Wojciech Chmielarz, Farma lalek
Czarne 2013
Ponieważ kilka lat temu wszystkim zaczęło się wydawać, że kryminał napisać jest łatwo i rynek zalała fala polskich zrzynek z literatury amerykańskiej i skandynawskiej, sama rozstałam się z tym gatunkiem. Wracam do niego jednak powoli, bo to jeden z moich ulubionych i nie mogę się powstrzymać przed czytaniem kryminałów, choć ilość drukowanych teraz książek przytłacza nawet najbardziej namiętnych wielbicieli tego nurtu.
Farma lalek Chmielarza to świetnie wymyślona i dobrze napisana (co niestety niezbyt częste połączenie w literaturze popularnej) historia o nowych przygodach komisarza Mortki. Śledczy, którego znamy już z Podpalacza, z powodu konfliktu z przełożonym ląduje za karę w Krotowicach, małej miejscowości w Karkonoszach. Dystansuje się od kolegów, spędza czas na przeczekiwaniu, liczy dni do końca zsyłki. Wszystko zmienia się jednak, gdy dostaje zgłoszenie o zaginięciu 12-latki. Mortka to właściwie polski odpowiednik Kurta Wallandera z cyklu Henninga Mankella: rozwiedziony, mało pamiętający o własnych dzieciach, zatopiony w pracy i cyniczny, ze świadomością, że jego poświęcenie nic nie zmieni. Świetny śledczy, który gubi się w życiu codziennym, pralni i kuchni, fatalnym jedzeniem doprowadzający się stopniowo do stanu przedzawałowego.
Chmielarz okazuje się tu mistrzem zmyłek – bo gdy giną dwie dziewczynki, a aresztowany zostaje pedofil, wydaje nam się, że wiemy już, jak potoczy się cała historia. Jednak autor plącze nam szyki, dwa razy wykonuje gwałtowne zwroty i zmienia zupełnie reguły śledztwa.
Początkowo wydaje się, że szukać trzeba pedofila, potem nagle w kopalni Mortka odkrywa zmasakrowane zwłoki kilku dorosłych kobiet. Szuka winnego, a wszystkim pracownikom krotowickiego komisariatu wydaje się, że odpowiedzialni są mieszkający w pobliżu Cyganie. Ich część miasta nazywana jest Harlemem, nikt nie ma nad nią kontroli, policyjne patrole nawet tam nie wjeżdżają, a wszyscy z pogardą odnoszą się do „czarnuchów”. W czasie, gdy toczy się śledztwo, narasta stopniowo konflikt między Polakami a Romami, młodzi napadają na siebie na ulicach. Wzajemne posądzenia i żywione od dawna uprzedzenia stają się siłą napędową dla przemocy.
Chmielarz ma świetne wyczucie linii dramatycznej, potrafi doskonale stopniować napięcie, wciągać czytelnika w świat podejrzeń Mortki. Jednocześnie jednak wypełnia i drugie zadanie: pokazuje, co takiego zepsuło się w świecie, że mogła pojawić się zbrodnia. Nie mamy tu do czynienia z podziałem na biało-czarne postacie, ale z wieloma odcieniami szarości, z prymitywnymi i jednocześnie prozaicznymi motywami zbrodni: chciwością, zazdrością, gniewem. Świat Chmielarza to w gruncie rzeczy nie świat wyrafinowanych zbrodni, a pospolitych przestępstw mocno osadzonych w polskich krajobrazie.
W tym sensie Chmielarz nie daje nam więc rozrywki – bo opisuje zjawiska, które wszyscy znamy i które wiążą się z głównymi problemami społecznymi: konflikty etniczne, bieda, niedoinwestowanie małych miejscowości, cięcia budżetowe, rozpad rodziny, handel żywym towarem, przemoc wobec kobiet i dzieci. Nie jest więc to proza egzotyczna, pozwalająca uciec od kłopotów. Wręcz przeciwnie – rozrywkowa forma służy tu czemuś więcej, karmi się nieuleczalnymi dysfunkcjami życia społecznego.