Bomba już tyka

Artur Domosławski, Wykluczeni
Wielka Litera 2016
To świetna lektura na polskie Święto Pracy – spędzane przy grillu święto samozadowolenia. To także świetna lektura na każdą inną chwilę, bo Domosławski z całą mocą oskarża gospodarkę neoliberalną, pochyla się nad losem najuboższych, wykluczonych, zniewolonych, pomordowanych i porwanych. Ale po kolei.
 
Choć przez ostatnie kilka lat, czego blog stanowi najlepszy dowód, ciągle czytam polskie non-fiction, to dawno już nie miałam w ręku tekstu, który tak daleko odchodzi od polskiej szkoły reportażu. I ta odmiana daje niezwykłą przyjemność. Domosławski nie pochyla się nad szczegółem, szuka uogólnienia, nie stroni od wykładu, ważny u niego jest głos narratora, podróżnika, reportera, głos jego samego. Nie jest to jednak nigdy wykład naukowy, historyczny, czy publicystyczny skrót. Domosławski ciąży bowiem ku oskarżeniu, i to nie konkretnych ludzi, układów politycznych (choć część jego tekstów ma charakter reportaży śledczych i ważna tu jest wina konkretnych osób), ale wypracowanych mechanizmów sprawowania władzy, organizowania życia politycznego. W kolejnych tekstach pokazuje, że ustanowione nowe prawo podlega błyskawicznej erozji, jak reguły, które miały poprawić warunki życia, ułatwić przestrzeganie prawa, prowadzą do demoralizacji i śmierci. W Brazylii wojsko, wynagradzane za potyczki z partyzantami, zaczyna mordować ludzi luźnych z ubogich dzielnic, by podnieść rachunek „głów”. Wojskowe najazdy na fawele miały wyzwolić je spod wpływów gangów, a sprawiały, że w dzielnicach pojawiały się nieoficjalne i nielegalne milicje wymuszające haracz za ochronę, a mieszkańcy nie byli w stanie płacić rachunków za prąd i wodę (bo wolne fawele są inaczej opodatkowywane niż fawele uznane za niebezpieczne). W Ciudad Juarez kobiety zdobyły pracę w fabrykach i uniezależniły się od władzy mężów, ale za swą wolność przyszło im zapłacić najwyższą cenę – za nasilającą się falę kobietobójstw odpowiada pokolenie ich synów, porzuconych w domach, samotnie oczekujących na powrót matek z montowni. W Izraelu sąd pozwolił Beduinom korzystać z wodociągów poprowadzonych, by nawadniały zielone osiedla osadników, ale jednocześnie nakazano im płacić tak wysokie rachunki, że koczowników na nie stać. Z tych krótkich przykładów wyłania się już wyraźny obraz metody Domosławskiego – nie chodzi przecież o to, że wojsko gdzieś walczy z partyzantką, ale o to, że wykluczonymi stają się ludzie, których dobija wysokość rachunków, których nie stać na bieżącą wodę, których usuwa się, by ich domy nie szpeciły krajobrazu. Wtedy też rośnie gniew i frustracja społeczna, wzmaga się nieufność. W opowieści o miastach Południa ważniejsze od partykularnych historii jest oskarżenie wymierzone w system kapitalistyczny, w organizacje, które mają za zadanie walczyć z biedą – to przeciwko nim właśnie pisze autor Gorączki latynoamerykańskiej. W tę historię jest wpisany i drugi przeciwnik, a jest nim samozadowolenie Zachodu, także nasze-polskie. Można byłoby napisać, że Domosławski uświadamia, jak wielkim przywilejem jest możliwość korzystania z Facebooka, ale jego opowieść nie zasługuje na takie truizmy. Nie każdemu bohaterowi reportażu dana jest bowiem praca i nie każda praca pozwala się wydobyć z nędzy. Na nic zdają się zatem liberalne i protestanckie przekonania, że wystarczy prowadzić się przyzwoicie i ciężko pracować, by żyć dostatnio. Ci, którzy chcą ciężko pracować, w świecie Domosławskiego trafiają na plantacje latyfundystów, gdzie pracują jako niewolnicy, wciąż odrabiając swoje utrzymanie i transport na miejsce. Młode dziewczyny kończą jako naćpane prostytutki, choć wcale nie taki los dla siebie planowały. Ostrożne, pilne i ambitne, nie mają prawa głosu, gdy porywa się je z ulicy. Domosławski uderza w naszą obojętność, ale i w ciekawość tych miejsc, która sprawia, że biura podróży organizują popularne favela tour. Tymczasem fawela to nie przestrzeń do safari dla bogatych białych Europejczyków. To bomba zegarowa, która już tyka: w niedalekiej przyszłości do miast, a właściwie do otaczających je faweli przeprowadzi się dwa miliardy osób i to one wreszcie ruszą na sytą i zamożną resztę świata.
 
Dzięki Domosławskiemu można odrobić lekcję z wrażliwości społecznej, można też zacząć wydobywać się z polskiego zaścianka (a właściwie grillowego ogródka), bo rządzi u niego perspektywa marko, spojrzenie ponadnarodowe, uniwersalizujące. Możemy nauczyć się wiele na temat współczesnych konfliktów, które rozgrywa się na poziomie ekonomicznym. Domosławski też od razu każe nam za tę wiedzę zapłacić: poczuciem bezpieczeństwa, komfortem psychicznym, pewnością, że znamy wszystkie recepty na naprawę świata. I to jest chyba największa zaleta tej książki, która leczy ze złudzeń i wybija z rytmu.

 

Comments

Komentarzy

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *