka jest pozycja tłumacza w Polsce?

Poważnie niedoceniana.

8. Czy tłumacz jest mecenasem literatury, jaką przekłada? Promotorem języka obcego?

Czasami. Dotyczy to pewnie mało znanych języków i literatur.

9. Czy tłumacz coś musi? A może czegoś mu nie wolno?

Nie tyle musi, ile powinien, wywołać w czytelniku spójny nastrój, ergo pozwolić mu zatracić się w lekturze. Tłumacz, jak pisarz, reżyser teatralny i filmowy tworzy pewną iluzję,  której ważnym elementem jest jego własna niewidzialność.

10. Do jakiego stopnia przekład uruchamia nowe możliwości polszczyzny?

Do granic (zdecydowanie pojemnych i elastycznych) tej polszczyzny. Każdy język ma swoją specyfikę i „wdzięczne” obszary do eksperymentowania.

11. Czy tłumaczenie może stworzyć język, którego nie ma w języku docelowym? Jakiś socjolekt? Dialekt?

Czasami musi. Tak wyglądają np. tłumaczenia Białoszewskiego, futurystów…

12. Czy można przygotować przekład, który nie będzie się starzał?

Pewnie nie, mimo to francuskojęzyczne tłumaczenia Ważyka brzmią bardziej nowocześnie od młodszych o dwie dekady tłumaczeń Stolarka, Może przekłady, jak ludzie, starzeją się w różnym tempie. 

13. W jakich rejestrach szukała Pani inspiracji do przekładu nominowanego do nagrody?

Afrykańskie korzenie UFO obudziły we mnie ducha „tall tales”, niestworzonych opowieści, relacjonowanych zdyszanym głosem blagiera, prostaczka (jakkolwiek chwilami bardzo wyrafinowanego) a jednocześnie człowieka czującego, który cierpi, wspomina, rozpamiętuje, kocha. Tego głosu nie wolno mi było zdradzić, więc nie stroniąc od humoru starałam się wystrzegać łatwej protekcjonalności. Pracowałam intuicyjnie, bez żadnej metody, dbając tylko o spójne „centrum tonalne” każdego epizodu. Próba oddania dłuższych, funkowych partii złożonych z jednosylabowych słów byłaby męczącym wyżymaniem polszczyzny, podobnie jak ogrywanie kreolskiego patois. Starałam się być wierna emocjom utworu, a ośmielona nowatorskim duchem oryginału – eksperymentowałam tam, gdzie znajdowałam wdzięczny grunt w naszym języku – nigdy jednak wbrew centralnej intencji oryginału. Zdarzały mi się drobne „opuszczenia” i drobne „naddatki”, mieszczące się jednak w spektrum materii, z jakiej Autor uprządł swoją opowieść. Czasem myślę, że głos i tętno przekładu UFO dziedziczą najgłębsze DNA nie z funkowej synkopy, calypso i poezji jazzu, ile  Brzechwy, Tuwima, Themersona.  

Comments

Komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *