Zanim kompletnie zgłupiejemy od słów, które wypowiada nowa władza na temat 1944 roku, fragment z książki Marcina Napiórkowskiego Powstanie umarłych, które właśnie wydała Krytyka Polityczna.
Można więc powiedzieć, że obecność powstania warszawskiego w niektórych obiegach kultury przypomina dziś bardziej mechanizmy rządzące kulturową recepcją wielkich marek czy franczyz niż wydarzeń historycznych. I nie chodzi tu wcale o podważanie jego historycznej prawdziwości albo tylko o komiksową stylistykę, lecz o praktyki kulturowe, za których pośrednictwem do powstania odwołują się ci, którzy uczestniczą w jego zbiorowej pamięci. Tak rozumiany język „boomu pamięciowego” okazuje się więc zaskakująco kompatybilny z językiem współczesnego globalnego kapitalizmu, który dla coraz liczniejszych grup społecznych staje się oczywistym środowiskiem komunikacji. Zjawisko to nie jest w żadnym razie specyficzne dla Polski. Wręcz odwrotnie – do pamięciowych analogii przetłumaczonych na język gadżetów, logotypów czy seriali coraz chętniej odwołują się politycy, uliczni manifestanci i szerokie publiczności na całym świecie.
Świetna, mocna książka o pamięci powstania, o tym, dlaczego wciąż skierowana jest ona przeciwko władzy, że zmaga się w niej topos Konduktu i topos Pochodu.
Napiórkowski ma jedną ważną tezę: powstanie warszawskie to wciąż rozpacz i nieprzepracowana żałoba.
Powstanie Warszawskie stało się narzędziem walki politycznej, cynicznie wykorzystywanym przez obie strony. Zostało symbolem, którym można uderzyć w przeciwnika. A sama pamięć niknie gdzieś pomiędzy wraz z otwartą dyskusją.
Kim jest ta druga strona cynicznie wykorzystująca Powstanie jako narzędzie walki politycznej? Bo ja cyniczne wykorzystywanie widzę tylko po jednej stronie. W Miesiącach Brandys opisuje spotkanie poświęcone rocznicy Powstania (w czasach Solidarności lub tuż przed). Jeden z prelegentów, nie pamiętam kto to był, ale nazwisko znane i cenione, mówił o Powstaniu jako o tragedii narodowej. I Kazimierz Brandys wyczuł mróz bijący od słuchaczy. Nie chcieli tego słuchać.
Paulino, dziękuję za rekomendację, Książkę kupię
Ustalmy jedno – obie strony powstanie wykorzystują, ale też nie ma innej możliwości – nie da się mówić o nim w sposób neutralny. Te wydarzenia, które pozwalają nam na obiektywizm, tak naprawdę nas nie obchodzą, a jako neutralne wypadają z pamięci kulturowej.
Po drugie – nic dziwnego, że powstańcy w trakcie obchodów nie chcieli słuchać o klęsce. Wystąpienie wybitnie nie przystosowane do kontekstu. Po trzecie "Miesiące" Brandysa to książka, która miała na nowo właśnie obudzić patriotyzm i to w modelu walczącym, nawet jeśli to była walka a la KOR, więc w jakiś sposób to także manipulacja pamięcią, która miała uwypuklić jeden wątek dziejowy. Z "Miesięcy" akurat najbardziej zapadły w mi w pamięć fragmenty na temat podsłuchów i w ogóle ten klimat oblężenia – SB za każdą ścianą, to było przerażające.