Co w tym strasznego

 

Włodzimierz Nowak, Obwód głowy

Czarne, 2007
Nowaka w Obwodzie głowy interesują problemy ważne w życiu codziennym: przemyt papierosów, rozkwit burdeli, polsko-niemieckie małżeństwa „z rozsądku”, studenckie peregrynacje za dyplomem prawnika. Autor skupia się na szarym życiu miast przygranicznych, bezrobociu po obu stronach Odry, walce o inwestorów z Zachodu, zajmuje go upośledzenie byłej NRD w stosunku do landów zachodnich.  
Gubin i Słubice – przedstawione w reportażach Brzegi coraz bliżej, rybka daleko i Adam z Ewką żyli w raju wydają się Nowakowi polskim „dzikim Zachodem”. To miejsca, w których można dorobić się szybkich pieniędzy, ale też zaznać nędzy moralnej − matki pracują tu jako mrówki, córki zajmują się prostytucją, a synowie przerzutem ludzi przez granicę. Łatwy zarobek ściągnął wielu chętnych z całego kraju, taksówki walczą na moście granicznym w Gubinie o możliwość dowożenia niemieckich klientów do polskich burdeli.
Nowak dzięki swoim bohaterom zgłębia drugą twarz polskiej gospodarki: tę opartą na ciężkiej przemytniczej pracy, przenoszeniu kartonów papierosów, handlowaniu ubraniami na bazarze, zbieraniu złomu po niemieckiej stronie, przywożeniu mebli „z wystawek”. Szczytem marzeń dla specjalistów od przygranicznego biznesu jest własny dom publiczny. Dlatego właśnie jedna z bohaterek mówi:
Słubice to kurewskie i złodziejskie miasto.
To eldorado powoli jednak obumiera:
A ci nasi enerdowcy też groszem nie śmierdzą. Nieraz widziałam na osiedlu, jak pod blokiem Niemiec otwierał kanister, taki przerobiony i upychał do środka papierosy. Zaklejał taśmą, sikał sprejem. Przecież bogaty by sobie tyle trudu nie zadawał dla paru papierosów.
Jednak obok współczesnej ekonomii w Obwodzie głowy nieustannie przewija się wojenna historia. Autor wybiera postacie szarych obywateli III Rzeszy, tych, którzy przyjmowali życie w systemie totalitarnym, bo za bardzo byli zajęci pracą w polu, by poświęcać się rozważaniom o polityce. Oni też ostatecznie stali się kolejnymi ofiarami nazizmu – tak jak bohaterka reportażu Noc w Wildehagen, której matka wraz z innymi kobietami ze wsi powiesiła się na strychu jednego z domów na wieść o zbliżaniu się Rosjan w 1945 roku. Podobne samobójstwa przetoczyły się falą przez wschodnie landy: ludzie mordowali najpierw dzieci, później sami wieszali się lub podcinali sobie żyły. Kobiety dyskutowały, jak długo trzeba wisieć, by się udusić (Adelheid Nagel przeżyła właśnie dlatego, że się „nie dodusiła”), w aptekach wszystkim chętnym sprzedawano truciznę (niedawno problem tych lęków końca wojny powrócił u nas przy okazji „Róży” Smarzowskiego).  Podobnie jak reżyser, Nowak odkrywa przed czytelnikami jedno z wydarzeń składających się na chaos końca wojny, epizod nie objęty żadnymi statystykami.
Propaganda nazistowska wzmacniała lęk przed Armią Czerwoną, by zmobilizować Niemców do obywatelskiego wysiłku i poświęcenia na rzecz walczącej armii. Jednocześnie jednak nie były tajemnicą gwałty dokonywane przez Wehrmacht na Wschodzie i Niemcy obawiali się zemsty ze strony przeciwnika. Odwet ten był zresztą sankcjonowany przez najwyższe władze radzieckie – Nowak cytuje wypowiedź Stalina:
