Czy widziała pani grób Tamerlana?

Hanna Krall, Na wschód od Arbatu
Dowody na Istnienie 2015
Na wschód od Arbatu to zbiór stary, pochodzący z końca lat 60., wydany w PRL-u tylko dwukrotnie. Krall pisała te reportaże rosyjskie, gdy przebywała w Moskwie jako żona przy mężu – Jerzy Szperkowicz wyjechał do ZSRR jako korespondent  „Życia Warszawy”. Krall zbierała materiały do swoich tekstów i wysyłała je do „Polityki”.
 
Zebrane tutaj teksty przeznaczone były do publikacji w spętanej cenzurą prasie polskiej, stąd też część z nich może się wydawać dzisiaj zbyt zawoalowana. Krzywdę robi jednak tej książce Mariusz Szczygieł, gdy pisze, że Na wschód od Arbatu nie pokazuje nam dzisiaj ZSRR, że „to książka o sposobie pisania o Związku Radzieckim”. Rozumiem, że chciałby książki ostrzejszej, bardziej krytycznej, jak mówi sama Krall – „bardziej uczciwej”. Sądzę jednak, że Kobiety w kolorze lila, najlepszy chyba tekst z tego zbioru, usprawiedliwia wszystkie kompromisy i mowę ezopową.
 
Ten reportaż opowiada o kobietach w Związku Radzieckim, o robotnicach i lotniczkach z Armii Czerwonej, odznaczonych bohaterkach, które dwadzieścia lat po wojnie próbują radzić sobie z życiem. Kolor lila i lakierki damskie są tu symbolem elegancji i kobiecości, dwóch przywilejów, do których kobiety radzieckie zasadniczo nie mają prawa. Krall pisze zaś w zakończeniu:
 
Za wszystko, co przeszły, czego nie mogły przeżyć, czego nie zdążyły mieć – należą im się wszystkie lakierki świata i wszystkie kostiumiki „dżersi”, nawet w kolorze liliowym.
 
Nie dość, że jest tu cała Krall – ironia, niedopowiedzenie, sympatia i dystans do bohaterów, skrótowa fraza, skupienie na szczególe – to jeszcze maluje ona niezwykle subtelny, precyzyjny i plastyczny portret kobiet uwikłanych w historię. Portret, którym Hanna Krall pokonuje o całą długość wszystkie Łączniki, Sybiraczki i inne sentymentalne i głupiutkie opowieści o udziale kobiet w wojnie, które produkują na wyścigi różne polskie wydawnictwa. Sądzę, że o żołnierkach równie dobrze pisze tylko Swietłana Aleksijewicz. Bohaterki Kobiet w kolorze lila to byłe żołnierki, których odwagę, poświęcenie, siostrzaną więź obserwujemy dwadzieścia lat po wojnie, gdy toczą walkę z rzeczywistością socjalistyczną. Krall pokazuje je jako odznaczone bohaterki, świeckie święte, w fabrykach i na osiedlach wyjednujące łaski dla szarych obywateli. One same zaś nie mają odwagi upomnieć się o swoje życie, przywileje dla siebie. Tymczasem uhonorowane bohaterki nie są bowiem już kobietami, a „Bohaterami Związku Radzieckiego”, którzy nie mają prawa do rozwodu i alimentów, większego mieszkania, przyzwoitych mebli, wizyty u fryzjera.
 
System komunistyczny, nastawiony zaś na produkcję zbrojeniową, uderza w kobiety, to one padają bowiem ofiarą słabej aprowizacji. Ubrania najlepiej kupować na prowincji, w czasie wycieczek, bo potem nikt nie pyta, czy widziała pani grób Tamerlana, ale gdzie kupiła pani te lakierki. Ten jeden reportaż, o czasie, gdy bohaterki są zmęczone, wystarczyłby, by uznać Na wschód od Arbatu za książkę ciągle aktualną, bo nie jest to wcale studium dla potencjalnych reportażystów, jak zdaje się sugerować Szczygieł.  Obok tego reportażu znaleźć tu można jednak kilka innych świetnych tekstów – o szachistach, którzy w grze odnajdują tę przejrzystość zasad, której brakujemy życiu społeczno-politycznemu ZSRR. Krall nie dość, że opisuje ich jak gwiazdy rocka, celebrytów w blasku fleszy, to pokazuje jeszcze, że ucieczka w świat ściśle wytyczonych reguł jest często jedynym wyjściem z totalitarnej opresji. Pierwszy reportaż, Kawałek chleba, można czytać w dwóch perspektywach – jako opowieść o Polakach, którzy osiedli na Syberii, ginęli w 1937 i latach 40., teraz zaś mieszają się stopniowo z Buriatami i Rosjanami. Ale dla mnie jest to również tekst o obecnej Polonii – w USA czy każdym innym miejscu, gdzie żyje drugie i trzecie pokolenie emigrantów. Zapominające stopniowo język przodków, utrwalające w wyobraźni obraz Polski jako kraju sielsko-ubogiego.
Jerzy Szperkowicz w posłowiu pisze, że Krall „poluje na upatrzonego”, podąża za swoimi tematami i obojętna jest na te, modne i aktualne. Szuka swoich obrazów, innych historii. Ta jej indywidualna ścieżka sprawia właśnie, że teksty z lat 60., pisane pod ciśnieniem cenzury (można byłoby pokusić się tutaj o jeszcze inny wątek rozważań – jak cenzura, którą musiała ominąć Krall, by dotrzeć do czytelnika, wpłynął na kształt jej tekstów), wciąż są inspirujące. Widać to wyraźnie w tym tomie, który choć cieniutki, jest gęsty od znaczeń. 

Comments

Komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *