Czy lubiłaś tę książkę?

 

Dorota Masłowska, Kochanie zabiłam nasze koty
Noir sur Blanc 2012
Najnowsza powieść Masłowskiej nie jest jej powieścią najlepszą – co nie oznacza wcale, że jest to powieść słaba. Przeciwnie, autorka świetnie przedstawia w niej problem odrębności, pewnej ludzkiej „nieprzysiadalności”. Po poprzednich eksperymentach, w których ważniejsze było rozbijanie konwencji przedstawiania, Masłowska sięgnęła po temat – i to temat, który pozornie okazuje się ckliwy i wyjałowiony – samotność.
 
Fabuła – jak wszystkie historie tej autorki – okazuje się zupełnie pretekstowa, pozlepiana z historii różnych osób. Masłowska skupia się na postaciach nieudaczników funkcjonujących tylko dzięki lekom antydepresyjnym, przeciętniaków, którzy pomimo studiów sprzedają armaturę łazienkową. Jej główne bohaterki to fryzjerka Joanne i jej przyjaciółka Farah, pracownica korporacji, która znajduje się na samym końcu łańcucha hierarchii i „nosi przyciasny kostium od Zary”. Dziewczęce pretensje, humory, plotki stanowią tu zarówno wątek napędowy, jak i cel złośliwych ataków autorki, szydzącej z modelu kultury, jaki konstruują młode singielki z wielkich miast. Symbolem ich egzystencji jest tutaj dres do jogi i pigułki antykoncepcyjne. Masłowska potrafi doskonale imitować poetykę damskich plotek, ton i sposób ich wypowiadania:
ja lubię w ogóle chodzić, ale szybkim sprężystym krokiem, nie zaś powoli.
 
Masłowska kpi z modnych kawiarni i ich bywalców, z wzajemnego szacowania na podstawie metek przy ubraniach. O bywalczyniach modnych klubów pisze:
 
One nie znają Litości, żaden liczący się chirurg plastyczny w tym mieście nie ma tak na nazwisko!
 
Bohaterki Masłowskiej walczą z własną samotnością: pragną się zakochać, znaleźć mężczyznę, z którym będzie mogła ułożyć sobie życie i uprawiać dziki seks (bo to kryterium szczęścia i spełnienia według pism kobiecych). Samotność, spędzanie piątkowych wieczorów w domu oznacza nieatrakcyjność, jakiś rodzaj dysfunkcji. W przeciwieństwie do nich, bohaterka-pisarka (alter ego Masłowskiej) próbuje się ze zbiorowego życia wyłączyć. Wybiera taki sposób funkcjonowania, który pozwala na wtapiania się w tłum i wychodzenie z niego: spędza całe dnie w domu, próbując pisać. Obserwuje życie z zewnątrz i z daleka, z pozycji, której ani Joanne, ani Farah nie byłyby w stanie zająć, ale doświadcza też całkowitego roztopienia w zbiorowym ciele tłumu:
 
jak swędzi mnie (…) nos małej Koreanki po lewej, a w moim, a raczej: naszym żołądku przewala się wielka porcja kimchi, którą zjadła przed chwilą. Tymczasem jakiś staruszek wbija w moje udo strzykawkę z insuliną ręką młodej dziewczyny z matą do jogi; ktoś z odrazą łapie się na wspomnieniu jej pierwszego razu, a jeszcze inny drapie się pod naszą wspólną pachą. Moja tożsamość (…) zostaje wchłonięta, zassana, rozproszona.
 
Masłowska pada ofiarą mody na Amerykę, która staje się u niej jednym z bohaterów. Nie jest to jednak świat, jakie znamy z filmów Woodego Allena. Jej perspektywa bliższa jest stylowi Bellowa z Herzogaczy powieściom Rotha. Wyłapuje to wszystko, co nie ma lukru, daleka jest od turystycznych tras i zabytków. Prawdziwe życie jest – z jej punktu widzenia – gdzie indziej, w miejscach, w których rządzi tłum, brud, hałas.
 
W tej powieści powraca stara, znana już Masłowska – z jej grami językowymi i wyobraźnią, fiksacją na punkcie brzydoty. Ale widać tutaj też jej ewolucję, poszukiwanie nowych tonów i nowych tematów, oglądanie świata z nowych perspektyw. Z tego właśnie powodu Kochanie zabiłam nasze koty wydaje mi się lepsza niż Paw królowej.  

Comments

Komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *