- Czytaj dużo. Książki, recenzje, eseje krytyczne, nadesłane materiały prasowe, reklamy, próbki, fragmenty. Raporty na temat rynku książki, wywiady z pisarzami, pracownikami wydawnictw, przedstawicielami instytucji. To, że kochasz książki, nie wystarcza i nikogo też w gruncie rzeczy nie obchodzi. Musisz jeszcze coś o nich wiedzieć.
- Pisz mało tekstów krytycznych. Myśl o tym, co piszesz. Nie każda myśl, która przychodzi ci do głowy, zasługuje na to, by się nią podzielić ze światem. Blog to nie seks, żeby go uprawiać trzy razy w tygodniu.
- Publikuj jeszcze mniej. Myśl, co publikujesz.
- Nie pisz tego, w co nie wierzysz.
- Sprawdzaj swoje teksty – miłość do literatury nie zastąpi interpunkcji i poprawnej składni.
- Orientuj się w tym, co się dzieje także za granicą. Polski rynek wydawniczy w większość to przekłady – musisz wiedzieć, co się tłumaczy i dlaczego (a także to, czego się w Polsce różnych książek nie wydaje).
- Nie daj się wmanewrować w bycie słupem ogłoszeniowym. Twój tekst to nie bilbord do wynajęcia.
- Czytaj i podglądaj innych. Nie obrażaj się, nie głaszcz, ale pisz, co ci się u innych podoba. Klikanie buziek i like’ów nie zastąpi merytorycznej uwagi.
- Polemizuj, nawiązuj i kłóć się. Tekst polemiczny to nie jest hejterski komentarz, to dowód życia we wspólnocie.
- Wracaj do swoich lektur i swoich tekstów po jakimś czasie. Poprawiaj swój warsztat. Ucz się ciągle.
Punkt szósty – ja mam szalone obiekcje. Prywatnie oczywiście. Gdyby nie obowiązki recenzenckie związane z pracą dla dwóch portali, nie sięgałbym po żadne nowości, nie nasłuchiwałbym tego, co w trawie piszczy. Niemal nigdy. Nowość wydawnicza nie stanowi (dla mnie, co podkreślam) żadnej wartości.
Gdzieś napisałem u siebie, że książkowa blogosfera, akcje marketingowe wydawnictw, bieg(unka) za aktualnościami sprawiają, że mamy wrażenie, że istnieją tylko dwa rodzaje książek:
lektury szkolne i kolejne premiery, książki, które "zdobędą wiosnę".
Punkt szósty rzeczywiście trudny dość, ale ja najbardziej bym chciał, by za punktem dziewiątym podążało dużo więcej osób.
A ja jeszcze do szóstego nawiążę. Może popełniłabyś dłuższy tekst na ten temat?
Mieszkam w Niemczech i z moich obserwacji wynika, że wydaje się tu zupełnie innych autorów niż w Polsce. Mam jednak wrażenie, że ostatnio zaczęło się to zmieniać, co z kolei związane jest po części z powstawaniem niszowych wydawnictw, w których nie marktingowcy, ale miłośnicy literatury decydują o tym, kogo wydawać.
Bardzo chętnie poznałabym Twoje przemyślenia i doświadczenia w tym temacie.
A tak w ogóle podpisuję się pod wszystkimi dziesięcioma 🙂 Pozdrawiam!
Trafiłaś w punkt.