Książki, po które nie należy sięgać

Poniżej lista skromna i subiektywna – dla tych, którzy omijając półki ze wszystkimi wyżej wymienionymi książkami, będą jednak z uporem próbowali szukać literatury.

Lato to sezon dobry na czytanie – spokojnie można przejrzeć to, co wyszło na jesienne lub wiosenne targi książki, sięgnąć po klasykę (niedawno były urodziny Wiktora Hugo, może więc Nędznicy – 4 tomy świetnej przygodówki!). Trzeba tylko uzbroić się w cierpliwość i udawać, że nie widzi się dziesiątek książek tzw. wakacyjnych. Lekkich i przyjemnych, pełnych ciepła i humoru, wciągających lektur na lato: pod tymi frazesami kryje się z reguły literatura pisana szybko, bezmyślnie, tłumaczona na kolanie. Jeśli zobaczą więc Państwo którąś z tych rekomendacji – książkę należy odłożyć. Jeśli zobaczą Państwo na okładce pole lawendy, plażę ze słońcem, kobiecą misterną fryzurę (tył kobiecej głowy na okładce to klasyk i wskazówka nędzy w środku – wyjątek stanowi Alice Munro), tudzież kobiecą twarz z rozwianym włosem i nieprzytomnym spojrzeniem – należy przejść do innego regału w księgarni.

Tu konkrety:

  1. Jaume Cabré, Agonia dźwięków, Marginesy 2017 – bo zawsze uważałam Cabré za pisarza dobrego, takiego rzemieślnika ze średniej półki, choć w Polsce przyznaje mu się status nowego geniusza. A ponieważ pompowanych geniuszy mamy aż nadto, tego sobie odpuszczam.
  2. Monika Piątkowska, Biograficzne śledztwo, Znak 2017. Pisałam już o tej książce, ale jej świetna sprzedaż uświadamia mi, jak mało wiemy o gatunkowych normach biografii. Tymczasem te fikcje, która wymyśla Piątkowska, żeby zamalować białe plamy w biografii Prusa, są po pierwsze rzewne, po drugie – kompletnie nieprawdziwe. Na jej szczęście za to nieweryfikowalne.
  3. Ece Temelkuran, Turcja: obłęd i melancholia, Książkowe Klimaty 2017 – kupiłam tę książkę przed Big Bookiem, bo Temelkuran była gościem festiwalu. Przeczytałam z rosnącą frustracją. To ważny tekst, wyjątkowo ważny problem, czemu jednak taki słaby esej? Dlaczego autorka zniża się do poziomu mediów, streszcza, prezentuje, opowiada jak o baśniowej krainie? Będę jeszcze o tym pisać, to ważne dla mnie pytanie, bo mam wrażenie, że jako czytelnicy pozwoliliśmy pisarzom spocząć na laurach, że oczekujemy tekstów o istotnych problemach, a nie istotnych tekstów. Przestała nas obchodzić dobra literatura.
  4. Mariusz Urbanek, Makuszyński. O jednym takim, któremu ukradziono słońce, Czarne 2017. Bo zarzucać swemu bohaterowi, że pisał efektownie, samemu robiąc to samo, to jakaś wyższa forma hipokryzji. Urbanek zaostrza konflikty, wyjaskrawia sytuacje. Za dużo fajerwerków, żeby dało się w tę historię uwierzyć.
  5. Krzysztof Varga, Egzorcyzmy księdza Wojciecha, Wielka Litera 2017. W nocie wydawniczej przeczytać można: Dziesięć opowieści, których bohaterowie wystawieni są na ciężkie próby. Tymczasem dla mnie lektura Vargi – od czasu Masakry – to właśnie jest ciężka próba.

 

A teraz kategorie zbiorowe:

Żadnych Dziewczyn… – ani z Solidarności, ani z konspiry, ani od Andersa, ani z Syberii – bo to lektury żałosne, snobistyczne, bezmyślne. Pseudofeministyczne.

Nie przeczytam niczego o zdrowym żywieniu, nic z serii ekologicznych, nic o skandynawskim szczęściu – bo nie temu służy literatura. Nie sięgnę po żaden polski reportaż zaangażowany w bieżącą sytuację społeczno-polityczną, bo teksty z reguły są słabe, pisane w gorączkowym pośpiechu, żeby zdążyć zanim wygaśnie dany trend. Często nie różnią się poziomem analizy od prasowych artykułów, a gazetę na urlopie kupić mogę w każdym kiosku.

Następny wpis – o książkach, które polecam do lektury. Nie tylko letniej.

Comments

Komentarzy

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *