Dekalog czytelnika

  1. Czytaj codziennie. Czytaj swoim dzieciom codziennie.
  2. Rozmawiaj o tym, co czytasz. Zadręczaj znajomych opowieściami o fajnych książkach i ostrzegaj ich przed lipą.
  3. Chodź do księgarni, kartkuj, zaglądaj, podczytuj. Wybierz to, co ci się podoba.
  4. Książka nie ma terminu przydatności – czytaj to, co napisano sto lat temu, co wyszło dziesięć lat temu i co masz z biblioteki po dziadkach. Nowość nie jest lepsza od klasyki (a często dużo gorsza).
  5. Wierz bibliotekarzom.
  6. Nie wierz działom promocji, notom na książkach, blurbom.
  7. Zapomnij o listach bestsellerów. Albo lepiej – pamiętaj o nich i nie sięgaj po żadną książkę, którą na nich znajdziesz.
  8. Puszczaj książki w ruch – oddawaj swoje znajomym, pożyczaj od nich, wymieniaj się.
  9. Nie chomikuj, jeśli nie podoba ci się to, co masz, oddaj – komuś się spodoba.
  10. Książka nie jest święta, noś ją ze sobą, jedz nad nią, czytaj w tramwajach i kąpieli. Miej książkę zawsze przy sobie. Dzieciom pozwól czytać na nocniku.


 A co Wy o tym sądzicie? Jakie macie przykazania? 

Comments

Komentarzy

12 komentarzy

  1. I jeszcze dodałbym:

    11. Nie czytaj byle czego. Powiedzenie "nieważne co się czyta, ważne że się czyta", jest kłamstwem. To co czytamy ma ogromne znaczenie. Po co tracić czas na kiepskie powieścidła, czy etykiety na butelkach? (to tak również w nawiązaniu do dyskusji o 52 książkach).

  2. Aa, to Pan 🙂 pewnie, że się z Panem zgadzam. Chociaż wszyscy chyba żyją takim miłym mitem, że jak człowiek zacznie czytać, to w którymś momencie sięgnie po książki trudne i rozwijające, a nie będzie tłukł wciąż Margit Sandemo czy innych horrorów

  3. Wydaje mi się, że ktoś, kto po prostu lubi czytać, nie potrzebuje żadnego dekalogu i kieruje się raczej swoimi przyzwyczajeniami i preferencjami.
    Owszem, właściwie codziennie coś tam sobie czytam, ale jeśli jednak nie znajdę na to czasu albo ochoty, to nie mam z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia. Nie przyszłoby mi do głowy, żeby kogoś zadręczać rozmowami o literaturze – odniosłoby to chyba przeciwny skutek do zamierzonego. Bibliotekarzom nie wierzę od dnia, w którym właśnie w wypożyczalni gorąco polecono mi „Jesienną miłość” Sparksa. Na szczyty list bestsellerów na ogół nie trafiają wybitne książki, ale dobra literatura rozrywkowa – to się zdarza, więc ja tych list tak kategorycznie i z góry nie deprecjonuję. Książek nie rozdaję, bo lubię je mieć. Mogę ewentualnie pożyczyć, ale nie wszystkie pozycje i nie każdemu. Na dzieciach się nie znam, ale wyobrażam sobie, że te korzystające jeszcze z nocnika chyba nie potrafią czytać;).
    Natomiast zgadzam się z tym, żeby nie czytać byle czego, w każdym razie nie za często;).

  4. Jako bibliotekarz muszę wyjaśnić że większość z nas nie czyta Sparksa. Być może ta osoba miała tego dnia zbyt wielu czytelników którzy właśnie o niego prosili, i tak siłą rozpędu poszło i do Pani.

  5. A co jeśli ktoś chce tracić czas na kiepskie powieścidła i zamierza ich przeczytać dokładnie 52 w roku? Co wtedy? W ogóle nie rozumiem po co zastanawiać się nad tym, na co inni "tracą czas"?
    Powiało intelektualną bucerą z powyższych komentarzy…

  6. Proponuję w punkcie 1 dopisać, żeby tym dzieciom czytać Kierkegaarda albo innego Derridę. Potem nie będą tłukli Sandemo i horrorów. Groteskowa jest ta napinka intelektualna w dyskursie o czytaniu w kraju, w którym większość obywateli ma zupełnie gdzieś, że ktoś w ogóle czyta.

  7. Jasne, to mam sens. Ale tylko pod warunkiem, że potrafimy rozpoznać, że czytamy coś złego i nas to cieszy. Tymczasem większość czyta Coelho i jest przekonana, że to skończone arcydzieło.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *