Coraz więcej się ostatnio pisze o Elżbiecie Cherezińskiej – w noworocznym numerze „Polityki”Aleksandra Żelazińska napisała tekst „Elżbiea od Piasta” o fenomenie Cherezińskiej (książkowo-filmowym), latem w „Gazecie Wyborczej” świetnie o warstwie ideologicznej pisała Eliza Szybowicz (tutaj link).
Powieści Cherezińskiej rozgrzewają prawicowych recenzentów, którzy w jej powieściach odnajdują potwierdzenie nowego, właściwego światopoglądu. Cherezińska broni się przed tym w sposób umiarkowany. Nie to mnie jednak tutaj interesuje. Bardziej obchodzi mnie to, że przedstawia się ją jako nowego Sienkiewicza albo „Sienkiewicza w spódnicy”. Abstrahuję od mojego absolutnego braku sympatii dla tego pierwszego polskiego Noblisty. Chciałabym jednak podkreślić, że powieści Cherezińskiej mają charakter popularny i nie są do dobre powieści popularne, ponieważ:
- Chwali się ją za feminizm – jej powieści nie mają jednak charakteru feministycznego, a powiedziałabym nawet, że są absolutnie antyfeministyczne. Autorka wybiera sobie na bohaterki kobiety i to jedyna rzecz, która ją łączy z feminizmem. Jej postacie kobiece reprodukują męski sposób widzenia i męski system wartości, kierują się męskimi wartościami. Fakt, że w powieściach wielokrotnie pojawiają się sceny porodów nie czyni z nich powieści feministycznych. Cherezińska słucha jednak uważnie głosów krytycznych, wie, że chwali się ją za oddanie głosu kobietom. Żeby utrzymać zatem ten kierunek, wprowadza do powieści zdania (skądinąd brzmiące koturnowo i nieprawdopodobnie) utrzymujące takie oceny. Świętosława, wracając z Mieszkiem i Bolesławem z grobów pierwszych Piastów, pyta ojca: „Gdzie są kopce ich żon? (…) Moich babek, prababek… Gdzie one są?”.
- Warstwa kompozycyjna zostaje w tych powieściach uproszczona do granic toporności: trzecioosobowy, wszechwiedzący narrator ma ułatwiać czytelnikowi poruszanie się po świecie przedstawionym. Znika jednak wtedy, gdy jego obecność wymuszałaby bardziej skomplikowany, szerszy obraz. Oto przykład: „Harda” rozpoczyna się sceną bitwy z Wieletami. W klasycznej powieści historycznej opis bitwy zająłby kilkanaście-kilkadziesiąt stron, a Cherezińska zamyka go na 3 stronach. Nagle znika narrator auktorialny, bo jego obecność wymuszałaby rozbudowany, szczegółowy opis. W jego miejsce pojawia się narracja personalna, czyli z punktu widzenia postaci. Obserwujemy bitwę oczami Mieszka I, który skupia się na walce, tnie, siecze, uderza, stara się unikać ciosów wymierzonych w podbrzusze konia, bo te pozbawiłyby go lepszej pozycji w walce. Czytelnik dostaje za to ekstrakt, taką powieść historyczną w pigułce – jakby „Nad Niemnem” bez opisów przyrody. Ściągę z powieści, a nie powieść.
- Język tych powieści jest poprawny, dość jednak nieporadny. Brak mu giętkości, lekkości frazy, barwności. Często w dialogach słychać sztuczność, koturnowość, nie mówiąc o już o braku zindywidualizowania wypowiedzi postaci.
- Co więcej, bohaterowie obdarzeni są nadświadomością, w ich wypowiedziach – a większość powieści rozgrywa się w epokach powszechnego analfabetyzmu – pobrzmiewa wiedza, jakiej w żaden sposób nie mogli mieć. Klasyczny anachronizm cechujący słabe powieści historyczne.
- Nudna narracja chronologiczna, cała komplikacja fabuły osiągana jest dzięki wprowadzeniu wielu postaci. Nie jest żadnym nowatorstwem wybór postaci mało znanych z historii, na tym pracuje każda powieść historyczna, czy to Kraszewski, czy Bunch, czy nawet Olga Tokarczuk. Nie da się po prostu inaczej napisać powieści historycznej.
- Cherezińska pisze swoje powieści w nieustannym dialogu z tradycją historiografii, w konsultacji z historykami. Widać to jasno z jej wywiadów i odautorskich komentarzy, w których uzasadnia, dlaczego pozwala sobie na apokryficzne zapisywanie białych plam polskiej historii albo dopisywanie dalszych ciągów do losów mało znanych postaci. Nie bierze jednak pod uwagę tego, że pisze powieść, że trzeba tej formie poświęcić trochę refleksji. Równie dobrze mogłaby rzeźbić w drewnie. W tym sensie nie jest żadnym „Sienkiewiczem w spódnicy”, bo Sienkiewicz, sięgając po formę powieści historycznej, brał na warsztat stosunkowo młody gatunek, ćwiczył go, ustalał jego warunki. Cherezińska wybiera sobie za to najprostsze cechy powieści historycznej i zajeżdża je w nieskończoność.
Dziękuję za ten wpis. Kupiłam "Hardą" skuszona tym hurra optymizmem. Cały czas czeka na przeczytanie, a leży w zasięgu wzroku. Nie chciałam się za nią zabierać, bo bałam się właśnie tej toporności językowej i jakiejś formy łopatologicznego opowiadania historii. Książkę kupiłam i choćby z tego względu będę chciała ją przeczytać. Chcę też sama się przekonać, jaki to ze mnie jest czytelnik – wymagający czy łatwy dla pisarza.
Tak, jak pisałam na Facebooku: gdy czytam książkę napisaną takim łatwym językiem to zawsze się zastanawiam, czy to efekt braków warsztatowych autora, czy też jego przekonanie, że łatwy styl jest przystępniejszy w lekturze i da lepszą sprzedaż… Natomiast Cherezińską szybko się czyta i to jest dobra lektura dla ludzi, którzy mają trochę wiedzy historycznej – można się skonfrontować z wizją przeszłości, którą przedstawia ECh. Bardzo ożywcza lektura (tzn. para z uszu ze złości 😉