Niech pan sobie wyobrazi człowieka, który, który walczył na całym odcinku między Stalingradem a Belgradem, przemierzywszy tysiące kilometrów przez własny zniszczony kraj, po trupach swoich kolegów i najukochańszych krewnych! Jak taki człowiek ma normalnie reagować? I co w tym strasznego, że po tych wszystkich okropieństwach zabawi się z kobietą?
Autor Obwodu głowywychodzi jednak poza interpretację odwołującą się do rachunku krzywd. Przyczyn zbiorowych samobójstw szuka w wyobrażeniach, stereotypach społecznych. Jak bowiem uzasadnić fakt, że ludzie zabijali się nawet po podpisaniu kapitulacji? Jak wytłumaczyć, że ten sam gest wykonali parobcy w Prusach i Goebbels w Berlinie? Nowak widzi w samobójstwach rodzaj buntu, oporu wobec świadomości rozpadu dotychczasowego porządku, poczucia absolutnej klęski. Z tej wizji spełniającej się apokalipsy istniało tylko jedno wyjście – właśnie w śmierć.
I nie było sensu, żeby po tym końcu świata żyły też ich dzieci, jako niewolnicy.
Historia, postrzegana przez Nowaka, posiada przede wszystkim moc modyfikowania tożsamości. To zbieg okoliczności decyduje o tym, kim jesteśmy, do jakiej nacji i społeczności się zaliczamy. Człowiek wplątany w tryby historii zostaje wyzuty z tego, co dało mu wychowanie, gubi wspomnienia. Dowodzą tego losy „podmienionych” dzieci i bohatera Mojego warszawskiego szału – Mathiego Schenka. Uciekający przed Rosjanami Mathi, zostaje uratowany przez Polaków, żyje we wsi Ochodzy, koło Gniezna, jego gospodarz zamurowuje w ścianie książeczkę wojskową dowodzącą, że chłopak walczył w Warszawie w 1944 roku. Niemiec wyznaje Nowakowi, że gdyby nie list z domu, zostałby w Polsce. Opowiada również o swoim udziale w tłumieniu powstania warszawskiego. Jego relację można czytać jako uzupełnienie Rozmów z katem Moczarskiego, bo także stanowi narrację z niemieckiej, wrogiej perspektywy. O ile jednak Stroop jawi się jako podmiot i inicjator działań, o tyle Mathi Schenk jest zaledwie jedynym z wielu żołnierzy pędzonych niczym bydło przed czołgami. Również historia powstania 1944, opowiadana przez Schenka, daleka jest od opowieści Stroopa o powstaniu w getcie. Brak w niej uporządkowania, liczb, uwag taktycznych, poczucia triumfu – zamiast nich ciągle powraca motyw wymiotów, bezsenności, płaczu, picia i przerażenia. Dowódca oddziału strzela swoim podkomendnym w plecy, jeśli nie wykazują należytego zapału. Mathi boi się Polaków – bo noszą niemieckie mundury i hełmy, bo lepiej niż naziści mówią po niemiecku, a w ciemnościach świetnie walczą na bagnety. Drugą przyczyną lęku jest jednak poczucie, że na równi z Polakami stał się ofiarą wojny, wpadł w tryby maszynerii, która niszczy wszystkich bez względu na narodowość.
 Nowak w swoich reportażach odwołuje się do historii, szuka w niej odpowiedzi na pytania dotyczące konfliktu polsko-niemieckiego. Daleki od oceniania wydarzeń wojennych, stawia inną, wartą zastanowienia tezę: że rywalizacja Polaków i Niemców z polityki przeniosła się na grunt gospodarczy (czego dowodzi choćby konflikt między dwoma fabrykami koncernu General Motors w Bochum i Gliwicach), o czym najlepiej świadczy dialog w taksówce:
Parę lat temu taksówkarz w Guben powiedział Krügerowi:
– Jak Polska wejdzie to Unii, to my ten Gubin w jeden dzień wykupimy.
Niedawno Krüger znów jechał taksówką po Guben:
– Jak zniosą granicę Unii na Nysie – mówi taksówkarz – to ci z Gubina nas zjedzą.

Comments

Komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *