Będę cię chronił, czyli jak zaakceptować młodsze rodzeństwo

Wśród dydaktycznych książek dziecięcych ważne miejsce zajmuje pewna wyraźna grupa tematyczna: książki przygotowujące na pojawienie się młodszego rodzeństwa.

Problem ważny, źle rozwiązany powoduje poczucie odrzucenia, istotne jest więc znalezienie takiego tekstu, który oswoi zagadnienie, jakoś się przybliży. Kłopot z tym tematem polega jednak na tym, że szalenie trudno jest w interesujący sposób przedstawić powiększenie rodziny, narodziny jakiegoś młodszego zajmującego dorosłych potwora. Autorzy większości książek przynudzają albo dramatyzują – nadzwyczaj często dostajemy opowieść o tym, jak fantastycznie jest być starszym, że można dzielnie zajmować się kimś młodszym, pomóc rodzicom w opiece nad małym, płaczącym bobasem. Żadne rozsądne dziecko nie da się uwieść liście obowiązków! Tylko wyjątkowo tępym dorosłym, pozbawionym wyobraźni albo elementarnych wspomnień z dzieciństwa może się wydawać, że takie przesłanie zainteresuje nieszczęśliwych posiadaczy młodszego rodzeństwa. W innych tekstach problem rodzeństwa zostaje rozwiązany w wątku dramatycznym: starszy brat może się wykazać, uratować malucha z opałów, z prawdziwej katastrofy (wszyscy, którzy czytali tom Tupcio Chrupcio. Mam rodzeństwo wiedzą, o co chodzi). Nie jest to specjalnie praktyczne rozwiązanie: choć większość rodziców, zajmując się noworodkiem i zazdrosnym starszym dzieckiem, marzy często o trzęsieniu ziemi, to jednak nie ma co na nie liczyć w prawdziwym życiu.

Wszystkich tych mielizn unika najnowszy tom przygód Henia. Stephanie Blake nie tylko pokazuje, jak czuje się każde starsze dziecko (zazdrosne, ale i niepewne miłości rodziców), ale i pokazuje w bardzo atrakcyjny sposób, jakie są korzyści z posiadania młodszego rodzeństwa. Nie ma tutaj przepływu dobra od starszego do młodszego (czyli wiecznego powtarzania, że jesteś starszy i MUSISZ się opiekować młodszym), a dokładnie odwrotny. Henio nie może spać w nocy, bo boi się „tysięcy milionów wielkich złych wilków”. Rodzice nie pozwalają mu się wdrapać do ich łóżka i Henio w korytarzu słyszy swojego młodszego brata. Zabiera go do swojego łóżka i dzięki obecności małego zasypia spokojnie, „głupi dzidziuś” chroni przed koszmarami. Takie proste rozwiązanie pozwala pokazać, że starsze rodzeństwo opiekuje się młodszym, ale też coś dzięki temu zyskuje. Nie ma tu żadnych słodkich, ale i okrutnych deklaracji, żadnego przymusu.

Każda z książek cyklu zawiera jedną ilustrację składającą się z wielu mniejszych obrazków. W tym tomie, na tej właśnie stronie rozpisane są wątpliwości Henia: „Jest już u nas trzy dni… Może zostanie na zawsze… To straszne…”. Skrótowość pozwala osiągnąć dwa cele: z jednej strony mały czytelnik odczuwa wspólnotę losu i doświadczenia, utożsamia się z Heniem, z drugiej jednak – nie ma tu miejsca na długi i plastyczny opis nieszczęścia (co jest kolejną winą innych książek o młodszym rodzeństwie, rozbudowujących nadmiernie tę część ekspozycji, która poświęcona jest niepokojom starszaka).

Stephanie Blake, autorka kontrowersyjnego Kupa siku i tym razem nie jest grzeczna. Henio mówi o swoim bracie „głupi dzidziuś”, co nie wszystkim rodzicom się spodoba. Sądzę jednak, że korzyści, jakie daje ta książka, jej pogodny nastrój, a nawet jej buntowniczy charakter świetnie pozwalają oswoić traumatyczne doświadczenie.

Comments

Komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *